Nasze Sukcesy

2 3
Kłosuj Komentuj Ulubione

Dobre, bo nasze!

KGW Medynia Gł. postawiło sobie za cel znalezienie sposobu na pobudzenie miłości do dawnych metod kulinarnych, zdrowych sposobów wypiekania np. chleba, przy wykorzystaniu lokalnych tradycji niegdyś największego w Polsce Ośrodka Garncarskiego. Połączenie tych tradycji – kulinarnych
i garncarskich pozwoli odtworzyć stare, zapomniane praktyki, jak np. powidło zapiekane w naczyniach glinianych - siwakach oraz stworzyć przepisy nowe. Ponieważ ambicją koła i zdecydowanie intrygującym wydarzeniem byłoby wybudowanie własnego opalanego drewnem pieca do wypieku chleba a także innych potraw, Koło zaczęło szukać możliwości sfinansowania takiej inwestycji.

Oryginalne potrawy w niezwykłej ceramice, może nawet połączone z koronką i prezentowane w kontekście dobre, bo nasze wg Koła stanowiłyby o wyjątkowości spędzania czasu w Medyni przez osoby przyjezdne,
a miejscowa społeczność mogłaby wrócić do korzeni i czerpać z wiedzy przodków. Z gliny, którą "pokryta" jest cała nasza miejscowość można wydobyć nowatorskie naczynia, pachnące, naturalne i niesamowicie smaczne, zapadające długo w pamięci wypieki i potrawy:) Designerskie naczynia mogą wzajemnie
z potrawami posiadać tzw. wartość dodaną, której na pewno nie ma nigdzie indziej. KGW chciałoby prezentować swoje specjalności i aktywować to miejsce, jako spotkania przy chlebowym piecu.

            Poszukiwania materialnych zasobów zaowocowały wygraną w konkursie „Dobre, bo nasze”. Projekt napisany przez Agnieszką Nawłoka i Dorotę Ożóg zajął I miejsca w skali kraju i było to momentem wdzięczności za szczytne cele działalności Koła. Wygrana nie oznaczała jednak dla Koła końca starań, lecz ich początek, gdyż spożytkowanie wygranych 10.000 miało stanowić przysłowiową wędkę, nie rybę.

Poszukiwania odpowiedniego zduna trwały bardzo długo. Koło bardzo chciało, by piec wybudował ktoś miejscowy, ktoś, kto wtopi się w historię jego powstawania, również po to, by powrócić do ginącego już zawodu zduna w Medyni. Niestety te poszukiwania pokazały, że zawód ten jest już na gorszym poziomie aktualności niż się wydawało.

Piec ostatecznie został wybudowany przez zduna z Koszalina, który jako jedyny podjął się skonstruowania pieca opalanego drewnem, który będzie mobilny – taki właśnie był marzeniem Koła. Wszystko po to, by poszerzyć horyzonty i możliwości wykorzystywania pieca w szerszym środowisku.

Cele zostały zrealizowane, piec jest własnością Koła i służy dokładnie do zaspokajania celów i misji obranych przez Koło.

Z Regulaminu konkursowego:

Celem konkursu jest promocja kultury i sztuki oraz zaangażowania polskich artystów.Uczestnikiem Konkursu mogą być artyści, rzemieślnicy, fotografowie, muzycy, zespoły ludowe, zespoły taneczne. Zadaniem Uczestnika Konkursu jest przedstawienie za pomocą zdjęć i krótkiego opisu, zrealizowanych w ramach działalności projektów, wykonane dzieła, udział bądź realizacja wydarzeń kulturalnych podsumowanie dotychczasowej działalności artystycznej. Opis projektu prezentującego jedną z wartości marki Przysnacki: smaki, tradycje, wydarzenia, ludzie, idylla.

