0 0
Kłosuj Komentuj Ulubione

Z uśmiechem przez życie!

Koło Gospodyń Wiejskich w Wielkiej Wsi obchodziło w tym roku 85-lecie istnienia. Panie były i są z kulturą za pan brat. Wiele uśmiechu dają i tyle uśmiechu odbierają, razem ze wspaniałą panią Teresą Wójcik. Po prostu, z kabaretem przez życie!

- Moją pierwszą sztuką była „Uczciwa rodzinka”. O rodzince „nie daj Boże”, o ojcu, matce i synu. Graliśmy tę sztukę pięćdziesiąt lat temu, a wszystkie trzy role pamiętam do dziś. Podarować komuś uśmiech to wielka sprawa. Wiele uśmiechu można podarować i wiele uśmiechu otrzymać. To daje mi naprawdę dużą satysfakcję. Skarżenie się na życie i choroby? Nie w moim stylu! Dzięki Bogu, mam dużo młodych znajomych – mówi z uśmiechem 87-letnia pani Teresa.

A wszystko to zaczęło się wtedy…

Koło powstało w 1936 roku. Ze zdjęć uśmiechają się wspaniałe bojowniczki o rolę kobiet na wsi - a było ich aż 40 - pod przewodnictwem pełnej humoru i zdolności pani Kamili Kościelskiej. Panie organizowały wspaniałe kursy pieczenia, m.in.: bab, makowców, a nawet pączków, a także kurs haftowania u pani Marii Fertlińskiej i kurs robienia przetworów - „Przetwory owocowo - warzywne”. Uczestniczyły w konkursach i wystawach. Słynna wystawa pani Marii Fertlińskiej pod nazwą „Artystyczne rękodzieła na wsi”, na której były wystawione przepiękne i własnoręczne hafty członkiń koła, została nagrodzona oryginalnymi krosnami. Nagrodę ufundował starosta, w dowód podziękowań za pracę i zaangażowanie. Panie zresztą ogromnie ceniły pracę kobiet na wsi, wiedziały, że jest ciężka i niedoceniana. Niestety przyszła wojna… Kobiety jednak nie zapomniały o tym, by trzymać się razem, uczyć się i pomagać sobie wzajemnie. W 1964 roku dwanaście pań postanowiło reaktywować Koło Gospodyń Wiejskich w Wielkiej Wsi i krzewić tradycję i kulturę. Wszystko to bardzo pięknie zostało opisane w kronice koła.

Teatr jest magią…

Kiedyś nie było telewizji i Internetu, ale ludzie mieli coś innego, chyba nawet bardziej fascynującego… teatr! Panie postanowiły dać ludziom trochę uśmiechu i przy okazji wspaniale się bawiły oraz zarabiały pieniądze na działalność koła. Przewodniczącą koła została pani Barbara Stępnik, nauczycielka szkoły podstawowej. Już zimną 1968 roku, panie przedstawiły swój pierwszy spektakl „Wilk syty i owca cała”, który stał się sławny też w okolicznych wsiach

– Jeździły od wsi do wsi, były cudownymi aktorkami – wspomina Janina Michalska, członkini koła. – W latach sześćdziesiątych na wsiach nie było telewizorów i seriali, więc mieszkańcy bardzo chętnie przychodzili na przedstawienia.

W latach późniejszych były wystawane również inne sztuki, m.in.: „Moralność pani Dulskiej” i „Qui pro quo”. Oczywiście reżyserką była pani Barbara Stępnik.

– Nauczyła mnie występować na scenie. Oczywiście umiała powiedzieć tekst odpowiednim głosem i zamaszystymi ruchami: „Był sobie słoooń. Wieeeeelki jak słooooń” – prezentuje pani Barbara Włodarczyk, członkini koła.

Nie byłoby tej wyjątkowej historii koła, gdyby nie pani Teresa Wójcik – primadonna twórczości artystycznej Koła Gospodyń Wiejskich w Wielkiej Wsi.

