Od Redakcji wszystkie artykuły z kategorii >

Z sołtyski… na starostę!

Wrażliwa i zaangażowana społecznie byłam od zawsze. Ale dopiero wybór na sołtyskę pięknej mazurskiej wsi Trygort rozpoczął moją karierę. Pamiętam ten ciężar odpowiedzialności, który poczułam na swych barkach po wygranych wyborach sołeckich. - Wierzymy, że teraz będzie się działo - mówili mieszkańcy, a ja czułam coraz większe przerażenie. Czy podołam wyzwaniu? Dziś wiem, że ten strach nieodłącznie towarzyszy prawdziwym liderom, którzy poważnie podchodzą do powierzonych im funkcji. Po 9 latach sołtysowania zostawiłam zadbaną wieś, z wyremontowaną i doskonale wyposażoną świetlicą, miejscami sportowo-rekreacyjnymi na boisku i plaży sołeckiej, z kompletem nagród w ogólnopolskich konkursach. Ale to co najważniejsze, zostawiłam wieś doskonale zżytą, mieszkańców lubiących ze sobą spędzać czas, interesujących się losami zaginionych psów i kotów, widzących komu i gdzie dzieje się krzywda, i reagujących. Czy jest recepta na budowanie zaangażowanej wspólnoty? Podczas wizyt studyjnych, które licznie nas odwiedzają, często zadaję pytanie: na ile osób z waszej społeczności możecie liczyć, że przyjdą i pomogą? Padają różne liczby, które następnie polecam skonfrontować z liczbą mieszkańców. I okazuje się, że wszędzie jest tak samo. Osób aktywnych jest około 8- 10 %. Kolejne 30-40 % chętnie przyjdzie na doroczny festyn, bądź zaangażuje się sporadycznie. Połowa mieszkańców nie ma potrzeby uczestniczenia w życiu społecznym. Ale w każdej wsi jest jedna, dwie osoby, którym się nic nie podoba, które jątrzą i uprzykrzają życie liderowi. I w tym momencie warto zadać sobie pytanie, komu i ile czasu i energii poświęcamy, jako liderzy. Zwykle pochłaniają nas jątrzyciele oraz osoby, które się nie angażują. Tymczasem tracimy z oczu tych, co zawsze są przy nas i wspierają. A wystarczy odwrócić ten schemat. Skupić się na tych zaangażowanych, cieszyć się ich obecnością, dziękować, celebrować wspólne chwile, mówić o wspólnym sukcesie. Nie raczyć uwagą tych, którym się nie chce. Ich wybór. „Kochaj bliźniego swego, jak siebie samego”. Ponadczasowe. Dobry lider to lider świadomy swych mocy, zalet, umiejętności, osoba, która ma do siebie miłość i szacunek. Która zna również swoje słabe strony i ma wobec siebie wyrozumiałość. Gdy jesteśmy w porządku wobec siebie, możemy pociągnąć za sobą innych do wspólnych działań, do zmiany świata na lepsze. Lider to osoba, która nie potrafi wielu rzeczy po to właśnie, by dać innym przestrzeń do rozwoju. Lidera rozpiera energia i wiara w sukces. Ale żeby móc zarażać tą energią, lider powinien mieć świadomość, co i kto mu ją daje, kiedy powiedzieć stop, by się nie wypalić. Dlatego niezwykle ważni są ludzie, którymi się otaczamy oraz nasza umiejętność delegowania zadań i odpowiedzialności. Umiejętność, którą nieustannie powinniśmy wzmacniać, unikając schematu „lepiej zrobię to sama”. Bycie wyrazistą, odważną liderką to wciąż w naszym kraju ogromne wyzwanie. Od kobiet, szczególnie zaś od kobiet w środowiskach wiejskich oczekuje się skromności, bycia wsparciem dla męża, nie wybijania się na pierwszy plan. Może warto jednak łamać te schematy. Moja skuteczność we wprowadzaniu zmian, kreatywność, umiejętność radzenia sobie w trudnych sytuacjach, a przede wszystkim wizja rozwoju spowodowały, że podjęłam decyzję o kandydowaniu na burmistrza Węgorzewa w ostatnich wyborach samorządowych. Przygotowywałam się do tego przez kilka lat, uczestnicząc w ogólnopolskich programach rozwojowych i dokształcając się m.in. poprzez ukończenie studiów podyplomowych na SGH w dziedzinie finansów samorządu. W kampanii chciałam podkreślić, że to, że jestem kobietą to ogromny atut, ale nie chciałam mówić o tym wprost. Stąd pomysł na różową kampanię, a dokładniej precyzując kampanię w kolorze fuksji. Po dzień dzisiejszy mijając kobiety ubrane w ten kolor, uśmiechamy się do siebie tym naszym kobiecym wzmacniającym uśmiechem… Wybory przegrałam. Już w pierwszej turze. Jakże w tym trudnym momencie pomocną mi była moja świadomość liderska. Świadomość, że porażka to droga do rozwoju. Że mój komitet wyborczy to wyjątkowi ludzie, a więzi które powstały w ciągu tych kilku miesięcy będą trwały latami. Jak miło było mi usłyszeć, że dla moich kandydatów kampania była przygodą życia. W powyborczy poniedziałkowy wieczór od swoich ludzi otrzymałam tak ogromne i spektakularne wsparcie, że energia wróciła ze zdwojoną mocą. W momencie, gdy nadszedł wieczór i mogłam zamknąć się w domu i pogrążyć w czarnej rozpaczy stała się magia. Na moje podwórko zajechał rząd samochodów. To moje KGW i mieszkańcy wsi z wymalowanym banerem „Królowa jest tylko jedna – nasza Ala”, z podarunkami, szampanem, z przytulaniem, łzami i wpatrzeni we mnie jak w obrazek. Jak w swoją liderkę z krwi i kości. Za pół godziny przyjechały kolejne samochody z ludźmi z komitetu wyborczego, a żeby podnieść napięcie za kolejne pół godziny kolejne samochody… A wszyscy przyjechali po to, by usłyszeć moje zapewnienie, że nie odpuszczę, że będę dalej działać, że będę liderką, która wyznaczy nowe cele i poprowadzi naprzód. Wybory przegrane, ale nasza moc i energia trwają. Rano zwarta i gotowa do działania zrobiłam to, co do lidera należy. Lider nie zostawia swoich ludzi. A osoby, które weszły do rady gminy i powiatu potrzebowały mojego wsparcia w tworzeniu koalicji. Moje rozmowy, które miały zapewnić dobry układ koalicyjny moim dwóm radnym powiatowym pokazały, że jako komitet mamy jednak siłę. Kampania przeprowadzona profesjonalnie i bez oszczerstw pozwoliła, byśmy z moim kontrkandydatem – burmistrzem już po tygodniu siedzieli razem przy stole i układali plan na powiat. Sytuacja niezwykle trudna, bo 15 radnych pochodziło z 6 różnych komitetów, z czego 5 osób z jednego silnego komitetu. Przewaga tej piątki wydawała się przytłaczająca, ale tu znów liderskie doświadczenie wzięło górę. Nigdy nie odpuszczaj i walcz do końca! Umiejętność zjednoczenia w jednym wspólnym celu zaowocowała utworzeniem koalicji złożonej z pięciu różnych komitetów. Tak oto zostałam starostą spoza rady, z tylko dwoma swoimi radnymi! Prosto z sołtyski na starostę. Dziś po siedmiu miesiącach na urzędzie wiem, że moje doświadczenie z pracy społecznej, chęć do rozmów z każdym, otwartość i odwaga, doświadczenie z działalności w III sektorze są na tym stanowisku bezcenne i pozwalają działać poza schematami. A starosta-szef, który ufa pracownikom, dba o atmosferę w pracy, wzmacnia i wspiera w trudnych sytuacjach to zdecydowany powiew świeżości. Alicja Rymszewicz

