Aktualności

0 0
Kłosuj Komentuj Ulubione

Żeby nie zwariować…

Przedstawiamy Państwu fragment wywiadu z Panem Cezary Żakiem, który został opublikowany w kwartalniku "mojaWieś". Rozmawiała Sylwia Skulimowska - redaktor naczelny kwartalnika "mojaWieś".

"Wójt, proboszcz i miodowy mąż… Harry Sauer, czarny charakter z „Tajemnicy twierdzy szyfrów” i cudowny ojciec, Tadeusz Żakowski z „Receptury”. Reżyser, m.in spektakli: „Trzeba zabić starszą Panią” czy „Dziewczyna z pociągu”. Ma szczęście do dobrych przedstawień i dlatego, aż 200 teatralnych wieczorów w ciągu roku jest granych tylko dla wspaniałej publiczności. Twierdzi, że jest zbyt stary, by marzyć, ale chyba nikt się z tym nie zgadza. Za 9 lat przechodzi na emeryturę, ale czy Cezaremu Żakowi na to pozwolimy?                                             

- Bardzo cieszę się, że mam okazję porozmawiać właśnie z Panem. I zacznę dość nietypowo – czy doszła do Och-Teatru nasza mała niespodzianka dla Pana?

- A doszła, dziękuję, kwartalnik „mojaWieś” znam, kilka razy wpadł mi w rękę. A teraz mam jeszcze najnowsze wydanie. Bardzo dziękuję!

- Ma Pan na wsi mnóstwo wielbicielek, które prosiły o przekazanie serdecznych pozdrowień. Uwielbiają pana! Ale o dziwo, nie tylko kobiety! Mój brat, kiedy dowiedział się, że będę miała okazję z panem porozmawiać, krzyknął z entuzjazmem: Co za gość!

- Bardzo dziękuję i również wszystkich Państwa pozdrawiam.

- Ostatnio, kiedy miałam okazję porozmawiać z Panią Ewą Wachowicz, czułam taką nieśmiałość, wszak rozmawiam z jedną z najpiękniejszych kobiet w Polsce. Natomiast teraz, mam ogromny respekt, bo rozmawiam z najsłynniejszym wójtem i proboszczem! Jak nam pójdzie ta rozmowa? (śmiech)

- No ja też i po takim wstępie to już się boję… (śmiech)

- No to muszę o to zapytać… Czy miał Pan propozycje, żeby kandydować na wójta? Bo o proboszczu to raczej nie wspomnę…

- Na szczęście nie, ale miałem propozycję, żeby kandydować do europarlamentu.

- No proszę! Myśli Pan, że warto mieszać się w politykę?

- Nie warto. Polityka jest brudna i szkoda życia. Nie czuję się kompetentny, żeby być politykiem. Wie Pani, ja mam dość wyidealizowane pojęcie o polityku, co niestety zderza się z  naszą, polską rzeczywistością. Dlatego uważam, że każdy powinien robić to, co umie.

- Oprócz kulisów polityki, w serialu „Ranczo”, w dosyć ciekawy sposób został przedstawiony obraz polskiego społeczeństwa. Minęło sporo czasu od zakończenia produkcji, myśli Pan, że polska mentalność trochę się zmieniła?

- Nie, w ogóle się nie zmieniła. Ona, od bardzo długiego czasu jest bardzo podobna.  Andrzej Grębowicz i Jurek Niemczuk, którzy to pisali, dokładnie wiedzieli, co chcą napisać i bardzo dobrze, że zrobili research i taką analizę socjologiczną polskiego społeczeństwa. Dlatego też, ten serial bardzo trafiał do publiczności i trafia w dalszym ciągu.

- Czy Polacy mają poczucie humoru?

- Tak, ale to nasze poczucie humoru jest coraz niższych lotów. Winna jest temu głównie telewizja i ogólnie rzecz biorąc mass media, które zniszczyły nasze poczuciu humoru. Właśnie takie finezyjne poczucie humoru Polaków, które było jeszcze w czasach Kabaretu Starszych Panów. Natomiast od lat 90, mniej więcej od połowy lat 90, poczucie humoru spłyciło się. Nie chcę powiedzieć, że jest prymitywne, bo ono jeszcze nie jest prymitywne. Natomiast bardzo się spłaszczyło.

