Talenty i pasje

Rękodzieło

Emerytura - początek wspaniałej przygody!

Wykwalifikowana księgowa, kobieta z przeżyciami, emerytka i ... malarka . Jej pasja przyszła całkiem niespodziewanie i zmieniła życie wraz z niezwykłymi motywami, kolorami i radością! Zapraszamy Państwa na wywiad z Małgorzatą Średzińską – kobietą, malarką, o niezwykłej wyobraźni artystycznej. Małgosiu, jesteśmy w Twojej pracowni malarskiej? - Hmm... można tak powiedzieć. Mój stół jest moją pracownią malarską. To tutaj wszystko się dzieje. Kiedy maluję swój obraz, to nigdy do końca nie wiem, jaki będzie efekt i kiedy go skończę. Czasami maluję 5 godzin i odkładam pędzle, wracam po tygodniu lub po miesiącu. Czasami maluję tak długo, jak nie skończę... a życie płynie sobie dalej. Wraz z Zuzią, Twoim kotem - prezentem od wnuczek... ... i dlatego muszę sprzątać swój stół po malowaniu, ponieważ kiedyś Zuza przeszła po mojej pracowni. Miałam odrobinę sprzątania w całym domu! (śmiech) Małgosiu, w dzieciństwie malowałaś? Dopiero, gdy urodziłam Marysię, zaczęłam rysować. Ale kiedyś, w dzieciństwie nie bawiłam się farbami akrylowymi. (śmiech) A potem była księgowość… Potem, miedzy różnymi przejściami, była księgowość i w trakcie pojawiły się koszyczki z papierowej wikliny… Wyglądają jak prawdziwa wiklina, sama jestem posiadaczką Twoich wspaniałych papierowych dzieł! Jak się je robi? Sposób jest prosty, zwija się papier w rurki i zaczyna pleść koszyk, potem zaczęłam pleść też wianki z wikliny papierowej. Zajmowałam się też decoupage, aż spróbowałam jeszcze czegoś innego, zaczęłam robić kwiatuszki ze wstążki, czyli kanzashi, którymi ozdabiałam wianki i koszyki. Jak się stało, że wyrosła z Ciebie malarka? Pewnego razu zostały mi farby, którymi malowałam papierową wiklinę i zrobiłam takie mazanie... Od tego się wszystko zaczęło. Kupiłam akwarele. Na początku inspiracje brałam z Internetu. Motywem przewodnim były róże. Zobaczyłam motyw, który mi się spodobał i przenosiłam go na papier. Potem malowałam motywy ze zdjęć. Przypatrywałam się naturze, przynosiłam tulipany, słoneczniki i wrzucałam na płótno. Potem był akryl i wreszcie farby olejne - trudniejsze obrazy. Podpatrywałam znanych wspaniałych malarzy i malowałam... A tutaj widzisz tryptyki, chodziło o kreskę i kolor. Taka moja improwizacja. Właśnie go skończyłam... A jakie ma tytuł? Nie wiem, jeszcze nie wymyśliłam. Może wariactwo, szaleństwo, chaos usystematyzowany? A może radość? Te kolory, aż krzyczą, by podskoczyć z radości! Małgosiu, a Twój ulubiony obraz, który przywołuje wspomnienia? Ten ma 77 lat, wspomnienie z dzieciństwa. Moja babcia z dziadkiem, kiedy sprowadzili do Łodzi dostali ten obraz na nowe mieszkania. Nie wiem, czym on jest malowany, chyba jakimiś kredkami? Zawsze kojarzy mi się z nimi... Małgosiu, w Twoich pracach jest różna tematyka i różne sposoby wykonania. Teraz widzę tutaj