Już jest – nowy KWARTALNIK

„mojaWieś mojeMiasto” to kwartalnik pełen pasji, emocji i niezwykłych historii – o ludziach, którzy swoją codzienność zamieniają w inspirującą opowieść. Każde wydanie to spotkanie z osobami, które zachwycają autentycznością, zaangażowaniem i odwagą w realizowaniu własnych wizji. W tym numerze szczególną uwagę poświęcamy Paniom z Kół Gospodyń Wiejskich – „Aktywna Pokrzywnica” oraz KGW w Cierpiszu. Ich działalność udowadnia, że tradycja może iść w parze z nowoczesnością. To liderki lokalnych społeczności – pełne pomysłów, energii i smaku, który łączy pokolenia. Dagmara Kołodziejczyk, pasjonatka muzyki i niecodziennych form aktywności fizycznej, pokazuje, że radość życia i determinacja mogą być źródłem niezwykłej siły. Agnieszka Sandor, twórczyni smaków i uczestniczka konferencji „Kobiety tworzą innowację”, zachwyca niepowtarzalnym podejściem do kulinarnej sztuki. W gronie artystów prezentowanych w tym wydaniu znalazła się także Anna Bożena Dończyk-Gajos, która wspólnie z mężem Mieczysławem Gajosem z pasją oddaje hołd twórczości Edith Piaf. Ich interpretacja utworu „Non je ne regrette rien” przywołuje ducha francuskiej klasyki w najlepszym wydaniu. Nie zabrakło też refleksji – dzięki stałym felietonom Daniela Muszy i Mariana Kwietnia. Ich teksty nie tylko poruszają ważne tematy społeczne, ale również prowokują do przemyśleń i budują przestrzeń do dialogu. Liczne listy i komentarze od Czytelników są najlepszym dowodem na to, że te słowa mają znaczenie. Przyglądamy się także sile wspólnoty – temu, co może powstać, gdy ludzie działają razem, wspierają się, dzielą doświadczeniem i wzajemnie inspirują. To właśnie w takich miejscach rodzą się najciekawsze inicjatywy, które warto pielęgnować i promować. Na okładce bieżącego numeru znalazł się Wojciech Legawiec, prezes Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. W artykule opowiada o roli Kół Gospodyń Wiejskich, ich znaczeniu dla polskiej wsi oraz o wsparciu, jakie ARiMR oferuje tym niezwykle aktywnym organizacjom. To ważny głos w dyskusji o rozwoju lokalnych społeczności. Zachęcamy do lektury – wierzymy, że każda historia, każde słowo i każde zdjęcie dostarczą Czytelnikom wzruszeń, inspiracji oraz zachęty do odkrywania piękna w codzienności. Czytaj dalej