Z umowy:

Zważywszy, że Fundator chce promować rozwój miejscowych, polskich społeczności i ich przywiązania do regionalnej kultury i tradycji, a Beneficjent jest reprezentantem Koła Gospodyń Wiejskich Medynia Gł. i swoim projektem wywarł na Fundatorze najlepsze wrażenie spośród nadesłanych aplikacji
w konkursie „Dobre, bo nasze”, a w swoich działaniach kieruje się rozwojem miejscowej tradycji
i zwyczajów, dążąc między innymi do budowy tradycyjnego pieca opalanego drewnem, wykorzystywanego do produkcji wypieków spożywczych za pomocą użycia naczyń ceramicznych, Fundator zdecydował się wesprzeć Beneficjenta kwotą 10.000 zł netto (słownie dziesięć tysięcy złotych) i nawiązać współpracę, której celem jest propagowanie miejscowej tradycji i kultury oraz powstanie rzeczonego pieca.

 

Kazimiera O. z Koło Gospodyń Wiejskich Medynia Głogowska

Udostępnij na facebook!

Gall Anonim

Gratuluję! Jesteście Panie skazane na sukces!

1

29 lis 2015, 13:37:27

Dariusz T. z KGW Wiadrów - Koło Gospodyń Wiejskich w Wiadrowie

Gratuluję ;) POZDRAWIAM! :)

0

29 lis 2015, 13:37:57

Przeczytaj również wszystkie artykuły z kategorii >

Z sołtyski… na starostę!