(...)

- Panie Cezary? Jak to było ten pierwszy raz?

- Mówi Pani o seksie?

- No właśnie zastanawiałam się, jaką tematykę Pan teraz poruszy. Ja jestem bardzo tolerancyjna, absolutnie mogę wysłuchać wszystkiego! Ale, w tym przypadku, bardziej miałam na myśli, np. komisję egzaminacyjną do szkoły teatralnej, czy pierwszy Pana spektakl. Jak to było? Nerwy były ogromne? Czy uznał Pan, że co ma być to będzie i jakoś da sobie radę?

- Nie, takiego dobrego myślenia o sobie nigdy nie miałem. Bez przesady.  Po prostu zdecydowałem o egzaminie do szkoły teatralnej w roku 1981, dlatego, że się nie dostałem na romanistykę w roku poprzednim. Właściwie, to do spróbowania namówił mnie kolega, ponieważ mieliśmy wcześniej niewielkie epizody kabaretowe w liceum. Jak to w liceum bywa, młodzież lubi się bawić. No i spróbowałem!

- No i udało się!

- To jeszcze były czasy sprzed internetu i sprzed telefonów komórkowych. Napisałem listy do szkoły teatralnej. Dowiedziałem się, co trzeba przygotować na egzamin. Zrobiłem to. No i o dziwo przyjęli mnie. Sam byłem trochę zaskoczony, że tak łatwo poszło, ale też nie mogę powiedzieć, że kompletnie się nie denerwowałem, bo to jest chyba naturalne u zdrowego młodego człowieka, że się denerwuje, jak ktoś go egzaminuje.

- Ależ tak! Sama pamiętam swoje egzaminy. Mało tego, denerwowałam się też przed naszą rozmową, i mam nadzieję, że to nie kolejny egzamin! (śmiech) A jaki był Pana popisowy występ w czasie egzaminu przed komisją?

- Oj nie mogę tego Pani powiedzieć, bo nie pamiętam. Ale! Zaśpiewałem piosenkę z „Pszczółki Mai”.

- Bardzo oryginalnie!

- Zaśpiewałem pszczółkę Maję, bo wtedy leciała w telewizorze, jako dobranocka dla dzieci. Pomyślałam, że to będzie śmieszne.

- To był strzał w dziesiątkę! Dostał się Pan. A Pana pierwszy spektakl?

Pierwszy spektakl to było zastępstwo w bajce. Zagrałem Gucia,  a propos pszczółki Mai. Takiego właśnie Gucia, nie pamiętam szczegółów, ani co to była za bajka. Natomiast mój debiut, taki profesjonalny, to była sztuka Witkacego „Panna Tutli Putli", ale ona nie odniosła sukcesu. Potem nastąpiło lekkie rozczarowanie teatrem, jako miejscem uprawiania prawdziwej sztuki. Bo skończyłem szkołę teatralną z etykietą charakterystycznego młodego aktora, który będzie dużo grał i tak dalej. I myślałem, że rzeczywiście tak będzie. Natomiast zderzyłem się z szarą rzeczywistością teatralną we Wrocławiu. No i trochę zszedłem na ziemię.

- I wtedy coś się zmieniło w Pana życiu…

- No tak, tak. Na 4 lata odszedłem z teatru, takiego etatowego i próbowałem swoich sił na estradzie. Po 4 latach jednak stwierdziłem, że to nie to. Tak naprawdę zawód aktora uprawia się w teatrze. Więc jeżeli się chce istnieć i rozwijać się w tym zawodzie, co jest najistotniejsze na początku drogi, to trzeba pracować w teatrze.

(...)

- Zdrowy rozsądek czy intuicja? Czym się Pan kieruje w życiu? Czy stawia Pan na stabilizację, czy idzie Pan przebojem do przodu?