– Żadna z nas nie wyobraża sobie koła bez pani Teresy. Pani Teresa ma najwięcej energii, mimo swoich 87 lat!. Tryska humorem do tego stopnia, że czasem koleżanki nie mogą przestać się śmiać! – śmieje się Iwona Mamzer, członkini koła. - Jej wspaniałe poczucie humoru przejawia się też w sytuacjach nie bardzo do śmiechu. Kiedy leżała w szpitalu, potrafiła rozbawić do łez całą salę chorych. Pani Teresa jest odpowiedzialna za uśmiech, ale i za całokształt twórczości artystycznej koła. Pisze scenariusze do przedstawień i je reżyseruje. Jest autorką tekstów do piosenek i skeczy, które tworzy z ogromną łatwością. Teksty dosłownie płyną spod jej pióra. Nic dziwnego, że zbiera burzę oklasków i wspaniałe nagrody, między innymi jest laureatką przeglądu piosenek ludowych w Lututowie. Powołaniem pani Teresy jest po prostu kabaret i uśmiech! - zaznacza pani Iwona.

Pani Teresa Wójcik ma genialną pamięć i wspomniane cudowne poczucie humoru. Dzięki niej członkinie koła mogą sobie przypomnieć, jak to jest być ciągle młodą osobą!

Choć czasem smutno, czasem wesoło, lecz razem łatwiej żyje się nam...

„...A teraz wszystko tak się zmieniło, traktory warczą, telewizor gra. Można powiedzieć, że żyć jest miło, lecz wciąż każdemu czegoś jest brak. Już tyle lat trwa nasze koło, idziemy razem już wiele lat. Choć czasem smutno, czasem wesoło, lecz razem łatwiej żyje się nam...” Teresa Wójcik

Panie z Koła Gospodyń Wiejskich z Wielkiej Wsi dokładnie pamiętają wspaniałą pracę członkiń przed II wojną światową i po 1964 roku. Kronika podaje, że oprócz teatru, panie organizowały bardzo popularne „odczyty z lekarzem, prawnikiem i odczyty hodowlane”. Kilka lat później, w czasie zabaw, stworzyły loterię fantową, a zarobione pieniądze i datki przekazywały na budowę Centrum Zdrowia Dziecka. Pomagały również wiejskim dzieciom w wyjedzie do sanatorium w Rabce. W 1982 roku uzbierały całkiem niemałą kwotę – 3750 zł.

Dzisiaj członkiń jest już pięćdziesiąt, więc działanie, pod przewodnictwem przewodniczącej Koła Gospodyń Wiejskich w Wielkiej Wsi pani Jadwigi Pokorskiej, idzie z ogromną mocą! Są chyba największym kołem w okolicy zrzeszającym kobiety. Uwielbiają gotować dla innych, ale też trochę dla siebie, ponieważ uczestniczą w wielu konkursach kulinarnych i zdobywają nagrody, np. „Polska od kuchni” w Uniejowie, czy „Wielkanocna Baba z Łódzkiego” i „Chleb Ziemi Łódzkiej”. Ich popisową potrawą jest wątróbka w boczku, która, zdaniem smakoszy, ma wyjątkowy smak. Czytelnikom kwartalnika „mojaWieś”, panie proponują przepis na kolejny rarytas – ciasto „Wawelskie”.

Ale nie tylko jedzeniem człowiek żyje. Wyjątkowy smak mają spotkania z bliskimi. Panie organizują ogniska i pikniki rodzinne, imprezy integracyjne i zabawy, a także wspólnie podróżują, np. do Karpacza, Szklarskiej Poręby. Wystawiają teatrzyki kukiełkowe dla dzieci i dbają o ich rozwój ruchowy angażując się w budowę placu zabaw. Postanowiły też zadbać o zdrowie, promując akcję #szczepimysię z mobilnym punktem szczepień. Panie z Wielkiej Wsi nie byłby sobą, gdyby nie nagrały filmu w konkursie „Koło ARiMR w sercu wsi”, zorganizowanym przez Agencję Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Przedstawiły tę niezwykłą radość robienia coś wspólnie dla dobra innych… i zajęły III miejsce.

Co jest teraz najważniejsze?