Rodzic – zawód, który nie ma emerytury

Samotne rodzicielstwo – czy aż tak brzmi strasznie? Przyjęło się, że pełna rodzina stanowi fundament polskiej tradycji zakorzenionej i wpajanej nam od lat. Samotni rodzice już inaczej są postrzegani i nie zawsze mają łatwe życie. Zwłaszcza, gdy nie można liczyć na pomoc państwa? A może jednak udaje im się wiązać koniec z końcem? Przecież Polak potrafi kombinować. Życie na koszt państwa jest coraz bardziej popularnym modelem zarobkowym w Polsce, a samotny nie zawsze znaczy niezaradny. Jak to tak, gdy jednego rodzica brak? Samotna z wyboru, ale czy z własnego? Samotne macierzyństwo to nie zawsze własny wybór, ale też przewrót losu. Ile jest przypadków, gdy kobieta po nocy z facetem zachodzi w ciąże, a jego później szukać jak wiatru w polu. Może to być jednorazowa przygoda na dyskotece czy po udanej randce. Nie każdy mężczyzna zasługuje żeby go tak nazywać, bo jest odsetek takich, co na wieść o dziecku uciekają. Najgorszym, co może spotkać kobietę to przedwczesna śmierć partnera, gdzie w jednej chwili już sama musi się mierzyć z samotnym wychowywaniem dzieci. Moi dziadkowie mieli sąsiadkę, której mąż zmarł na zawał w wieku 33 lat, nagle została sama z dwójką synów, a co najlepsze o ile tak to można nazwać w jej sytuacji, miesiąc po jego śmierci dowiedziała się, że jest w ciąży i oczekiwała córeczki, którą jej mąż tak bardzo pragnął. Dała sobie radę, choć nie ukrywam, że brak ojca odbił się na psychice i wychowaniu dzieci.  Mam kuzynkę, której marzeniem było posiadanie dziecka i spełniała swoje pragnienie. Z góry wiedziała, że nie chcę, aby ojciec był obecny w jej życiu i dziecka. Wybrała sobie na dawcę nasienia kolegę swojego brata. Nie chciała od niego żeby łożył na dziecko, a mimo wszystko on sam z siebie dawał niemałe pieniądze. Była na tyle głupia, żeby po kilku latach złożyć sprawę o alimenty, a sąd przyznał jej o połowę mniejsze pieniądze niż dostawała normalnie.  Mama – bohaterem mojego życia Ona zaszła, wpadła w trwogę, On w tym czasie dał już nogę… Znam kilka kobiet, które samotnie zastępują oboje rodziców i powiem wam, że radzą sobie, choć łatwo nie jest. Nie będę wnikała w trud wychowania dzieci, bo to indywidualna sprawa i temat na osobny artykuł. Skupię się bardziej na finansowych problemach, z jakim się mierzą każdego dnia. Na dziecko powyżej pierwszego roku życia średnio rodzic dostaje ze wszystkim zasiłkami około 1500 zł. Co to za śmieszne pieniądze, zwłaszcza, gdy dzieci nie są w wieku szkolnym i wymagają opieki, a matka jest zdana sama na siebie. Bez wsparcia ze strony bliskich, którzy by mogli zająć się dziećmi, a ona by mogła podjąć pracę. Państwo powinno zagwarantować dla samotnego rodzica, który chce podjąć pracę, dostęp do darmowego żłobka i przedszkola. Podkreślam, że tylko dla pracującej matki czy ojca. Określone zasiłki, z wyjątkiem „800 plus”, też by mogły być wyższe, tylko weryfikacja osób powinna być bardziej wnikliwa, tak żeby ta pomoc trafiła do osób, które rzeczywiście jej potrzebują, a nie do oszustów żyjących w konkubinacie lub na kocią łapę i ukrywają to przed urzędami. Na dzień ojca i matki to tata dostaje kwiatki. Żona w świat ruszyła, a kołyskę zostawiła… Były samotne matki to teraz coś o samotnym ojcostwie. Temat jak bardzo ważny, a mało dostrzegany przez społeczeństwo. Przyjęło się, że to matki głównie sprawują opiekę nad dzieckiem, dlatego ojcowie odeszli gdzieś w zapomnienie. A takich tatusiów jest całkiem sporo i jak w przypadku kobiet, może to być nieszczęśliwy traf z powodu śmierci ukochanej osoby, ale są też przypadki gdzie matki same opuszczają swoich partnerów, bo nie sprawdzają się w macierzyństwie. Mój przyjaciel jest 3 lata po rozwodzie od ponad roku sam wychowuje syna, bo była żona znalazła partnera, który nie lubi dzieci i ona, jako „kochająca matka” wolała faceta od własnego dziecka. Jest on wspaniałym ojcem, który pracuje zawodowo i świetnie sobie radzi z ojcowskim obowiązkami, chociaż nie byłoby to możliwe bez wsparcia własnej mamy i siostry. Jego też wychowała tylko mama, dlatego jest tak wspaniałym przykładem dla syna, bo wie jak ciężko dorastać bez jednego rodzica. Państwo dać musi, tylko robić, nie ma kto! Jest kasa na dzieciaka – będzie na piwko, a nie na lizaka Nie będę ukrywał, że nie jestem zwolennikiem programu 800 plus. O ile w swym zamyśle miał służyć dobremu, to uważam, że przyczynił się tylko szerzenia bezrobocia, patologii i roszczeniowości. Program miał wpłynąć na zwiększenie przyrostu naturalnego, a odniósł odwrotny skutek. Kiedyś nie było 800 plus i rodzice dawali sobie radę, teraz obecni biorcy są roszczeniowi, bo te pieniądze im się należą. Szkoda tylko, że w niewielkim procencie te pieniądze idą na dzieci. Znam pewne rodziny, gdzie ani jeden rodzic nie pracuje, za to dzieci rodzą się na potęgę, bo są źródłem utrzymania całej rodziny. Jest też pewna samotna matka, która byle tylko nie iść do pracy rozmnaża się średnio co 2 lata. Na dodatek każde dziecko ma innego tatusia, a obecnie spodziewa się już piątego potomka. Powinna być dokładna weryfikacja, na co idą pieniądze i powinny one trafiać tylko do samotnych rodziców, którzy pracują - o ile wiek dziecka im na to pozwala. Z ekonomicznego punktu widzenia ludzie na etacie powinni pracować na emerytury obecnych emerytów. Tymczasem ten program spowodował, że zarówno emeryci jak i osoby chodzące do pracy pracują na zasiłki dla dzieci, których rodzice nie kwapią się żeby poszukać jakiejkolwiek formy zatrudnienia. Ja osobiście nie mając dzieci, pracuję na cudze potomstwo, zamiast na emerytury dla moich rodziców. Rodzic – zawód, który nie ma emerytury Jeśli nie masz powołania, rób karierę, nie Brajana! Nie wszyscy powinni mieć dzieci, za to każde dziecko powinno mieć chociaż jednego kochającego go rodzica. Gdy widzę czasami, w jakich warunkach żyją niektóre dzieci, to się serce kraje. Nie rozumiem rodziców, którzy decydują się na potomstwo, a nie mają nawet warunków, żeby zapewnić im godne dzieciństwo. Jest coraz więcej rodzin zasiłkowych, gdzie dzieci są traktowane, jako towar dochodowy. Szkoda, że za tym nie idzie troska i opieka. Jeśli np. mieszkasz w kawalerce i masz już jedno dziecko czy dwoje, to wiadomo, że nie decydujesz się na kolejne, bo nie ma tam dla nich miejsca. Decyzja o chęci posiadania dziecka powinna być przemyślana i dokładnie przeanalizowana, a nie podejmowana pod wpływem presji czy chęci zysku Nie każdy ma instynkt rodzicielski i z tego powodu nie powinien być stygmatyzowany. Zawód rodzic to praca na 24 h przez całe życie i trzeba być tego świadomym, ale nie brać tego dosłownie, że jak mam dzieci to już do pracy nie idę. Zasiłki powinny być tylko dla osób pracujących zawodowo o ile wiek dziecka na to pozwala. Samotne macierzyństwo to nie tylko egoistyczne zachcianki, ale też nieszczęśliwe zrządzenie losu. Pomoc jest ważna, ale ukierunkowana tylko i wyłącznie na dobro dziecka. Daniel Mucha Czytaj dalej