ikonę... Poszukuję tematyk, różnych technik i to wszystko sprawia mi ogromną radość, niesamowitą przyjemność... Małgosiu nie masz ochoty wyjść do przyrody? I zacząć malować w parku? Planuję takie wypady, choć w parku są muszki, pszczółki, które trochę przeszkadzają... Poza tym jest kwestia światła, jak zaczynasz malować to światło się zmienia i wtedy robi się zdjęcie, by uchwycić to samo ujęcie. Dlatego często robię zdjęcia w plenerze. Idziesz do parku, robisz swoje zdjęcie, przychodzisz do domu i malujesz? Tak, większość malarzy tak robi, chodzi o kadr. O zobacz, tutaj jest takie zdjęcie i mamy ten obraz, co leży na kapie. Kapie, którą zresztą sama uszyłam... Szyjesz? Niesamowicie uzdolniona kobieta! No właśnie uszyłam dwie kolorowe narzuty dla dzieci. Małgosiu znamy się od lat, poznałam Cię, kiedy byłaś księgową. Potem dowiedziałam się, że grasz na pianinie, a później przyniosłaś koszyczki z papierowej wikliny, zaczęła się rozwijać Twoja artystyczna dusza... No i teraz szyjesz! Właśnie ta „inna” Małgosia sprawia mi ogromną radość. Zmieniłam się. Na lepsze? Nie wiem, musisz sama ocenić! (śmiech) Malowanie sprawia mi ogromną radość. Sama widzisz, jaka jestem uśmiechnięta! Kiedy zgodziłam się na wywiad u Ciebie to miałam jeden cel - przekazać innym, że emerytura to nie jest koniec życia, to jego początek! Wspaniały, inny, interesujący, niezwykły... Twoje obrazy są niezwykłe. Delikatne, oprócz tego tryptyku wszechogarniającej radości (śmiech). Kto Cię zmotywował to takich poszukiwań? Kiedyś otrzymałam informację o możliwości kursu malarskiego u łódzkiej artystki, Pani Doroty Szczęśniak. No i poszłam na ten kurs, który był bardzo, bardzo intensywny, bo chodziłam tam 3 razy w tygodniu! Rzucono mnie na głęboką wodę, bo na początku było rysowanie martwej natury, potem akryl i obraz na zaliczenie. Nauczyłam się mnóstwa rzeczy, za co Pani Dorocie bardzo dziękuję. Przez kolejny rok malowałam w domu, poszukiwałam różnych motywów, czytałam, edukowałam się. (śmiech) I w końcu trafiłam do Miejskiej Strefy Kultury w Łodzi – Centrum Twórczości „Lutnia”, pod skrzydła artystki plastyczki Marty Siedleckiej – Sidor. Spotkałam tam fantastycznych, niesamowicie zdolnych ludzi! Spotykamy się i towarzysko, i wspólnie pracujemy nad naszymi obrazami. Czuję się tam, jak w domu! Spotkałaś wspaniałą artystyczną rodzinę… Są tam ludzie z różnych środowisk, ludzie różnych zawodów i pasji. Sześćdziesięciolatkowie – Plus, którzy właśnie tutaj mogą zacząć wspaniałą przygodę życia i rozwinąć swoje zdolności. Łączy was sztuka! I nasza wystawa po tytułem, „Co mnie cieszy”. Co cieszy Ciebie Małgosiu? Dzieci, wnuki i wspaniali ludzie, no i radość, jak pięknie nazwałaś jeden z tryptyków. No i mam kolejny plan do realizowania... została mi jeszcze glina i rzeźba. I będę to miała! (śmiech) Stuprocentowa artystka! Rozmawiała Sylwia Skulimowska Czytaj dalej