- Chciałabym zaangażować w pracę dla wsi właśnie młode pokolenie – mówi pani Jadwiga Pokorska, przewodnicząca koła. - To właśnie młodzi powinni przekazywać dalej zwyczaje i piękne przyśpiewki. A my już razem, z odwieczną prawdą o wspólnocie gospodyń, będziemy robić swoje.

Wawelskie

Ciasto: 2 szklanki mąki, ½ szklanki cukru pudru, 300 g margaryny lub masła, 4 jajka, 4 łyżki mleka, 5 łyżek cukru, 2 łyżeczki proszku do pieczenia, dżem z czarnej porzeczki (słoiczek), bakalie

Krem: ½ litra mleka, cukier waniliowy, 2 łyżki cukru, 2,5 łyżki mąki pszennej, 2,5 łyżki mąki ziemniaczanej, ¾ kostki masła

Masło, cukier puder i żółtka utrzeć, dodać mąkę z proszkiem do pieczenia i mleko. Ciasto podzielić na 2 części. Obie części wyłożyć do blaszek na papier do pieczenia i posmarować dżemem. Piec przez 15 minut w 180 OC. Następnie przygotować dwie miski i do każdej wbić po 2 białka i 2,5 łyżki cukru. Dobrze ubić masę i posmarować każdy z blatów, a następnie posypać bakaliami. Piec następne 10 min.

Przygotowanie kremu: Z 1 litra mleka odlać ½ szklanki i dodać do niej mąkę, cukier i cukier waniliowy. Pozostałe mleko zagotować, wlać mieszankę i ugotować budyń. Masło utrzeć i dodawać wystudzony budyń. Następnie przełożyć blaty kremem.
Sylwia Skulimowska

Redakcja mojaWieś ..

Udostępnij na facebook!

Przeczytaj również wszystkie artykuły z kategorii >

JEŚLI NIE TERAZ, TO KIEDY? POLEDANCE, moja miłość i pasja...