Wrażliwa i zaangażowana społecznie byłam od zawsze. Ale dopiero wybór na sołtyskę pięknej mazurskiej wsi Trygort rozpoczął moją karierę. Pamiętam ten ciężar odpowiedzialności, który poczułam na swych barkach po wygranych wyborach sołeckich. - Wierzymy, że teraz będzie się działo - mówili mieszkańcy, a ja czułam coraz większe przerażenie. Czy podołam wyzwaniu? Dziś wiem, że ten strach nieodłącznie towarzyszy prawdziwym liderom, którzy poważnie podchodzą do powierzonych im funkcji. Po 9 latach sołtysowania zostawiłam zadbaną wieś, z wyremontowaną i doskonale wyposażoną świetlicą, miejscami sportowo-rekreacyjnymi na boisku i plaży sołeckiej, z kompletem nagród w ogólnopolskich konkursach. Ale to co najważniejsze, zostawiłam wieś doskonale zżytą, mieszkańców lubiących ze sobą spędzać czas, interesujących się losami zaginionych psów i kotów, widzących komu i gdzie dzieje się krzywda, i reagujących. Czy jest recepta na budowanie zaangażowanej wspólnoty? Podczas wizyt studyjnych, które licznie nas odwiedzają, często zadaję pytanie: na ile osób z waszej społeczności możecie liczyć, że przyjdą i pomogą? Padają różne liczby, które następnie polecam skonfrontować z liczbą mieszkańców. I okazuje się, że wszędzie jest tak samo. Osób aktywnych jest około 8- 10 %. Kolejne 30-40 % chętnie przyjdzie na doroczny festyn, bądź zaangażuje się sporadycznie. Połowa mieszkańców nie ma potrzeby uczestniczenia w życiu społecznym. Ale w każdej wsi jest jedna, dwie osoby, którym się nic nie podoba, które jątrzą i uprzykrzają życie liderowi. I w tym momencie warto zadać sobie pytanie, komu i ile czasu i energii poświęcamy, jako liderzy. Zwykle pochłaniają nas jątrzyciele oraz osoby, które się nie angażują. Tymczasem tracimy z oczu tych, co zawsze są przy nas i wspierają. A wystarczy odwrócić ten schemat. Skupić się na tych zaangażowanych, cieszyć się ich obecnością, dziękować, celebrować wspólne chwile, mówić o wspólnym sukcesie. Nie raczyć uwagą tych, którym się nie chce. Ich wybór. „Kochaj bliźniego swego, jak siebie samego”. Ponadczasowe. Dobry lider to lider świadomy swych mocy, zalet, umiejętności, osoba, która ma do siebie miłość i szacunek. Która zna również swoje słabe strony i ma wobec siebie wyrozumiałość. Gdy jesteśmy w porządku wobec siebie, możemy pociągnąć za sobą innych do wspólnych działań, do zmiany świata na lepsze. Lider to osoba, która nie potrafi wielu rzeczy po to właśnie, by dać innym przestrzeń do rozwoju. Lidera rozpiera energia i wiara w sukces. Ale żeby móc zarażać tą energią, lider powinien mieć świadomość, co i kto mu ją daje, kiedy powiedzieć stop, by się nie wypalić. Dlatego niezwykle ważni są ludzie, którymi się otaczamy oraz nasza umiejętność delegowania zadań i odpowiedzialności. Umiejętność, którą nieustannie powinniśmy wzmacniać, unikając schematu „lepiej zrobię to sama”. Bycie wyrazistą, odważną liderką to wciąż w naszym kraju ogromne wyzwanie. Od kobiet, szczególnie zaś od kobiet w środowiskach wiejskich oczekuje się skromności, bycia wsparciem dla męża, nie wybijania się na pierwszy plan. Może warto jednak łamać te schematy. Moja skuteczność we wprowadzaniu zmian, kreatywność, umiejętność radzenia sobie w trudnych sytuacjach, a przede wszystkim wizja rozwoju spowodowały, że podjęłam decyzję o kandydowaniu na burmistrza Węgorzewa w ostatnich wyborach samorządowych. Przygotowywałam się do tego przez kilka lat, uczestnicząc w ogólnopolskich programach rozwojowych i dokształcając się m.in. poprzez ukończenie studiów podyplomowych na SGH w dziedzinie finansów samorządu. W kampanii chciałam podkreślić, że to, że jestem kobietą to ogromny atut, ale nie chciałam mówić o tym wprost. Stąd pomysł na różową kampanię, a dokładniej precyzując kampanię w kolorze fuksji. Po dzień dzisiejszy mijając kobiety ubrane w ten kolor, uśmiechamy się do siebie tym naszym kobiecym wzmacniającym uśmiechem… Wybory przegrałam. Już w pierwszej turze. Jakże w tym trudnym momencie pomocną mi była moja świadomość liderska. Świadomość, że porażka to droga do rozwoju. Że mój komitet wyborczy to wyjątkowi ludzie, a więzi które powstały w ciągu tych kilku miesięcy będą trwały latami. Jak miło było mi usłyszeć, że dla moich kandydatów kampania była przygodą życia. W powyborczy poniedziałkowy wieczór od swoich ludzi otrzymałam tak ogromne i spektakularne wsparcie, że energia wróciła ze zdwojoną mocą. W momencie, gdy nadszedł wieczór i mogłam zamknąć się w domu i pogrążyć w czarnej rozpaczy stała się magia. Na moje podwórko zajechał rząd samochodów. To moje KGW i mieszkańcy wsi z wymalowanym banerem „Królowa jest tylko jedna – nasza Ala”, z podarunkami, szampanem, z przytulaniem, łzami i wpatrzeni we mnie jak w obrazek. Jak w swoją liderkę z krwi i kości. Za pół godziny przyjechały kolejne samochody z ludźmi z komitetu wyborczego, a żeby podnieść napięcie za kolejne pół godziny kolejne samochody… A wszyscy przyjechali po to, by usłyszeć moje zapewnienie, że nie odpuszczę, że będę dalej działać, że będę liderką, która wyznaczy nowe cele i poprowadzi naprzód. Wybory przegrane, ale nasza moc i energia trwają. Rano zwarta i gotowa do działania zrobiłam to, co do lidera należy. Lider nie zostawia swoich ludzi. A osoby, które weszły do rady gminy i powiatu potrzebowały mojego wsparcia w tworzeniu koalicji. Moje rozmowy, które miały zapewnić dobry układ koalicyjny moim dwóm radnym powiatowym pokazały, że jako komitet mamy jednak siłę. Kampania przeprowadzona profesjonalnie i bez oszczerstw pozwoliła, byśmy z moim kontrkandydatem – burmistrzem już po tygodniu siedzieli razem przy stole i układali plan na powiat. Sytuacja niezwykle trudna, bo 15 radnych pochodziło z 6 różnych komitetów, z czego 5 osób z jednego silnego komitetu. Przewaga tej piątki wydawała się przytłaczająca, ale tu znów liderskie doświadczenie wzięło górę. Nigdy nie odpuszczaj i walcz do końca! Umiejętność zjednoczenia w jednym wspólnym celu zaowocowała utworzeniem koalicji złożonej z pięciu różnych komitetów. Tak oto zostałam starostą spoza rady, z tylko dwoma swoimi radnymi! Prosto z sołtyski na starostę. Dziś po siedmiu miesiącach na urzędzie wiem, że moje doświadczenie z pracy społecznej, chęć do rozmów z każdym, otwartość i odwaga, doświadczenie z działalności w III sektorze są na tym stanowisku bezcenne i pozwalają działać poza schematami. A starosta-szef, który ufa pracownikom, dba o atmosferę w pracy, wzmacnia i wspiera w trudnych sytuacjach to zdecydowany powiew świeżości. Alicja Rymszewicz Czytaj dalej