Uzdrowicielki ciała i duszy

Szeptuchy, uzdrowicielki, „wiedźmy” – to kobiety, które na stałe wpisały się w historię. Wiele małych społeczności kręciło się wokół nich, a ich obecność była nieodłącznym elementem codzienności. Uzdrowicielki te odprawiały rytuały, leczyły, wprowadzały magię do zwykłego życia. Czy istnieje jeszcze miejsce na taką tradycję, która łączy przeszłość z nowoczesnością? Czy współczesne szeptuchy mają swoje miejsce w XXI wieku? Szeptuchy to tradycyjne uzdrowicielki ludowe z Podlasia, które przypominają nam w dzisiejszym świecie, pełnym technologicznych innowacji, o ważności intuicji oraz duchowej więzi z naturą i magią. Ich działania często wymykają się logicznemu wyjaśnieniu, co sprawia, że bywają postrzegane przez niektórych jako zabobony, a ich praktyki jako szkodliwe. To postacie rodem z minionych epok, które stają w obliczu współczesnej rzeczywistości, pełnej smartfonów i mediów społecznościowych. Mimo to, szeptuchy wciąż cieszą się szacunkiem i nadal bywają odwiedzane przez osoby poszukujące wsparcia. Pomimo postępu w medycynie, istnieje wiele tajemnic, które wciąż są nieodkryte, a zjawiska, których nie jesteśmy w stanie wytłumaczyć znanymi metodami, dają przestrzeń dla tradycyjnych uzdrowicielek. Współczesne szeptuchy, mimo upływu czasu, znajdują dla siebie miejsce w nowoczesnym świecie. Magia przekazywana z pokolenia na pokolenie Szeptuchy od wieków łączą tradycyjne wierzenia z nowoczesnymi potrzebami społecznymi. Kim są te tajemnicze kobiety, które od wieków przekazują swoje sekrety? Jakie są sekrety ich modlitw i zaklęć? Jak leczą i co stosują w swoich miksturach? Jedno jest pewne: wiedza przekazywana przez pokolenia jest niezwykle cenna. Szeptuchy wykorzystują tradycyjne praktyki swoich babć i prababć, które również czerpały z doświadczeń swoich przodków. Ich działania, choć trudne do wyjaśnienia, często zadziwiają skutecznością i skutkami, które przynoszą ulgę. Znawczynie ziół Ziołolecznictwo to obszar, w którym szeptuchy doskonale się odnajdują. Mają ogromną wiedzę o roślinach i ich właściwościach leczniczych. Znają zioła, które pomagają przy różnych dolegliwościach, a ich domy pełne są suszonych roślin wykorzystywanych do przygotowywania naparów, maści czy olejków. To nie magia, a przekazywana z pokolenia na pokolenie wiedza o roślinach, która daje wymierne efekty w leczeniu. Często natura sama dostarcza nam wszystkiego, co niezbędne do odzyskania zdrowia. Modlitwa i zaklęcia – klucz do mocy Anioły, święci, duchowi przewodnicy i zmarli – to istoty często przywoływane przez szeptuchy. Wzywane są, aby wspierały lub chroniły nie tylko pacjentów, ale także same uzdrowicielki. Dla szeptuch słowo ma wielką moc. Wykorzystują ją w rytuałach, zaklęciach i modlitwach, które potrafią uzdrowić, przynieść ulgę, a nawet uwolnić od negatywnych energii. Słowo jest narzędziem, które kształtuje rzeczywistość i wywołuje konkretne działania. Zrównoważenie ciała i ducha Dla szeptuch nie tylko fizyczne zdrowie jest istotne. Często przyczyną problemów zdrowotnych widzą one zakłócenia w energii ciała. W ich mniemaniu, blokady energetyczne mogą manifestować się w formie chorób, bólów czy depresji. Szeptuchy potrafią dostrzegać te blokady i usuwać je, używając przy tym rąk, świec, wody lub ognia. W niektórych przypadkach tworzą także amulety i talizmany, które chronią przed złymi siłami i pechem. Nazwa „szeptucha” pochodzi od słowa „szept”, które w dawnych czasach było jedną z głównych metod leczenia. To w szeptach, w modlitwach i zaklęciach kryje się moc, która wciąż budzi respekt i nadzieję w sercach tych, którzy szukają pomocy. Czytaj dalej