W październiku 2022 r. moja 12 letnia córka Jagna poprosiła mnie o możliwość spróbowania tańca na rurze, czyli POLEDANCE. W wolnej chwili przejrzałam co mamy w pobliżu. Trafiłyśmy do podwrocławskiej Trzebnicy, do Studia Pole Freak, prowadzonego przez Kingę Mamrot, właścicielkę oraz utalentowaną i profesjonalną instruktorkę.  Jagna dołączyła do grupy utworzonej we wrześniu. Grupa była mieszana, od nastolatek, po kobietki w wieku 30-40 lat. Czekając na córkę i nudząc się okrutnie, dyskretnie zaglądałam na salę. Przeszło mi przez myśl, że może także bym spróbowała. Niestety, w grupie nie było wolnego miejsca, a czas pracował na moją niekorzyść. W POLE DANCE podczas regularnych treningów, wprawdzie małymi kroczkami, ale stosunkowo szybko posuwamy się naprzód. Z zajęć na zajęcia grupa robiła progres, a ja siedziałam… W zasadzie już straciłam nadzieję, kiedy w styczniu 2023 r. zwolniło się miejsce.  Wiedziałam, że mam kilka miesięcy do nadrobienia, ale podjęłam rękawice. Rozpoczęłam regularne treningi z grupą córki pod okiem Kasi Orlińskiej.  Zwykła dbałość o kondycję fizyczną oraz dodatkowe zajęcia indywidualne z Kasią, pomogły mi  przetrwać pierwsze treningi i stopniowo nadrobić zaległości.  Niestety w niedługim czasie nasza grupa rozpadła się. Nieliczne osoby, które zostały musiały przenieść się do innych grup o zbliżonym poziomie. Nie poddałyśmy się. Zależało nam, aby zajęcia prowadziła Kasia. Po roku na poziomie podstawowym zdałyśmy egzamin na średniozaawansowany I. I tym oto sposobem minęły 2 lata. Nasza obecna regularna grupa jest na poziomie średniozaawansowanym II i składa się z dziewczyn w wieku od 14 do 18-20 lat oraz 2 „mamusiek”. Zaczynając nie przypuszczałam, że w ogóle dotrę do obecnego poziomu. POLE DANCE mnie zafascynował. W całym tym nieplanowanym zamieszaniu bardzo dużo zawdzięczam niezwykłej instruktorce Kasi Orlińskiej.  Kasia planuje treningi w taki sposób, aby każda z nas jak najlepiej przygotowana była do postawienia kolejnego kroku. Każdą nową figurę wykonuje przynajmniej dwukrotnie, po czym szczegółowo nam ją objaśnia. Naciska na aspekty prawidłowej techniki, co zdecydowanie poprawia nasze bezpieczeństwo i sprawia, że nie utrwalamy niepoprawnych nawyków, unikamy kontuzji. Asekuruje każdą z nas, jeżeli tego potrzebujemy. Nauka z nią to przyjemność. jest profesjonalistką.  Musimy mieć świadomość, że pomimo wielu miesięcy wspólnych treningów, każda z nas jest oddzielną jednostką i ma różne predyspozycje. To widać wyraźnie podczas zajęć. Wprawdzie trenujemy w grupie, jednakże POLE DANCE jest sportem indywidualnym. Moje młodsze koleżanki, z córką na czele, są bardziej odważne i szybciej się decydują na samodzielne wykonywanie figur lub złożonych z nich „combosów”, bez asysty Kasi. Ja zdecydowanie wolę figury oparte na sile, mniej dynamiczne i mniej akrobatyczne. Potrzebuję obecności instruktorki w pobliżu, co pomaga mi panować nad głową.  POLE DANCE bowiem to konieczność zachowania ciągłej współpracy głowy i ciała. To Twój umysł musi zapanować nad Twoim ciałem. Musisz się skoncentrować i włożyć w kolejny krok mnóstwo siły i energii. Nie możesz być zmęczona, czy rozkojarzona. Nie pospieszysz się. Lepiej zrobić 5 razy starannie jedną figurę, niż 5 figur jeden raz. To proste. Ważne jest także, aby instruktor powracał do tematów już przerobionych. Niezbędne jest powtarzanie znanych figur i łączenie ich z nowymi. Dzięki temu stopniowo osiągamy co raz wyższy poziom trudności i wykonania.   Zdarza się, że podczas treningu mamy problemy z wykonaniem nowej, nieznanej nam i stosunkowo trudnej figury. Danego dnia robimy tyle ile jesteśmy w stanie zrobić, biorąc pod uwagę własne możliwości i bezpieczeństwo, które jest fundamentalne. Zazwyczaj po kilku zajęciach powracamy do tego, co sprawiało nam większe lub mniejsze problemy i okazuje się, ze jest to do zrobienia. To daje każdej z nas ogromną satysfakcję, włącznie z instruktorką.  Oprócz regularnych treningów bardzo ważne jest dobre nastawienie, wzajemne wsparcie, serdeczne stosunki w grupie i tylko pozytywna rywalizacja, które naprawdę pomagają w osiąganiu kolejnych sukcesów. Dobrze jest wspomóc ciało np. regularnym stretchingiem.  Pomiędzy treningami potrzebna jest regeneracja. Czas na wyjście z KLUBU GOGO! POLE DANCE to godny polecenia, ogólnorozwojowy sport uprawiany przeważnie przez kobiety, ale także mężczyzn, który stopniowo zdobywa co raz większą popularność i uznanie. Na uznanie bowiem zasługuje, wbrew stereotypowym opiniom i kojarzeniem go ze striptizem w nocnym klubie GOGO. NIC PODOBNEGO! Jedyne, co może przyczyniać się do takiego podejścia, jest schematyczne myślenie oraz brak wiedzy na jego temat.  W Polsce POLE DANCE pojawił się stosunkowo niedawno. W uproszczeniu można go podzielić na POLE DANCE Sport, Choreo, Exotic iArt. Zajęcia odbywają się na rurce statycznej lub obrotowej. W zależności od własnych predyspozycji każdy może wybrać styl odpowiedni dla siebie. Mądrze poprowadzone treningi bywają wymagające, ale gwarantują postęp. Odczuwanie bólu oraz pojawianie się siniaków z czasem ustępują. Ciało się powoli przyzwyczaja.  Pokochałam POLE DANCE, podobnie jak moje koleżanki z grupy i Studia Pole Freak, za jego wszechstronność. Za to, że może go trenować osoba w każdym wieku i bez wcześniejszego doświadczenia. Za to, w jak piękny sposób zmienia nasze sylwetki, jak buduje naszą siłę fizyczną i psychiczną oraz elastyczność i gibkość. Za to, jak dodaje nam pewności siebie i powoduje wiarę, iż wszystko jest możliwe.  Satysfakcja jest ogromna.  Nigdy bym nie przypuszczała, że zaczynając przygodę z POLE DANCE w wieku 48 lat, uda mnie się osiągnąć to, co osiągnęłam. To mój osobisty sukces. Mam nadzieję, że przede mną jeszcze wiele lat bólu i potu z moim ukochanym sportem.  Kinga, Kasia, Marta, Maja, Jagoda, Oliwia, Gosia, Jagna, Hania oraz cała reszta... dobrze być częścią naszej poledance-owej społeczności! Dagmara Kołodziejczyk  Zdjęcia: Marta Korysławska-Sawarzyńska Więcej zdjęć: https://www.facebook.com/share/p/1ZM3iLRFwf/   Czytaj dalej

