Aktualności
Życie pisze najciekawsze historie….
Zapraszamy do lektury pierwszej części opowiadania „Inne życie” autorstwa Joanny Zając, mieszkanki niewielkiej miejscowości Gościmowice Drugie w gminie Moszczenica (woj. łódzkie). Pani Joanna każdego dnia udowadnia, że nie ma rzeczy niemożliwych i z powodzeniem realizuje swoją wielka pasję. Jest autorką wspaniałych książek, ale przede wszystkim mamą trzech chłopców, sołtysem i dyrektorką banku.
A oto pierwszy odcinek opowiadania. Zachęcamy do czytania i zapraszamy do zabawy. Pani Joanna i nasza redakcja czekamy na uwagi czytelników i pomysły, co do dalszego rozwoju historii. To Wy macie wpływ, na to jak potoczą się losy głównej bohaterki. Otrzymaliśmy już kilka znaczących sugestii od czytelników kwartalnika.
Piszcie w komentarzach o swoich pomysłach na życiowe perypetie Agnieszki.
INNE ŻYCIE
Agnieszka Miłek szła boso środkiem polnej drogi, w prawej ręce trzymała pantofle. Niespiesznie stawiała kroki, aby odwlec moment powrotu do domu. Wiedziała, że będzie musiała odbyć z ojcem rozmowę, a nie miała na to najmniejszej ochoty. Zdawała sobie sprawę, co ją czeka. Miała z rodzicami pewną umowę.
Był rok tysiąc dziewięćset sześćdziesiąty, a ona miała dwadzieścia cztery lata. Nie wyszła jeszcze za mąż, więc na owe czasy zaliczała się do grona tak zwanych starych panien, co spędzało sen z powiek państwa Miłków. Agnieszka pragnęła zostać nauczycielką, a założenie rodziny schodziło na dalszy plan. Sąsiad Piotr, składał jej dwukrotnie propozycję małżeństwa, raz gdy miała osiemnaście lat i ponownie, w tamtym roku. Ona każde z tych specyficznych oświadczyn odrzuciła, tłumacząc, że ma inne priorytety. Wiedziała, że mu na niej zależy, ale ona go jedynie lubiła. Serce nie sługa. Poza tym znali się całe życie i traktowała bardziej jak brata, a nie potencjalnego kandydata na męża.
– I jak ci poszło? – dopytywał ojciec, gdy stanęła w progu.
– Nie będę nauczycielką – obwieściła ze smutkiem.
– Widać inne życie jest ci pisane.
– Chyba tak – przytaknęła zrezygnowana i usiadła obok niego.
– W takim razie pójdę wieczorem do Piotra i powiem, że może ci się oświadczyć, a ty się zgodzisz – oznajmił spokojnie.
– Tak – zgodziła się posępnie.
Właśnie taka była umowa. Jeśli Agnieszka i tym razem nie dostanie pracy jako nauczycielka, wyjdzie za mąż za Piotra Wolskiego. Była najmłodsza z siódemki rodzeństwa. Bracia założyli własne rodziny, wyprowadzili się z domu. Ona natomiast miała przejąć rodzinne gospodarstwo. Kochała to miejsce, pracę w polu, zwierzęta. Tutaj się urodziła, tutaj mieszkała i widać tutaj przyjdzie jej spędzić całe życie. Marzenia należy odłożyć w kąt, koniec z bujaniem w obłokach.
– Mówisz to tak, jakbyś szła pod szubienicę – skwitował ojciec.
– Bo tak się czuję – odburknęła.
– Daj już spokój. Wyjdziesz za mąż, zajmiesz się robotą, to te głupoty szybko wyparują ci z głowy.
– Każdy ma prawo do marzeń – żachnęła się.
– Marzeniami się nie najesz – zakończył dyskusję i wyszedł na podwórko.
Zbigniew Miłek twardo stąpał po ziemi. Kochał swoją jedyną córkę i dlatego pozwolił, aby się kształciła i starała o posadę nauczycielki. Ucieszyło go jednak, że nic z tego nie wyszło. Piotr będzie dla niej najlepszym mężem, razem przejmą schedę. Nareszcie sprawy zaczynały iść po myśli Miłka.