Dzień Kolorowej Skarpetki – Światowy Dzień Zespołu Downa

Każdego roku, 21 marca, obchodzimy Światowy Dzień Zespołu Downa – dzień poświęcony podnoszeniu świadomości na temat tej genetycznej niepełnosprawności oraz promowaniu pełnej akceptacji i integracji osób z zespołem Downa w społeczeństwie. Symbolem tego dnia są kolorowe skarpetki nie do pary, które każdy może założyć na znak solidarności i wsparcia. Dlaczego 21 marca? Data Święta nie jest przypadkowa – nawiązuje do istoty zespołu Downa, czyli obecności dodatkowego, trzeciego chromosomu w 21. parze chromosomów. Właśnie dlatego 21 marca (21.03) został wybrany na dzień, w którym zwracamy uwagę na potrzeby i prawa osób z trisomią 21. Skąd pomysł na kolorowe skarpetki? Kolorowe skarpetki nie do pary symbolizują różnorodność, indywidualność i radość, którą osoby z zespołem Downa wnoszą do naszego świata. To prosty, ale wymowny gest, który pomaga szerzyć świadomość na temat tego, że każdy z nas jest inny, a jednocześnie równie ważny i wartościowy. Jak możesz się zaangażować? Załóż 21 marca dwie różne, kolorowe skarpetki i podziel się zdjęciem w mediach społecznościowych, oznaczając je hasztagiem #LotsOfSocks. Weź udział w wydarzeniach organizowanych przez fundacje i stowarzyszenia wspierające osoby z zespołem Downa. Edukuj się i innych na temat zespołu Downa – otwartość i zrozumienie to klucz do budowania bardziej przyjaznego i równego społeczeństwa. Pamiętajmy, że Święto to nie tylko okazja do założenia kolorowych skarpetek, ale przede wszystkim moment refleksji nad wartościami takimi jak akceptacja, równość i szacunek dla każdego człowieka. Niech 21 marca stanie się dniem pełnym uśmiechu, wsparcia i pozytywnej energii! Załóż skarpetki i pokaż, że różnorodność jest piękna! Foto: Żłobek "Nasza bajka" Czytaj dalej

Aktualności wszystkie artykuły z kategorii >

Związek na odległość czy ma sens?

Dobra relacja to intymna więź między dwojgiem ludzi, która jest bardzo ważna w związku na odległość. Taki związek jest trudniejszy od innych związków partnerskich. Miłość na odległość jest możliwa, ale wymaga wielu poświęceń i cierpliwości. Oto kilka zasad, które należy przestrzegać, aby związek na odległość był zgodny i miał sens. Związek na odległość – jak utrzymać by przetrwał  1. Kontakt – najważniejszy w związku na odległość jest kontakt. Warto porozumiewać się ze swoim partnerem codziennie, nie tylko rozmawiając przez telefon czy pisząc SMSy. Pomocne mogą być kontakty poprzez kamerkę internetową, która pozwala widzieć się nawzajem podczas rozmów. 2. Regularność rozmów – bywa tak, że nie ma czasu na długie rozmowy przez telefon. Ważniejsza jest jednak ich regularność, dlatego trzeba dbać o to, aby kontaktować się ze swoim ukochanym przynajmniej raz dziennie. 3. Listy miłosne – na papier można przelać wiele miłosnych słów i odczuć, które ciężko jest wyjawić przez telefon czy komunikator internetowy. Listy miłosne będą pamiątką na całe życie, a co więcej są doskonałą formą składania życzeń urodzinowych czy imieninowych. 4. Pozytywne myśli – związek na odległość przynosi ze sobą wiele innych pozytywów. Więcej czasu na spotkania z rodziną i przyjaciółmi, rozwój pasji czy zainteresowań sportowych, by potem wykorzystać czas na rozmowy i opowieści o moim życiu, tak by ta druga osoba jak najpełniej w nim uczestniczyła.   5. Wspólne zajęcia – razem ze swoim ukochanym można znaleźć wspólne zajęcie i dzielić się wrażeniami. Obejrzeć ten sam film, przeczytać tę samą książkę, czy być na przedstawieniu w teatrze w dwóch różnych miejscach, a potem podzielić się swoimi opiniami i wrażeniami.  6. Zaufanie – nie kontroluj swojego partnera, gdyż każdy ma prawo do wolności. Jeśli zdecydowaliście się budować wspólne relacje powinnaś ufać partnerowi. Kiedy jesteś bardzo ciekawa, jak spędził dzień, czy gdzie teraz jest to go wprost o to spytaj, ale nie weryfikuj jego wersji. Ciągłe zainteresowanie partnera twoją osobą świadczy o tym, że zależy ma na związku. Dlatego trzeba panować nad zazdrością, by ona nie doprowadziła do jego rozpadu.  7. Odwiedzanie – związek partnerski nie może opierać się cały czas na telefonach i rozmowach przez Internet. Ludzie potrzebują wzajemnego kontaktu, a każdy potrzebuje się przytulić i poczuć bliskość drugiej osoby. Dlatego tak ważne jest, by, jeśli to możliwe umawiać się na dalekosiężne randki!  8. Pielęgnowanie uczucia – w czasie rozłąki trzeba pielęgnować uczucie. Jest to trudne zadanie, ale nie niemożliwe. Wystarczy spytać jak spędził dzień. Rozmawiać na temat przyszłości i planować wspólne wakacje. 9. Dążenie do zmniejszenia odległości – nie trzeba od razu zamieszkać w jednym mieszkaniu, ale stopniowo zbliżać się do siebie. W sprawach miłosnych wszystko należy załatwiać powoli i spokojnie.   „Pamiętaj – to nie kilometry dzielą ludzi, a obojętność. Odległość zaś przestaje znaczyć cokolwiek, jeśli ktoś znaczy dla Ciebie wszystko…” Rafał Wicijowski  Związek na odległość może być sposobem na wypróbowanie uczuć. Krótkotrwała rozłąka korzystnie wpływa na związek, dodatkowo go umacnia, wyzwala tęsknotę za ukochanym człowiekiem. Uważam jednak, że ludzie, którzy się kochają powinni być razem każdego dnia. Zasypiać i budzić się obok siebie, dzielić ze sobą codzienność, radości i troski. Żadna, nawet najlepsza technologia nie zastąpi nam czułości i bliskości kochanej osoby. Nie przytulimy się przecież do laptopa, czy smartfona! Więc jeśli naprawdę nam zależy, to dążmy do bycia ze sobą na wyciągnięcie ręki.  Magdalena Studzińska   Czytaj dalej