- Wie Pani, w tym zawodzie trzeba iść trochę przebojem i trzeba się trochę rozpychać łokciami, bo inaczej środowisko nie zauważy. Natomiast ważny jest zdrowy rozsądek, który ja kocham. Nigdy nie rzucałem się na głęboką wodę, jeżeli nie widziałem dna. Takim przykładem była nasza przeprowadzka z Wrocławia do Warszawy w1995 roku, bo przecież nikt nas tutaj wtedy nie znał i naprawdę rzuciliśmy się na głęboką wodę. Ale wiedziałem, że Kasia, moja żona, nagrała wspaniałą płytę i wiedziałem, że Andrzej Strzelecki, ówczesny dyrektor teatru Rampa, chce ją zaangażować na etat. Więc to było zielone światło, a ja przy okazji grywałem od czasu do czasu jakieś małe rólki, epizody w filmie. Więc pomyślałem, że warto zaryzykować i do Warszawy się przeprowadzić. No i wyszło nam na dobre.

- Obchodziliście Państwo w tym roku 37 lat małżeństwa. Gratuluję! Czy kupił Pan żonie coś koralowego?

- Nie, ale 37 to nie koralowa rocznica.

- A jednak, od 35 do 39 to są koralowe lata, później jak jest 40 lat, to są rubiny, ostrzegam Pana!

- Nie musi Pani ostrzegać, ja to wiem. Ja to się sam ostrzegłem, że wcześniej są koralowe.

- Z mężem mamy 20 lat, więc u nas jest porcelana. W sumie chciałabym dostać jakąś filiżankę Rosenthala, ale jeszcze czekam. Może mąż przeczyta ten wywiad…

- Trzymam kciuki!

(...)

A jak się Panu gra z żoną? Jest trudno czy łatwo?

-Trochę trudno… Od kiedy zacząłem reżyserować to za dużo rządzę. Tak, tak, trzeba się bardzo pilnować ze wszystkim…

- …żeby przy okazji się nie pokłócić…

- Na przykład.

- A propos właśnie kobiet, za co Pan ceni kobiety?

- Za kobiecość, za to, że różnią się od mężczyzn. Cały ich urok. Jeżeli one są jeszcze przy okazji mądre, no to świetnie.

- Ja jestem blondynką, więc…

- Jakie to ma znaczenie? Moja żona też.

- No właśnie, ale i tak zawsze wszyscy mówią, że blondynki to nie bardzo. Absolutnie zaprzeczam. W imieniu Pana żony również!

- No, i bardzo słusznie!

- A co Pana denerwuje u kobiet?

- Pani trudne pytania zadaje.

- Sama jestem ciekawa…"

 

Po ciąg dalszy zapraszamy do Empiku lub tutaj https://www.empik.com/moja-wies-moja-polska,p1306329129,prasa-p! 

Kwartalnik można zamówić również u nas: redakcja@mojawies.pl lub zadzwnić 800 007 444.

Zapraszamy! 

Redakcja mojaWieś ..

Udostępnij na facebook!