Gdy komercja wyprzedza święta

Choć listopad kojarzy się z ciszą, refleksją i długimi wieczorami, rzeczywistość wygląda dziś inaczej: centra handlowe już błyszczą jak wigilijna noc, a bożonarodzeniowe kampanie ruszają, zanim opadną znicze na cmentarzach. Czy komercja całkowicie przejęła kontrolę nad świąteczną atmosferą? Wystarczy przekroczyć próg jakiegokolwiek sklepu, by przekonać się, że w świecie handlu święta zaczynają się nie w grudniu, a… wczesną jesienią. Świąteczne piosenki, błyszczące dekoracje i półki uginające się pod ciężarem ozdób pojawiają się często już na początku listopada. To, co kiedyś stanowiło subtelne wprowadzenie do grudnia, dziś przypomina pełnowymiarową ofensywę marketingową. Producenci i sprzedawcy nie kryją, że wcześniejsze starty sezonu to sposób na wydłużenie okresu zakupowego. Granica między codziennością a świątecznym szaleństwem została zatarte — i to nieuchronnie wpływa na sposób, w jaki postrzegamy tradycję. Adwent traci swój rytm Dawny adwent, czas wyciszenia i duchowego przygotowania, zdaje się znikać w natłoku promocji, wyprzedaży i rzekomych „ostatnich okazji”. Kalendarze adwentowe coraz częściej są luksusowymi zestawami kosmetyków lub gadżetów, a nie symbolem powolnego odliczania dni do Wigilii. Zamiast skupienia, mamy zakupowy maraton. W efekcie świąteczny klimat przestaje być czymś wyjątkowym. Gdy trwa zbyt długo i zaczyna się zbyt wcześnie, wiele osób czuje przesyt jeszcze zanim nadejdzie właściwy czas celebracji. Magia pod presją promocji Nawet ci, którzy uwielbiają świąteczną atmosferę, coraz częściej narzekają na jej „wymuszoną” formę. Gdy kolędy stają się tłem codziennych zakupów, a iluminacje mają przede wszystkim przyciągać klientów, trudno mówić o spontanicznej magii. Wrażenie, że święta stają się bardziej produktem niż tradycją, pogłębia się z każdym sezonem. Czy możemy to zatrzymać? Zjawisko wydaje się nie do zatrzymania — bo za wczesnym otwieraniem sezonu świątecznego stoją ogromne zyski. Jednak coraz więcej osób próbuje odzyskać utracony spokój, świadomie odkładając dekoracje, rezygnując z przedwczesnych zakupów i celebrując tradycję w swoim tempie. Być może to właśnie te indywidualne wybory zadecydują o tym, czy święta pozostaną autentycznym czasem bliskości, czy ostatecznie staną się kolejnym marketingowym projektem rozciągniętym na pół roku. (foto: pixabay) Czytaj dalej

Szare niebo, słabszy nastrój. Dlaczego jesienna pogoda tak nas męczy?