Wieś z chłopa nie wyjdzie…

Znają Państwo powiedzenie: „Chłop ze wsi wyjdzie, ale wieś z chłopa nigdy”. Niektórzy takim określeniem czują się obrażeni, inni poniżeni, aczkolwiek taki odruch ostatnio, jakby zanikał. W moim przypadku, jak w tytule – wieś ze mnie nie wyszła, a to chyba dlatego, że w mieście spędzałem mniej czasu niż na wsi.     Miasto było dla mnie sypialnią, bo w okresie pracy zawodowej większość dnia spędzałem na wsi z młodzieżą, kobietami i „chłopami” na terenie kilku gmin w powiecie. Jak mało kto poznałem ich mentalność, a niektórzy sami obnażyli swe oblicze i dlatego pozwalam sobie co nieco pochwalić i niestety co trzeba skrytykować.  Nie akceptuję chamstwa, obłudy i hipokryzji, a wobec osób nadużywających takie cechy czuje wręcz obrzydzenie, szczególnie wobec tzw. „chorągiewek”.  To tacy, którzy zmieniają swe upodobania, wrodzone poglądy i charakter jak chorągiewki na wietrze. Dla mnie człowiek powinien mieć wartość jak moneta, bez względu czy widzimy jej rewers, czy awers. Niestety, ja zauważam coś innego… Czy Państwo widzą to samo co ja? Czy podzielają Państwo moją opinię?  A może smak nam się zmienił?  Nie tak dawno, niemal w każdym gospodarstwie były krowy, trzoda, drób… była sieć sklepów i punkty skupu produktów rolnych, gwarantujących zbyt mleka, mięsa, zbóż, ziemniaków. Jak szybko zmienił się krajobraz wsi, infrastruktura, estetyka podwórek i tzw. „chłoporobotnika” wizerunek Nie tak dawno słyszało się na wiejskich zebraniach pytania wyrażające krytykę: „Jak to jest, żeby litr mleka kosztował mniej, niż litr gazowanej wody”? Żeby kupić litr „ropy” paliwa do ciągnika, trzeba sprzedać dwa litry mleka… To absurd, wykrzykiwano! Jaka jest dziś relacja cen w porównaniu do cen sprzed kilkudziesięciu lat?  To wiedzą hodowcy, dziś właściciele farm, których jest średnio jeden w gminie, a statystycznie jeden na 11-14 tys. mieszkańców wsi. A co mamy my – mieszkańcy wsi? Mamy wszelkie produkty, jakie chcemy! Także mleko w kartonach, przydatne do spożycia przez 21 dni. Nie jest problemem, że z tego mleka nie uzyskamy kwaśnego, bo w sklepach kefiru pod dostatkiem. Jest maślanka i śmietany o zróżnicowanym procencie oraz wszelkie twarożki. Biorąc pod uwagę częste promocje, no to pozostaje współczuć babciom ich trudu i znoju. Czy na pewno wszyscy współczują, czy może czegoś żałują?  Wiarygodną odpowiedzią może być opinia o dawnym przetwórstwie mięsa w postaci kiełbas, salcesonów, wędzonych boczków i szynek. Dzisiejsze gabloty, wypełnione w pełni wędlinami i niemal pękające w szwach chłodziarki w marketach, to jakby jednolity wyrób. A może smak nam się zmienił?   „Gdy wśród 12-ki, 11 ma spódnice do pół łydki, a jedna mini, to jak to rozumieć?” Niewiele zmieniły się pola i lasy, ale „od oka”. Pola w znacznym stopniu są dzierżawione i tylko kwestia czasu, aby znikły miedze, na których trzymane na postronkach krówki, ponad pół wieku temu pasały osoby starsze.  Dziś kobiety mieszkające na wsi, to nie „kobity ze wsi”, nie „wiejskie baby”, to Panie w swej aparycji nieróżniące się od mieszkanek miast, niekiedy lepiej się prezentujące stylem ubioru i makijażu. Dziś mieszkanki wsi postrzegamy, jako Panie zorganizowane w Stowarzyszeniach, Kołach Gospodyń Wiejskich. Mimo, że w czasach PRL organizacje KGW istniały (ich rodowód to 1866 r.) to te dzisiejsze są finansowo bardzo dowartościowane. Te dawniejsze organizacje, które znam, z którymi w pewnym sensie współpracowałem, były ideologicznie bliskie swej statutowej roli. Bardzo dużo inicjatyw i działań podyktowanych było potrzebami lokalnych mieszkańców, szczególnie nakierowanych na potrzeby gospodyń i wiejskich dzieci. Kobiety uaktywniały swe środowiska poprzez kursy, szkolenia, poprzez konkursy gospodynie (mieszkanki wsi) ze sobą rywalizowały, poprzez prenumeratę czasopism dla kobiet realizowano zagadnienia oświatowe, organizowano wakacyjną opiekę nad dziećmi tzw. dziecińce, prowadzono wypożyczalnie naczyń oraz rozprowadzano wśród rolników kurczęta, nasiona, paszę.  