0 0

Rękodzieło

0 0

Rękodzieło

Wśród kolorowych malunków!

Zalipie, od wielu lat jest uważane za najpiękniejszą polską wieś. Stanowi ona filię Muzeum Okręgowego w Tarnowie. Wioska znana jest w Polsce, a być może nawet w całej Europie, dzięki malowanym chatom, których wnętrza i elementy zewnętrznej struktury pokryte są kwiecistymi wzorami. Zalipie to unikalny przykład sztuki ludowej, która przetrwała próbę czasu. Jest ona kontynuowana przez kolejne pokolenia tutejszych mieszkańców. Wioska usytuowana jest w województwie małopolskim, w gminie Olesno.             Malowane chaty Wieś Zalipie od dawna słynie z malowanych chat i oczywiście ich wnętrz. Zwyczaj ozdabiania wiejskich izb kwiecistymi malunkami, wywodzi się z końca XIX wieku. W tym też okresie mieszkanki wsi zaczęły dekorować wnętrza swoich domów, kolorowymi kwiatami wykonanymi z bibułki i wstążek. Wśród wspomnianych dekoracji były też wycinanki, rózga weselna i zdobiące powałę domu pająki wykonane z malowanej słomy. Malowidła ścienne, zarówno te zewnętrzne, jak i wewnętrzne, wykonywano różnymi sposobami. Pierwszym badaczem sztuki malarskiej prezentowanej w Zalipu, był Władysław Hickel. W roku 1906, przypadkowo zauważył on nad łóżkiem dwa arkusze zwykłego papieru, na których zwykłą farbą do malowania ścian namalowane były bukiety kwiatów.             Wykonane były one bardzo stylowo, a podobne były do tych, jakie spotkać można było na chłopskich skrzyniach. Według Hickla wszystko zaczęło się od barwnych haftów, które twórcy ludowi z pasją wykonywali od szeregu lat. Wspomniane hafty można było zobaczyć na kobiecych chustach, zapaskach i roboczych sukmanach. Roślinne motywy ozdobne, wykonane w kolorach czarnym i czerwonym nawiązywały do motywów krakowskich, choć te wiejskie znacznie przewyższały je swoistą oryginalnością. Obok kolorowych haftów pojawiały się też malowanki. Proste metody rozcierania i rozrabiania barwników, potrzebnych do przygotowania farby, kobiety podpatrzyły u kogoś, kto zawodowo zajmował się malowaniem domów. Za wzór posłużyły im oczywiście motywy ze starych skrzyń i tradycyjnych wiejskich haftów. Talent twórców, a także i sytuacja społeczno – ekonomiczna dawnej polskiej wsi, pozwoliły rozwijać się początkowo dwukolorowym motywom ozdobnym, w coraz piękniejsze barwne kwiaty.             W zagrodzie Felicji Curyłowej Prace zalipiańskich artystek można podziwiać m.in. w zagrodzie  Felicji Curyłowej. To ona jest uważana za prekursorkę zalipiańskich malowanych „kwiatków”.  A wiąże się to z czasem, gdy przystępowano do renowacji pobliskiego kościoła. Pani Felicja, zaproponowała, aby ozdobić świątynię „kwiatkami”, gdyż jest to przecież bardzo bliskie sercu każdego mieszkańca wsi. Początkowo malarki Zalipia pokazywały sobie wzajemnie tajemnice warsztatowe. Po latach jednak, każda z nich wypracowała własny styl malowania. Malowidła te dalekie były od naturalizmu, ponieważ każda malarka, na swój sposób widziała kwiat róży, słonecznika, czy też przydrożną macierzankę. Z początku malowane „kwiatki” spotkać można było wyłącznie w domach bogatych gospodarzy, z czasem jednak pojawiały się one też w chatach biedniejszych mieszkańców wioski. Na uwagę zasługuje fakt, że inaczej malowano izbę przeznaczoną dla gości, inaczej izbę do której wchodzi się od święta, a jeszcze inaczej kuchnię. Te malowane motywy, nadają specyficzny klimat oglądanej przez nas wsi.             Feria kolorów i białe firanki Jak więc pięknie i wyjątkowo wyglądają kolorowe malunki, gdy odbijają się one od białej podłogi i białych firaneczek zawieszonych na futrynie okiennej. Biel wykrochmalonej pościeli, w cudowny wprost sposób komponuje się z kolorowymi kwiatami zdobiącymi piece kaflowe, powałę i ściany. To wszystko powoduje, że odczuwamy zwiedzając zalipiańskie zagrody, fantastyczny klimat prawdziwej bajki. Z inicjatywy Muzeum Okręgowego w Tarnowie, corocznie organizowany jest w Zalipiu konkurs pod nazwą „Malowana Chata”. Jego zasadniczym celem jest utrzymanie i rozwój tradycji zdobienia domów i budynków gospodarczych, charakterystycznymi motywami kwiatowymi.      Ewa Michałowska - Walkiewicz   Czytaj dalej

0 0

Rękodzieło

Szycie to moje życie i pasja!