Przeczytaj również wszystkie artykuły z kategorii >

25 lat na scenie - „Dankowianie” świętują jubileusz

Zespół Regionalny „Dankowianie” od 25 lat jest ambasadorem kultury ludowej, pisząc piękną historię i prezentując w śpiewie oraz tańcu tradycję swojej rodzinnej miejscowości – Dankowic. 28 czerwca w sali OSP w Dankowicach odbyło się uroczyste świętowanie jubileuszu zespołu. Było to wyjątkowe wydarzenie, które zgromadziło wielu miłośników folkloru pragnących wspólnie uczcić dorobek tego zasłużonego zespołu. Wśród zaproszonych gości znaleźli się m.in. przedstawiciele władz lokalnych oraz instytucji kultury: burmistrz Wilamowic Kazimierz Cebrat, prezes Lokalnej Grupy Działania „Ziemia Bielska” Marian Trela, prezes ABS Banku Spółdzielczego Tomasz Królicki, radny Powiatu Bielskiego Artur Beniowski, radni Dankowic, a także delegacje organizacji sołeckich oraz członkowie-seniorzy zespołu „Dankowianie”. Regionalny Związek Rolników, Kółek i Organizacji Rolniczych w Bielsku-Białej reprezentowała Cecylia Puzoń. Nie zabrakło również przedstawicielek byłej Rady Kobiet i przewodniczących Kół Gospodyń Wiejskich z Hecznarowic, Wilamowic, Zasola Bielańskiego i Starej Wsi, a także „Strażniczek Tradycji” z Pisarzowic, Stowarzyszenia Kobiet Dankowic, Stowarzyszenia Przyjaciół Kaniówka oraz delegacji zespołów z Góry („Górzanie”) i z terenu całej Gminy Wilamowice. Obecne były także zespoły: „Echo” z Hecznarowic, „Zasolanie” z Zasola Bielańskiego, „Wilamowice” z Wilamowic oraz „Pisarzowianki” z Pisarzowic. Podczas jubileuszu uczestnicy mogli wysłuchać wspomnień z działalności zespołu na przestrzeni 25 lat, przeplatanych występami artystycznymi, które spotykały się z gorącymi brawami. Historię zespołu przedstawiła pani Agata Wróblewska – przewodnicząca Stowarzyszenia Kobiet Dankowic. Nie zabrakło gratulacji, kwiatów i upominków – wszystkie składane były na ręce pani Anieli Stańko przez przedstawicieli instytucji oraz organizacji społeczno-kulturalnych obecnych na sali. Szczególne uznanie zdobyła młodzież ze Szkoły Podstawowej w Dankowicach, która – w pięknych krakowskich strojach – uświetniła wydarzenie występem tanecznym, składając w ten sposób symboliczny hołd starszemu pokoleniu artystów. Koncert jubileuszowy był nie tylko okazją do wspomnień, lecz także refleksją nad rolą kultury ludowej w kształtowaniu tożsamości regionalnej. Uroczystość ta pokazała, jak ważne jest pielęgnowanie tradycji i przekazywanie jej kolejnym pokoleniom. Tekst: C. Puzoń Zdjęcia: R. Prochowski, G. Ryszka Czytaj dalej

Życie pełne smaku!