Tych działań nie dofinansowywało Państwo, jak dzieje się to obecnie. Stroje ludowe w duchu patriotyzmu wyrażały region, a dzisiejsze stroje są wyrazem własnych gustów, pomysłów i tzw. „widzimisię” (gdy wśród 12-ki, 11 ma spódnice do pół łydki, a jedna mini, to jak to rozumieć?) Notatki babć, produkty z marketu… Dziś trendem w działalności KGW są kulinaria, bo sprzyja temu polityczny klimat. Nie rozumiem, dlaczego od kilku dekad rządzący, nie dopatrują się potrzeby troski o zachowanie lokalnych pamiątek. Zastanawiam się, czy od wielu lat zmasowane działania z ogromnym dofinansowaniem organizacji kobiecych na rzez rzekomej ludowej tradycji ukierunkowanej wyłącznie na zagadnienia kulinarne, nie są działaniami dywersyjnymi obcych służb. Znamy z historii, jak jedli pili i popuszczali pasa (początek VIII wieku). Wiemy, że w 1772 r. skończyło się to rozbiorem Polski. Czy nie grozi nam to kolejny raz, gdy dzisiejsze polityczne spory poddamy głębszej analizie?        Może trzeba zadbać i zabezpieczyć pozostające w wielu domach i rodzinach pamiątki w postaci dokumentów i zdjęć. Naprawdę nikt nie dostrzega zagrożenia ich utraty?  W czym tkwi problem, aby poprzez działające organizacje i powstające świetlice tworzyć kroniki i biografie miejscowości z zachowaniem pamięci o osobach szczególnych uzdolnień, kwalifikacji lub twórczego dorobku i ująć to w wybranej formie?  Może wystarczyłoby wygospodarować szufladę, półkę w szafie, by przechować pamiątki minionych czasów? Tak dużo słyszymy o tym, że mamy szacunek do naszych babć, ale czy tylko w obszarze kulinarnym?  Szanowne Panie – czy nie ośmieszacie się swymi wypowiedziami o rzekomych produktach tworzonych na bazie notatek babć? Kiedykolwiek jestem na festynie, gdzie rywalizują w konkursach kulinarnych „gosposie” i podkreślają, iż produkt jest tradycją, to pytam: która z członkiń może sprzedać jajka od własnych kurek? Pytaniem takim wzbudzam zaskoczenie i słyszę odpowiedź, że one jajka kupują. Kupują także mleko, śmietanę, makaron, smalec, wszelkie wyroby wędliniarskie i oczywiście chleb, aby serwować pajdy chleba ze smalcem i plasterkiem ogórka – nie kiszonego we własnym gospodarstwie i nie ze sklepu – kupują, jak mówią w marketach, pomijam nazwę…     Pamiętam, jak pół wieku temu podczas dożynek, gdy cenzurowano to i owo, zespoły śpiewacze nie szczędziły krytyki wobec lokalnych włodarzy. Krytyki nie szczędziły kabarety, a dziś, gdy mamy demokrację i ogrom politycznych sporów, ludowe zespoły nie podejmują krytyki żadnej partii od kilkunastu lat. Mimo, że politycznych dyskusji z jaskrawymi i zróżnicowanymi opiniami w rodzinach jest „pod sufit”, to ludzie zachowują się, jak wspomniane wcześniej chorągiewki.         Czy członkinie organizacji kobiet wdzięczne za finansowe wsparcie robią to, co robią, bo taka koniunktura, taka moda i zapotrzebowanie, a przy tym jest wesoło, bo „pijmy żywcem, aż się okocim”, ma to swój sens? Zastanawiam się, o co w tym wszystkim chodzi i dlaczego jest tak głęboki upadek kulturowych wartości, szacunku do autentycznej ludowej tradycji? Szacunek do wartości patriotycznych jest zauważalny, ale wskazane kwestie w obszarze ludowej kultury, są moim zdaniem zaniedbaniem resortu rolnictwa.   Moja wieś i moje miasto, niczym jak tytuł kwartalnika są nierozdzielne. Choć mieszkam w mieście, to pochodzenia ze wsi nie da się pominąć, bynajmniej mnie. Dostrzegam plusy i minusy, i co gorsze wiele znaków zapytania, wiele niewiadomych, które pozornie łatwe do rozwiązania, rozwiązywane nie są. I dylemat, dlaczego?  Może Czytelnicy mają własne przemyślenia, sugestie. Jeśli tak - podzielcie się Państwo! Niech piszą Ci, co ze wsi nie wyjdą oraz Ci, którzy ze wsi wyszli, ale wieś jest w nich nadal dosłownie i przenośni.      Marian Kwiecień    :)   Czytaj dalej