Kiedy zostałam poproszona o napisanie artykułu o swojej pracy do kwartalnika mojaWieś pomyślałam, że to ciekawa propozycja i idealny moment… Nazywam się Inga Fortuniak i od 25 lat prowadzę Pracownię Krawiecką w Pawłowicach, niedaleko Leszna, gdzie zajmuję się szyciem na miarę dla pań. Bakcyl szycia Przygodę z szyciem rozpoczęłam w 7 klasie podstawówki. Wtedy, jak w większości polskich domów, maszyna do szycia była jednym z podstawowych artykułów gospodarstwa domowego. Były to maszyny nie do zdarcia, mam nawet jedną zachowaną na pamiątkę. Na dodatek w Pawłowicach był sklep z metrażem, wiec z tkaninami nie było problemu. I była Burda - magazyn z wykrojami krawieckimi, który zainspirował mnie do zrobienia pierwszego kroku. No i połknęłam bakcyla, bo już na komers, na zakończenie szkoły podstawowej, wystąpiłam we własnoręcznie uszytej kreacji. Wybór Technikum Odzieżowego w Lesznie, był więc dla mnie oczywisty. Poczta pantoflowa Miałam szczęście, bo trafiła mi się najlepsza nauczycielka zawodu w całej szkole, pani Maria Jankowska. Nie pomyliłam się z wyborem zawodu, chociaż nie raz słyszałam komentarze, że najlepsza uczennica w szkole została zwykłą krawcową. No cóż, świadectwa z czerwonym paskiem do niczego w życiu mi się nie przydały. 1 czerwca 1997 roku, nie mając jeszcze świadectwa maturalnego, zarejestrowałam działalność gospodarczą. Wcale mi się do tego nie śpieszyło, ale klientki obszywałam już od drugiej klasy technikum. Jedna pani drugiej pani… i tak pocztą pantoflową wieść szybko się rozniosła, że jest taka osoba, która dobrze szyje. Oryginalne imię też pomogło, bo stało się rozpoznawalne. Kiedyś klientka opowiedziała mi o zabawnej sytuacji. Kiedy czekała w kolejce w piekarni, zwróciła uwagę na ciekawą sukienkę, w którą była ubrana pani, stojąca przed nią. Zapytała, gdzie kupiła taką ładną sukienkę? Okazało się, że sukienka była szyta. Od słowa do słowa doszły, że u pani Ingi. Na co pan, stojący za nimi, odezwał się, że jego żona też u niej szyje.  Ubiór do sylwetki, osobowości i okazji Dobre rzemiosło, ale też wyczucie estetyki, wyobraźnia, doradztwo, aby nie podążać ślepo za modą. By dopasować ubiór do sylwetki, osobowości i okazji. Klientki to doceniają, a to, że pracownia mieści się na wsi, gdzie trzeba dojechać, nie stanowi dla nich problemu. Mało tego, od jednej z pań dostałam kiedyś w prezencie