Od pasji do sukcesu  Wszystko zaczęło się od prostego pomysłu – wprowadzenia do swojej diety tłuszczów wysokiej jakości – opowiada Gabriela Żurawska - pasjonatka zdrowej żywności i właścicielka rodzinnej olejarni Olejvita. - W Łodzi brakowało lokalnych olejów tłoczonych na zimno, więc postanowiliśmy działać. Założyliśmy małą rodzinną olejarnię, gdzie kontrolujemy cały proces produkcji, od wyboru ziaren po butelkowanie. Dzięki tłoczeniu w temperaturze poniżej 40 stopni nasze oleje zachowują pełnię właściwości zdrowotnych. Co było największym wyzwaniem? Początki były bardzo trudne. Oleje tłoczone na zimno były wtedy niszą. Był to czas, kiedy ludzie nie mieli wiedzy, w jaki sposób wykorzystywać oleje tłoczone na zimno i jaką wartość dodaną wniosą oleje w ich życie. Zaczęła się żmudna praca, która wywoływała frustrację i potworne zmęczenie. - Nie każdy wiedział, jak stosować oleje i jakie korzyści mogą przynieść zdrowiu. To była ciężka, niedochodowa praca, pochłaniająca oszczędności i ogromną ilość energii. Do tego dochodziły problemy techniczne – maszyny się psuły, a my uczyliśmy się wszystkiego na własnych błędach.  W pewnym momencie firmowe wyzwania zaczęły wpływać na jej życie osobiste. Przeżyła rozwód, który był dla niej ogromnym ciosem. Musiała na nowo poukładać zarówno swoje życie, jak i firmę.  Poddać się czy iść dalej?  - Wiele razy myślałam, że to wszystko mnie przerasta. Jednak po trudnych chwilach przyszła refleksja – rachunek sumienia. Zaczęłam inwestować nie tylko w firmę, ale i w siebie. Jogging stało się moim azylem. Bieganie to był czas tylko dla mnie, nikt i nic mi nie przeszkadzało. Startowałam nawet w kilku konkursach biegowych, dla własnej przyjemności, nie licząc na spektakularne sukcesy. Dzięki temu nabrałam sił i motywacji, by iść dalej. Małymi krokami firma stawała się coraz bardziej rozpoznawalna, a klienci, którzy zakupili u nich produkt, za jakiś czas wracali po kolejną butelkę oleju. I oto marka Olejvita zawitała na półki sklepów zielarskich, sklepów ze zdrową żywnością i na półki w aptekach. Największy sukces? Jednym z największych sukcesów było uczestnictwo w międzynarodowych targach w Paryżu. Olejvita pojawiła się na największej imprezie branżowej w Europie, gdzie spotkała się z niesamowicie pozytywnym odbiorem.  - To była dla mnie chwila, kiedy poczułam, że wszystkie trudności miały sens. I sensem był też nowy etap mojego życia. To właśnie mój narzeczony wniósł do mojego świata mnóstwo ciepła i radości. Co więcej, cały czas aktywnie wspiera mnie w prowadzeniu firmy. To właśnie z Paryża wróciliśmy zmotywowani i z optymizmem patrzymy w przyszłość.   Plany na przyszłość? - Chcę, żeby nasze oleje były jeszcze bardziej rozpoznawalne - nie tylko w Polsce, ale i za granicą. Myślę też o wprowadzeniu nowych produktów, takich jak ekologiczne oleje smakowe. Zamierzam dalej rozwijać naszą olejarnię, ale też zachować równowagę między pracą a życiem prywatnym. Pasja daje siłę, by przetrwać trudne chwile! Nie bój się zaczynać od małych kroków by zacząć własny biznes. Najważniejsze to znaleźć coś, co sprawia radość.   - Jeśli gotujesz, zacznij od serwowania swoich potraw rodzinie czy sąsiadom. Chwal się tym, w czym jesteś dobry, bo właśnie to może stać się fundamentem twojego sukcesu. Ważne też, by się nie poddawać – każda porażka może być cenną lekcją! Historia Gabrieli i jej wspaniałych olei to dowód na to, że pasja, wytrwałość i wiara w siebie mogą przekształcić marzenia w rzeczywistość!  Czytaj dalej