Czyste Sołectwo!

W czasie rosnącej świadomości ekologicznej, wiejskie społeczności mogą odegrać ważną rolę w działaniach na rzecz ochrony naszego środowiska. Jednym ze skutecznych sposobów są zbiórki elektroodpadów. Program „Czyste sołectwo” przyczynia się do oczyszczenia wsi ze szkodliwych dla środowiska materiałów i pozbycia się elektrośmieci, ale również oferuje konkretne korzyści finansowe. W artykule przedstawiamy, jak zbiórki elektroodpadów pozytywnie wpływają na życie mieszkańców wsi, sołectw i działanie lokalnych organizacji.  Dlaczego warto?  Elektroodpady to zużyty sprzęt elektryczny i elektroniczny, który nie nadaje się już do użytku. Stare telewizory, komputery czy pralki, zawierają wiele szkodliwych substancji, a niewłaściwie składowane, mogą zanieczyszczać glebę i wodę stanowiąc niebezpieczeństwo dla ludzi i zwierząt.  Zbiórki elektroodpadów są doskonałą okazją do pozbycia się ich w sposób bezpieczny i ekologiczny. Co więcej, biorąc udział w programie uczestnicy zdobywają nagrody finansowe. Za każdą tonę zebranych elektrośmieci można otrzymać 400 zł do wykorzystania na potrzeby danego sołectwa czy koła gospodyń wiejskich oraz dodatkowe nagrody pieniężne.  Jak to działa?  Udział w programie „Czyste sołectwo” jest całkowicie darmowy. Organizacje takie jak koła gospodyń wiejskich mogą koordynować zbiórkę, informując mieszkańców o terminie i miejscu odbioru elektroodpadów. Odpady odbiera profesjonalna firma i przekazuje do recyklingu, a w zamian wieś otrzymuje nagrody finansowe.  Przykłady sukcesów  Wiele wsi już skorzystało z programu” Czyste sołectwo”. Przykładem może być ubiegłoroczny zwycięzca - Sołectwo Bartkowa-Posadowa (woj, małopolskie), gdzie dzięki zbiórce elektroodpadów postawiono lustra drogowe zwiększając bezpieczeństwo mieszkańców i przekazano fantomy szkoleniowe dla Ochotniczej Straży Pożarnej Gródek Nad Dunajcem.  „To bardzo potrzebny sprzęt do ćwiczeń, a miejmy świadomość, że bardzo szybko i fachowo przeprowadzone działania ratownicze, znacznie zwiększają szanse przeżycia poszkodowanego. Dzięki wykorzystaniu medycznego fantoma szko- leniowego można wiernie odtworzyć warunki, w jakich odbywa się resuscytacja. Manekiny do nauki pierwszej pomocy znakomicie odwzorowują anatomię człowieka. To prezent od nas wszystkich.  Każdy, kto w zeszłym roku oddał choć jeden maleńki elektroodpad, ma prawo czuć się fundatorem tego sprzętu, gdyż został on zakupiony ze środków z programu CZYSTE SOŁECTWO”.  Joanna Osika-Bocheńska – sołtyska wsi Bartkowa-Posadowa  Dzięki zaangażowaniu społeczności, udało się zebrać 19 005 kg elektrośmieci, co dało 7 602 złotych oraz zapewniło pierwsze miejsce w konkursie i nagrodę dodatkową w wysokości 8 000 zł. Łącznie sołectwo otrzymało imponującą kwotę: 15 602 zł!  Innym przykładem jest Sołectwo Dalachów (woj. opolskie) - zdobywca drugiego miejsca w programie. Zebrano 10 958 kg elektroodpadów co dało kwotę 4 383,20 zł oraz zapewniło II miejsce w konkursie. Łącznie sołectwo otrzymało ponad 9 000 zł.  „Pieniądze wydajemy na zagospodarowanie naszego placu Sołeckiego. Między innymi zasadzenie krzewów, żeby zrobiło się ładnie i przyjemnie. Część nagrody wydajemy także na zajęcia dla dzieci i na nagrody. Niedawno obchodziliśmy Dzień Dziecka i właśnie dzięki zebranej kwocie mogliśmy zapewnić dzieciom darmowe dmuchańce i opłacenie profesjonalnego animatora.  W programie „Czyste sołectwo” bierzemy udział także w tym roku, ponieważ dzięki firmie ASEKOL możemy wzbogacić nasz budżet Sołecki, ale również dbamy o planetę."”.  Patrycja Tracz-Wilk – sołtyska Dalachowa  W programie „Czyste sołectwo” uczestniczyło także Sołectwo Olszowa (woj. wielkopolskie). Mieszkańcy wsi Olszowa i okolicznych miejscowości zebrali łącznie prawie 10 ton elektroodpadów.  „Z uzyskanych środków zakupiono dwa parasole plenerowe, cztery stoły oraz osiem ławek ogrodowych, które służą społeczności podczas imprez i wydarzeń organizowanych w sołectwie.  Środki na ten zakup pochodziły z nagrody, którą otrzymało nasze sołectwo w ogólnopolskim konkursie "Czyste Sołectwo" oraz środków Rady Sołeckiej”.  Grzegorz Berski – sołtys Olszowej  Jak zacząć?  Udział w Programie „Czyste Sołectwo” jest bezpłatny i otwarty dla wszystkich sołectw oraz kół gospodyń wiejskich zainteresowanych poprawą stanu środowiska naturalnego oraz integracją lokalnej społeczności.  Kluczowe jest zaangażowanie – im więcej osób dowie się o akcji, tym więcej odpadów uda się zebrać. Warto również wykorzystać media społecznościowe do promocji wydarzenia.  Szczegóły oraz formularz zgłoszeniowy znajdują się na stronie: https://czystesolectwo.pl/  Zbiórki elektroodpadów to świetna okazja dla wsi, żeby pozbyć się elektroodpadów, przyczynić się do ochrony środowiska i jednocześnie zyskać dodatkowe środki finansowe, przynosząc korzyści całej społeczności. Przykłady wsi, które już skorzystały z tego programu, pokazują, że warto podjąć to ekologiczne działanie.  Zbieramy wszystkie elektroodpady:  Duży sprzęt AGD: lodówki, pralki, zmywarki, kuchenki, piekarniki, suszarki do prania itp.  Mały sprzęt AGD: odkurzacze, żelazka, miksery, czajniki elektryczne, kuchenki mikrofalowe, roboty kuchenne, suszarki do włosów, lokówki, golarki, maszyny do szycia itp.  Sprzęt RTV: telewizory, radia, odtwarzacze, dekodery, głośniki itp.  Sprzęt IT: komputery, laptopy, klawiatury, myszki, monitory, drukarki, zasilacze UPS itp.  A także: zabawki elektryczne, elektryczny sprzęt sportowy, kable, zasilacze, silniki elektryczne, elektronarzędzia itp.  Akcja nie obejmuje zbiórki świetlówek i tonerów. Czytaj dalej

Trwa przekierowywanie...

Trwa przetwarzanie ...

Twój kłos został poprawnie oddany!

Twój kłos został usunięty!

Wystąpił błąd podczas kłosowania. Twój kłos nie został oddany!

Plik jest zbyt duży, dozwolona wielkośc to max 10MB.

Aktualnie trwa modernizacja sklepu.
Zapraszamy już wkrótce!

Korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies użytkownik może kontrolować za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Dalsze korzystanie z naszego serwisu internetowego, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje stosowanie plików cookies.

Zamknij