Już jest – nowy KWARTALNIK

„mojaWieś mojeMiasto” to kwartalnik pełen pasji, emocji i niezwykłych historii – o ludziach, którzy swoją codzienność zamieniają w inspirującą opowieść. Każde wydanie to spotkanie z osobami, które zachwycają autentycznością, zaangażowaniem i odwagą w realizowaniu własnych wizji. W tym numerze szczególną uwagę poświęcamy Paniom z Kół Gospodyń Wiejskich – „Aktywna Pokrzywnica” oraz KGW w Cierpiszu. Ich działalność udowadnia, że tradycja może iść w parze z nowoczesnością. To liderki lokalnych społeczności – pełne pomysłów, energii i smaku, który łączy pokolenia. Dagmara Kołodziejczyk, pasjonatka muzyki i niecodziennych form aktywności fizycznej, pokazuje, że radość życia i determinacja mogą być źródłem niezwykłej siły. Agnieszka Sandor, twórczyni smaków i uczestniczka konferencji „Kobiety tworzą innowację”, zachwyca niepowtarzalnym podejściem do kulinarnej sztuki. W gronie artystów prezentowanych w tym wydaniu znalazła się także Anna Bożena Dończyk-Gajos, która wspólnie z mężem Mieczysławem Gajosem z pasją oddaje hołd twórczości Edith Piaf. Ich interpretacja utworu „Non je ne regrette rien” przywołuje ducha francuskiej klasyki w najlepszym wydaniu. Nie zabrakło też refleksji – dzięki stałym felietonom Daniela Muszy i Mariana Kwietnia. Ich teksty nie tylko poruszają ważne tematy społeczne, ale również prowokują do przemyśleń i budują przestrzeń do dialogu. Liczne listy i komentarze od Czytelników są najlepszym dowodem na to, że te słowa mają znaczenie. Przyglądamy się także sile wspólnoty – temu, co może powstać, gdy ludzie działają razem, wspierają się, dzielą doświadczeniem i wzajemnie inspirują. To właśnie w takich miejscach rodzą się najciekawsze inicjatywy, które warto pielęgnować i promować. Na okładce bieżącego numeru znalazł się Wojciech Legawiec, prezes Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. W artykule opowiada o roli Kół Gospodyń Wiejskich, ich znaczeniu dla polskiej wsi oraz o wsparciu, jakie ARiMR oferuje tym niezwykle aktywnym organizacjom. To ważny głos w dyskusji o rozwoju lokalnych społeczności. Zachęcamy do lektury – wierzymy, że każda historia, każde słowo i każde zdjęcie dostarczą Czytelnikom wzruszeń, inspiracji oraz zachęty do odkrywania piękna w codzienności. Czytaj dalej

Trwa przekierowywanie...

Trwa przetwarzanie ...

Twój kłos został poprawnie oddany!

Twój kłos został usunięty!

Wystąpił błąd podczas kłosowania. Twój kłos nie został oddany!

Plik jest zbyt duży, dozwolona wielkośc to max 10MB.

Aktualnie trwa modernizacja sklepu.
Zapraszamy już wkrótce!

Korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies użytkownik może kontrolować za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Dalsze korzystanie z naszego serwisu internetowego, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje stosowanie plików cookies.

Zamknij