Krótkie dni, niskie temperatury i słońce chowane za chmurami – to scenariusz, który powraca co roku. Wraz z nim wielu z nas odczuwa spadek energii, motywacji i ogólnego wigoru. Czy to tylko jesienna chandra, czy coś więcej? Kiedy brakuje światła, brakuje… chęci Jesień i zima nie są łatwe dla naszego organizmu. Po letnich miesiącach pełnych słońca nagle trafiamy w okres, w którym dostęp do naturalnego światła staje się luksusem. A to właśnie światło odpowiada m.in. za produkcję serotoniny, czyli hormonu dobrego nastroju. Nic dziwnego, że gdy przez kilka dni z rzędu niebo jest stalowe, wielu z nas czuje się ospale, ma mniej energii i trudniej zabrać się do codziennych obowiązków. Zegar biologiczny się buntuje Światło pomaga regulować nasz wewnętrzny rytm dnia. Gdy o 16:00 zaczyna się robić ciemno, organizm błyskawicznie przechodzi w tryb „chcę spać”. Z kolei poranne wstawanie, kiedy za oknem wciąż noc, staje się małą walką. Nic dziwnego, że zimą częściej narzekamy na problemy z koncentracją i sennością w ciągu dnia. Chandra, która przychodzi nieproszona Wiele osób określa to po prostu jako „jesienny dół”. Niektórzy jednak odczuwają te zmiany dotkliwiej – pojawia się przygnębienie, brak motywacji, niechęć do kontaktu z ludźmi, a nawet większa ochota na słodycze i kaloryczne przekąski. To typowe objawy sezonowego spadku nastroju, który ma związek właśnie z brakiem światła i mniejszą aktywnością. Zimno sprzyja infekcjom Jesień i zima to także sezon przeziębień. Kiedy większość czasu spędzamy w zamkniętych pomieszczeniach, a nasze ciała są mniej dotlenione i bardziej zmęczone, łatwiej o infekcje. Dodatkowo obniżony nastrój może odbijać się na odporności. Jak sobie pomóc, gdy za oknem szaro? Choć pogody nie zmienimy, możemy zrobić wiele, by poczuć się lepiej: Łap światło, kiedy tylko możesz – nawet krótki spacer w ciągu dnia działa jak naturalny zastrzyk energii. Ruszaj się – aktywność fizyczna podnosi poziom endorfin. Dbaj o dietę, zwłaszcza o witaminę D, której zimą szczególnie nam brakuje. Spotykaj się z ludźmi – rozmowa potrafi zdziałać cuda. Sięgnij po światłoterapię, jeśli spadek nastroju staje się uciążliwy. Krótko mówiąc: szaruga za oknem może przygasić nasz nastrój, ale nie musi odbierać nam dobrego samopoczucia na całą zimę. Wystarczy kilka prostych nawyków, by przetrwać ten czas z większą lekkością – nawet jeśli słońce chwilowo wzięło urlop. Czytaj dalej