Agnieszka ukryła twarz w dłoniach, pozwoliła by kilka łez spłynęło po policzkach. Każdy koniec jest jednocześnie początkiem. Miała nadzieję, że wszystko się jakoś ułoży, a ona będzie choć odrobinę szczęśliwa i spełniona.
– Co tak siedzisz bezczynnie? – zapytała matka stawiając na stole koszyk pełen wiśni.
– Myślę – wyszeptała.
– Od myślenia to tylko głowa boli. Lepiej weź się za robotę. Powidła trzeba zrobić – zadysponowała.
– Zrobię – zgodziła się.
– Rozmawiałam z ojcem. Ślub i wesele odbędą się pod koniec września.
– Za dwa i pół miesiąca – stwierdziła sucho.
– Nie martw się, zdążymy zorganizować weselisko, jak się patrzy. W końcu wydajemy za mąż jedyną córkę – zapewniła zadowolona z biegu spraw Zofia Miłek i obróciwszy się na pięcie wyszła.
Agnieszkę przerażał fakt, że wszystko nabrało tak szybkiego tempa. Jeszcze wczoraj świat wyglądał zupełnie inaczej. Wolała nie wiedzieć, jakie kolejne niespodzianki przygotowało dla niej życie.
Dwa dni później, jak w każde sobotnie popołudnie, dziewczyna piekła chleb i ciasto drożdżowe. Lubiła spędzać czas w kuchni i sprawiać, aby te z pozoru zwykłe składniki, łączone ze sobą, przeistaczały się w coś pysznego.
– Córeczko, masz gościa – obwieściła uradowana matka.
– Dzień dobry – powiedział Piotr.
Wszedł do kuchni, w której unosił się aromat świeżo pieczonego chleba. Spojrzał na Agnieszkę, miała na sobie prostą, granatową sukienkę, w wielu miejscach oprószoną mąką. Od dawna żywił do tej dziewczyny szczególne uczucia. Pragnął by została jego żoną i dlatego cierpliwie czekał. W prawdzie nie miał gwarancji, że ten dzień kiedyś nadejdzie, ale chciał właśnie ją, żadną inną.
– Dzień dobry – odpowiedziała ledwie słyszalnie.
Spojrzała na gościa, a serce o mało nie wyskoczyło z jej piersi. Ubrany w czarne spodnie i białą koszulę, wyglądał elegancko. Wiedziała po co przyszedł, pogodziła się losem. Wiele kobiet wychodziło za mąż z rozsądku, to nic nadzwyczajnego. Po prostu ona będzie jedną z nich.
– Zostawiam was samych – powiedziała radośnie Miłkowa.
– Twój ociec był u mnie w czwartek – oznajmił.
– Wiem. Domyślam się też po co przyszedłeś – odparła.
– Nie jesteś zadowolona, prawda?
– To nie ma znaczenia – przyznała.
– Dla mnie ma. Wiesz, że od lat myślę o tobie bardzo poważnie. Chciałbym, abyś jako moja żona, była szczęśliwa.
– Wiem.
– Do trzech razy sztuka – zażartował, by odrobinę rozładować napięcie i chyba mu się udało, bo na twarzy rozmówczyni pojawił się lekki uśmiech.
Wyjął z kieszeni małe pudełeczko, ukląkł na jedno kolano.
– Agnieszko, czy zostaniesz moją żoną? – zapytał.
– Tak – zgodziła się pospiesznie, a po chwili na jej palcu zalśnił złoty pierścionek z czerwonym oczkiem.
– Mam szczerą nadzieję, że uczucie przyjdzie z czasem i kiedyś powiesz mi to, co tak bardzo chciałbym usłyszeć z twoich ust. Obiecuję, że będę dobrym mężem i ojcem.
– Ojcem… – powtórzyła niczym echo jego ostatnie słowo.
– Chcę mieć z tobą dzieci – stwierdził.
– Dzieci… Tak. – Nie wiedzieć czemu, zaskoczyły ją te słowa, a przecież to naturalne, że będą mieli potomstwo. Za dużo dobrego, jak na jeden raz. – To skoro wszystko mamy ustalone, idź już. Mam jeszcze dużo pracy – zażądała, potrzebowała chwili dla siebie.
– Przyjdę jutro – obiecał.
Została sama, usiadła na stołku, nie chciała płakać, ale łzy same wydostawały się spod zaciśniętych powiek. Cudowny początek innego życia.
Agnieszka N.