piękny naparstek przywieziony z Cypru. Później sama przywiozłam kilka z zagranicznych podróży. Jednak najwięcej dostaję naparstków od wiernych klientek. Naparstek do naparstka i uzbierała się z tego całkiem niezła kolekcja, ponad 80 sztuk. Co ciekawe, ja nigdy nie używam naparstków przy szyciu ręcznym, bo dla mnie to " ciało obce" tylko przeszkadza, zamiast pomagać. Zdalne szycie… Jest to ciężki kawałek chleba, bo szycie na miarę, to precyzyjna i czasochłonna praca. Ale jest satysfakcja, kiedy klientki wracają, chwalą i polecają swoją krawcową. Część swoich prac prezentuję na stronie pracowni na Facebooku, gdzie zasięgi są nieograniczone. Odzywają się do mnie osoby z Polski i zagranicy. Niestety odległość stanowi problem, żeby przyjechać do przymiarki…, ale zdarza mi się szyć zdalnie. Czyli wymiary klientki ustawiam na manekinie i ubiór przymierzam na nim. Później pięknie zapakowane rzeczy jadą do właścicielki. Marka sama w sobie Panie zamawiają wszystko. Począwszy od prostych bluzek, sukienek, sukni wieczorowych, po płaszcze zimowe. Ostatnio trafiły mi się też suknie ślubne.  Szycie okolicznościowe to 90% mojej pracy. Wesela, komunie, studniówki, bale.. Są panie, które do mnie przyjeżdżają, bo ze względu na rozmiar (nie tylko duży), bądź dysproporcje sylwetki, nie mogą sobie kupić nic gotowego. Ale jest coraz więcej klientek, które nie chcą rzeczy z sieciówek, chcą mieć coś wyjątkowego, oryginalnego. Chcą się wyróżniać albo zwyczajnie, chcą uszyć coś u pani Ingi. I mówią: Inga Fortuniak, to już marka sama w sobie. Od pewnego czasu ubrania spod mojej igły, oznaczone są metką z moim nazwiskiem. Szycie na miarę jest coraz bardziej poszukiwane i doceniane, a znalezienie fachowca z prawdziwego zdarzenia, graniczy z cudem. Nie pomaga zamykanie szkół zawodowych (moja szkoła już nie istnieje) i niestety brakuje kadry nauczycielskiej. Kocham to, co robię! Jednak, wykształcenie to jedno, a pasja, serce do zawodu, tzw. dryg to już zupełnie inna sprawa... Z perspektywy tego ćwierćwiecza, nie wyobrażam sobie, że mogłabym robić coś innego niż szyć. Złoszczę się czasem, że praca zabiera mi życie, czas dla rodziny, ale kocham, to co robię! Szycie to moje życie i pasja! Inga Fortuniak   Pracownia Krawiecka Inga Fortuniak www.facebook.com/Pracownia-Krawiecka-Inga-Fortuniak-105289977879409/ *Podtytuły od redakcji Czytaj dalej