Za mało ruchu... dzieci tyją. Dietetycy łapią się za głowę

"Z roku na rok jest coraz gorzej" – alarmują nauczyciele, a dietetycy łapią się za głowę. Nadwaga, brak kondycji i niska wydolność fizyczna to efekt współczesnego stylu życia dzieci i młodzieży. Nauczyciele wychowania fizycznego coraz częściej zmuszeni są obniżać wymagania, a rodzice chętniej usprawiedliwiają nieobecności niż zachęcają swoje dzieci do aktywności. To widać gołym okiem. Z roku na rok przybywa uczniów z nadwagą i otyłością. Problem nie dotyczy już tylko nastolatków – pojawia się w każdej grupie wiekowej i coraz bardziej się pogłębia. Według dietetyków już co piąte dziecko w Polsce ma nadwagę. Statystyki są niepokojące: 30 lat temu z nadmierną masą ciała zmagało się około 9–10% dzieci. Dziś ten odsetek przekracza 20%, a niektóre badania wskazują nawet na 25–30%. „Dwója z fikołka” Efektem tych zmian jest systematyczne obniżanie wymagań na lekcjach WF-u – dzieci nie są w stanie sprostać zadaniom, które jeszcze kilka lat temu były standardem. Winni są także dorośli. – Rodzice coraz częściej ingerują w pracę szkoły, nie zawsze w konstruktywny sposób – mówi nauczyciel wychowania fizycznego. – Gdy widzą w e-dzienniku, że dziecko opuszcza WF, zamiast reagować, usprawiedliwiają nieobecności. A powody? Ból głowy, brzucha, złe samopoczucie – to klasyka. Później pytam ucznia w cztery oczy, co się dzieje, a on odpowiada: „bo mi się nie chce”. Co się dzieje z naszą młodzieżą? Dzieci ruszają się coraz mniej, a kilogramów przybywa. – Kiedyś, gdy ktoś powiedział „ten gruby”, wszyscy wiedzieli, o kogo chodzi – wspomina pedagog. – Dziś trzeba się zastanowić: który gruby i z której klasy? W każdej grupie są dzieci z nadwagą. Nie chodzi tu o wytykanie palcami, ale o realny problem. Za dużo kilogramów i za mało ruchu – to błędne koło. Wysokie oceny kontra brutalna rzeczywistość Na świadectwach same piątki i szóstki, ale prawdziwa weryfikacja przychodzi już w pierwszym semestrze szkoły średniej. Trzeba wtedy stanąć twarzą w twarz z rzeczywistością, która nie pozostawia złudzeń. Dzieci trzeba oceniać, ale tak, by ich nie zniechęcić. „Chorzy” na WF Uczniowie zaczynają semestr zdrowi, ale po pierwszych lekcjach WF-u pojawiają się zwolnienia – od pulmonologów (astma, która wcale nie musi wykluczać aktywności), ortopedów (skolioza), a nawet okulistów i kardiologów. Szkoda fryzury Nie tylko zdrowie staje na przeszkodzie. Dziewczęta częściej niż chłopcy unikają ćwiczeń – bo paznokcie się złamią, włosy się skręcą, a makijaż spłynie. Czasem powód jest banalny: „bo się spocę” albo „bo się zmęczę”. W wielu szkołach podstawowych WF traktowany jest jako sposób na łatwe podniesienie średniej. Niestety, w rzeczywistości dzieci nie potrafią wykonać podstawowych ćwiczeń – prostych skłonów, przewrotów czy nawet poprawnie przebiec kilku metrów. Jakie dzieci, tacy rodzice Styl życia dzieci najczęściej odzwierciedla to, co widzą w domu. Jeśli rodzice unikają ruchu, dzieci przejmują te nawyki. Komputer, telefon, kanapa – to codzienność. – Ostatnie pięć lat to katastrofa – alarmują nauczyciele. – Sprawność fizyczna dzieci dramatycznie spada. Dziś najbardziej cieszymy się, gdy uczeń po prostu przychodzi na lekcje i stara się ćwiczyć. Z tym też jest jednak coraz gorzej. Każda drobna dolegliwość to dziś pretekst do zwolnienia z zajęć. A koło się zamyka. Czytaj dalej