Moje granice, mój komfort

Jak komunikować potrzeby w rodzinie i relacjach ? Wyznaczanie granic w relacjach to fundament równowagi między potrzebami naszymi, a potrzebami innych. Prawidłowo postawione granice chronią nas przed przeciążeniem obowiązkami, stresem i zaniedbywaniem własnych pragnień, jednak sam proces ich wprowadzania często jest źródłem wielu nieporozumień i pretensji. Granice to nie mury, które nas izolują, ale mosty, które umożliwiają prawdziwe połączenie – oparte na szacunku, autentyczności i równowadze. Pracując nad nimi, odkrywamy, że wyznaczanie granic to nie tylko akt ochrony, ale także troski i miłości – do siebie i do świata, który nas otacza.  Czym są  nasze granice w relacjach? Granice w relacjach można porównać do tych na mapie. Tylko w przypadku granic interpersonalnych linie te wyznaczamy my sami. Granice wyznaczają emocjonalną, fizyczną i duchową przestrzeń, której potrzebujemy, by żyć w zgodzie ze swoimi wartościami, nie utracić swojej tożsamości i nie stać się zależnym od innych. Gdy utrzymujemy zdrowe granice w naszych relacjach, postępujemy w zgodzie ze swoimi pragnieniami i potrzebami, z jednoczesnym poszanowaniem granic i uczuć innych.   Jak komunikować  potrzeby w rodzinie i  relacjach  Wyznaczanie i szanowanie granic zaczyna się od świadomości własnych potrzeb, wartości i ograniczeń. Kluczem jest otwarta i jasna komunikacja – wyrażanie swoich oczekiwań w sposób spokojny, ale stanowczy, na przykład: „Potrzebuję czasu dla siebie” lub „Nie czuję się komfortowo, gdy tak do mnie mówisz”. Ważne jest, by unikać nadmiernego tłumaczenia się – wystarczy proste „nie”, które nie wymaga usprawiedliwień. Szanowanie granic innych polega na uważnym słuchaniu, akceptowaniu ich odmowy bez presji oraz respektowaniu ich przestrzeni. Warto także pamiętać, że asertywność to umiejętność, którą można rozwijać. Każda sytuacja, w której wyrażamy swoje granice lub je respektujemy, to krok w kierunku zdrowszych relacji. Wyznaczanie granic przynosi wiele korzyści, które znacząco wpływają na jakość naszego życia i relacji. Przede wszystkim, granice pomagają budować zdrowe, autentyczne relacje oparte na wzajemnym szacunku, co sprzyja ich trwałości i jakości. Jasne komunikowanie swoich potrzeb wzmacnia poczucie własnej wartości i daje nam pewność, że mamy prawo do swojej przestrzeni. Dzięki granicom możemy lepiej zarządzać swoim czasem i energią, unikając przeciążenia obowiązkami i znajdując przestrzeń na odpoczynek oraz regenerację. Chronią nas one także przed wykorzystywaniem, zapewniając bezpieczeństwo emocjonalne i fizyczne, a jednocześnie wzmacniają naszą autonomię, pozwalając podejmować decyzje zgodne z własnymi wartościami i priorytetami. Jednak proces wyznaczania granic wiąże się również z pewnymi trudnościami. Możemy napotkać ryzyko odrzucenia przez osoby, które nie akceptują nowych zasad, zwłaszcza jeśli wcześniej nasze granice były słabo określone. Często pojawia się poczucie winy lub dyskomfort, szczególnie jeśli dopiero uczymy się asertywności. Granice mogą prowadzić do konfliktów lub nieporozumień, a czasem nawet do konieczności zakończenia relacji, które są toksyczne lub nie respektują naszych potrzeb. Dodatkowo, ich utrzymanie wymaga konsekwencji i pracy nad sobą, co może być wyzwaniem. Mimo tych trudności, korzyści z wyznaczania granic znacznie przewyższają potencjalne straty. Granice pozwalają nam żyć w sposób bardziej zrównoważony, zgodny z naszymi wartościami, zapewniając poczucie bezpieczeństwa i harmonii w relacjach z innymi oraz z samym sobą. Komunikacja potrzeb to jedno z najważniejszych narzędzi, które pozwalają na zrozumienie naszych wymagań i oczekiwań. Warto przy tym pamiętać, że komunikacja ta musi być skuteczna, czyli jasna, precyzyjna i zrozumiała dla rozmówcy. Ważne jest, aby przedstawiać swoje potrzeby w sposób spokojny i konkretny, unikając jednocześnie oceniania, krytyki i wyrzutów. Magdalena Studzińska  Czytaj dalej

Trwa przekierowywanie...

Trwa przetwarzanie ...

Twój kłos został poprawnie oddany!

Twój kłos został usunięty!

Wystąpił błąd podczas kłosowania. Twój kłos nie został oddany!

Plik jest zbyt duży, dozwolona wielkośc to max 10MB.

Aktualnie trwa modernizacja sklepu.
Zapraszamy już wkrótce!

Korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies użytkownik może kontrolować za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Dalsze korzystanie z naszego serwisu internetowego, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje stosowanie plików cookies.

Zamknij