0 0

Rękodzieło

0 0

Rękodzieło

Warsztaty florystyczne - wykonanie wianków adwentowych

 Czas adwentu,to czas przygotowań do Świąt Bożego Narodzenia....  Z tej okazji KGW ,,Wioskowe Trio,, wzięło udział w warsztatach florystycznych ,,Wianki adwentowe,,. Wianki adwentowe, to pierwsza świąteczna ozdoba  oraz pierwsza oznaka  zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia. Na czas tych świąt domy przyozdabiane są przede wszystkim choinkami, podłaźniczkami czy też pająkami żyrandolowymi. W regionie  gdzie mieszkam  ,w rodzinach katolickich  kultywowany jest okrągły wianek  wykonany z gałązek drzewa iglastego, którego kształt symbolizuje  nieskończoność a zielone gałązki,  to symbol życia. Cztery świece zapalane w każdą  niedzielę adwentu  oznajmiają  zbliżanie  się do  narodzin Jezusa  - prawdziwej światłości. Ciekawe jest  również to, że każda świeca ma swoje znaczenie. Pierwsza, to świeca  nadziei, druga pokoju, trzecia radości, czwarta miłości. By zrobić tą świąteczną dekorację trzeba przygotować szkielet -można go wykonać  z gałązek, sznura, myśmy zrobiły go ze słomy. Po uformowaniu okręg  ,obwiązaniu sznurkiem, przy użyciu kleju na gorąco   ozdobiłyśmy go zielonymi gałązkami, umocowałyśmy  podstawki  ze świeczkami, tak by były stabilne. Gdy konstrukcja powstała Panie z jeszcze większym entuzjazmem  zabrały się do dekorowania  wianków mając do dyspozycji mnóstwo różnorodnych, przepięknych materiałów. Nic nie było planowane, aranżowane Panie działały spontanicznie, tak  jak podpowiadało im ich wnętrze. Każda  z nas jest pod wrażeniem swego talentu bowiem powstały piękne dekoracje. Wspólnie spędzony czas  był  dla nas  doskonałą rozrywką a przede wszystkim satysfakcją  z własnoręcznie zrobionego wianka. Irena Kranz i Katarzyna Briks, nasze członkinie -florystki, to one  poprowadziły warsztaty. Dziewczyny z ogromnym  talentem i wyobraźnią, które na co dzień zajmują się robieniem stroików, bukietów, różnorodnych ozdób. To One ilekroć przygotowujemy  w naszym KGW wydarzenia dekorują stoły ciesząc oko przybyłych  gości i nasze. Cieszymy się tym, iż mamy w swoim gronie tak wspaniałe osoby i to, że potrafimy dzielić się swoimi umiejętnościami. Dziękujemy koleżankom za przekazaną wiedzę oraz za wprowadzenie nas w świąteczny nastrój. Czytaj dalej

0 3

Rękodzieło

Warsztaty tworzenia wieńców dożynkowych w GCDT w Pisarzowicach

              W tym roku kalendarzowym nie zabrakło w programie działalności GCDT w Pisarzowicach warsztatów tworzenia wieńców dożynkowych. W tym roku został wykonany wieniec z kategorii kompozycje „Młyn” i wieńce płaskie. Warsztaty były prowadzone przy wsparciu finansowym M-GOK w Wilamowicach. Uczestnikami były nie tylko członkinie KGW Strażniczki Tradycji, ale i panie z CAFE ART, młodzież i mieszkanki Pisarzowic. A zaczęło się tak........panie wraz z młodzieżą na początku lipca ścinały pszenicę i owies. Zboże to suszyło się z dala od gryzoni polnych. Była też lekcja koszenia zboża kosą i robienia snopków oraz stawianie babki. Następnie dzięki udostępnionym pomieszczeniom w Fest- Park przez dwa dni trwały warsztaty tworzenia wieńców dożynkowych pod czujnym okiem projektantki i przy jej ogromnej pomocy, oczywiście p.Urszuli Kucharskiej. Warsztaty były nie tylko wspaniałą zabawą, śmiechem, „słodziutkimi ploteczkami”, ale wytężoną pracą, czasami też i w wielkim skupieniu. Zwinne paluszki pań plotły warkocze, robiły bukieciki, wiązały,  splatały, dobierały kolorystykę. Czasami tę ciszę zakłócało gdakanie kur, zwłaszcza kiedy dumna kura zniosła jajko oznajmiając to całemu światu i nam. Była to też wspaniała lekcja dla młodzieży. Typowa wiejska sielanka. Dziękujemy serdecznie za umożliwienie prowadzenia warsztatów na łanach pszenicy i owsa i ofiarowaniu zboża na wieńce dożynkowe rolnikom naszej miejscowości. Kolejna relacja będzie już z dożynek gminnych, które będą 05 września w Pisarzowicach.   Czytaj dalej

2 3

Trwa przekierowywanie...

Trwa przetwarzanie ...

Twój kłos został poprawnie oddany!

Twój kłos został usunięty!

Wystąpił błąd podczas kłosowania. Twój kłos nie został oddany!

Plik jest zbyt duży, dozwolona wielkośc to max 10MB.

Aktualnie trwa modernizacja sklepu.
Zapraszamy już wkrótce!

Korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies użytkownik może kontrolować za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Dalsze korzystanie z naszego serwisu internetowego, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje stosowanie plików cookies.

Zamknij