Z ekologią im po drodze

Zarząd Koła Gospodyń Wiejskich „Strażniczki Tradycji” z Pisarzowic, we współpracy z Rejonowym Związkiem Rolników, Kółek i Organizacji Rolniczych w Bielsku-Białej, opracował zadania do konkursu na realizację przedsięwzięć informacyjno-edukacyjnych w ramach programu EKO-Wydarzenia. Działania te odbywać się będą na terenie Pisarzowic oraz Gminy Wilamowice. W realizację projektu zaangażowane zostało również Gminne Centrum Działań Twórczych w Pisarzowicach – filia MGOK w Wilamowicach. Organizatorem konkursu jest Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach. Planowane działania ekologiczne w ramach programu: Warsztaty "Bioróżnorodność w ogrodzie" – ogród i ścieżka edukacyjna w Hecznarowicach Warsztaty "Łąka kwietna – źródło życia" – ogród i ścieżka edukacyjna w Hecznarowicach Szkolenie proekologiczne dla dzieci "Segregacja ma sens" – sala widowiskowa GCDT w Pisarzowicach Warsztaty oraz zwiedzanie pasieki "Życie pszczół nas ratuje" – pasieka w Pisarzowicach Warsztaty artystyczne "Jestem eko, jestem sigma" – sala widowiskowa GCDT w Pisarzowicach Spotkanie podsumowujące – wykład o historii i tradycji ogrodów oraz wspólne zasadzenie "Lipy Jubilatki" – sala widowiskowa GCDT oraz Park Tradycji w Pisarzowicach Cele przedsięwzięcia: Aktywizacja dzieci i młodzieży w zakresie działań proekologicznych Podnoszenie poziomu świadomości ekologicznej poprzez świadome uczestnictwo Integracja społeczna wokół edukacji ekologicznej Kształtowanie postaw proekologicznych, szczególnie wśród młodego pokolenia Uświadamianie wartości natury i terapeutycznej roli kontaktu z przyrodą Zrealizowane działania (stan na czerwiec 2025): I. Warsztaty "Bioróżnorodność w ogrodzie" – 13 maja 2025 r. Młodzież z klas V wraz z opiekunkami: wicedyrektor Sandrą Słowik, Anną Smółką oraz przewodniczącą KGW „Strażniczki Tradycji” Cecylią Puzoń, wzięła udział w warsztatach w „Zielonej Zagrodzie” w Hecznarowicach. Zajęcia prowadził właściciel gospodarstwa – pan Marek Kwiczala. Uczniowie mieli okazję zwiedzić ogród i zagajniki, poznając tajemnice bioróżnorodności oraz znaczenie zachowania różnorodności biologicznej w ogrodzie. Odwiedzili również zagrodę kóz. II. Warsztaty "Łąka kwietna – źródło życia" – 14 maja 2025 r. Kolejny dzień warsztatów również odbył się w „Zielonej Zagrodzie” u państwa Katarzyny i Marka Kwiczala. Uczestnicy poznawali walory łąk kwietnych oraz wykonali piękne bukiety z polnych kwiatów. Warsztaty zakończyły się wspólnym zdjęciem. III. Warsztaty "Życie pszczół nas ratuje" Warsztaty poświęcone były pszczołom miodnym. Wzięli w nich udział zarówno młodzież, jak i dorośli. Zajęcia odbyły się w pasiekach pani Elżbiety Bury w Pisarzowicach i Starej Wsi. Uczestnicy zobaczyli m.in. rój pszczeli, wnętrze ula, narzędzia pszczelarskie oraz poznali proces pozyskiwania miodu. Prelegenci: pani Elżbieta Bury oraz pan Jan Handzlik – prezes Koła Pszczelarskiego „Bartnik”, przybliżyli historię bartnictwa i rolę pszczół w ekosystemie. Pszczoły od wieków fascynowały ludzi – zarówno ze względu na swoją organizację społeczną, jak i cenne produkty. W mitologii egipskiej uważano je za łzy boga Ra, w Koranie uznawane są za święte owady, a grecka królewna Melisa (czyli „pszczoła”) według legendy karmiła Zeusa miodem. Przewodnicząca KGW, Cecylia Puzoń, przedstawiła również lokalną historię bartnictwa. W Pisarzowicach, szczególnie w dzielnicy Czernichowa, zachowały się ślady bartników z XIV–XVI wieku. Miejsce, gdzie dziś znajduje się pasieka pani Elżbiety Bury, niegdyś było znane jako grunt Kyezarowski. Pierwszy zapis o „Kiezarowiczach” pochodzi z 1481 roku. W 1559 roku osada ta została sprzedana jako opuszczona, a jej granice wytyczali m.in. Stanisław Myszkowski z Bestwiny, Piotr Pisarzowski i Piotr Starowiejski. Program EKO-Wydarzenia potrwa do października 2025 roku. Tekst i zdjęcia: Cecylia Puzoń Czytaj dalej

Trwa przekierowywanie...

Trwa przetwarzanie ...

Twój kłos został poprawnie oddany!

Twój kłos został usunięty!

Wystąpił błąd podczas kłosowania. Twój kłos nie został oddany!

Plik jest zbyt duży, dozwolona wielkośc to max 10MB.

Aktualnie trwa modernizacja sklepu.
Zapraszamy już wkrótce!

Korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies użytkownik może kontrolować za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Dalsze korzystanie z naszego serwisu internetowego, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje stosowanie plików cookies.

Zamknij