0 0
Kłosuj Komentuj Ulubione

Zdobywa wszystko, czego zapragnie

Monika Mrowińska, nowy burmistrz Łasku (woj. łódzkie)  z impetem weszła do świata polityki. To kobieta z charakterem. Stawia sobie cele i po nie sięga. Potrafi marzyć i optymizmem zarażać innych. Jaka jest jej recepta na sukces?

"Co umysł ludzki potrafi wymyślić i w co uwierzyć, tego potrafi także dokonać" to życiowe motto pani Moniki autorstwa, która zaledwie od trzech miesięcy jest nowym burmistrzem Łasku. Wygrała wybory samorządowe w drugiej turze. Uzyskała 53,82 proc. głosów. Na jej kontrkandydata z Prawa i Sprawiedliwości, dotychczasowego starostę łaskiego Piotra Wołosza zagłosowało 46,18 proc. wyborców. Pani Monika wystartowała w wyborach z Bezpartyjnego Porozumienia Samorządowego. 

- Dużo osób we mnie nie wierzyło, bo miałam mocnego przeciwnika – dodaje nowa burmistrz. - Zwykła radna przeciwko staroście. Ale się udało i myślę, że stało się tak dzięki głosom kobiet, które chciały zmiany, miały dosyć męskich rządów.  Ludzie postawili na zwykła radną i społeczniczkę.
Pani Monika jest pierwszą w historii Łasku kobietą na tym stanowisku. 

Skąd pomysł na politykę? 

- Jestem społecznikiem – mówi. - Od 2008 roku byłam prezesem niepublicznej szkoły. Wtedy razem z innymi rodzicami postanowiliśmy, że bierzemy sprawy w swoje ręce i będziemy prowadzić szkołę. Taka była potrzeba w naszej wsi. Założyliśmy stowarzyszenie. Było ciężko, ale szkoła rozwija się prężnie działa do dzisiaj.

Mieszkańcy dostrzegli w pani Monice potencjał i namówili ją do startu w wyborach na sołtysa wsi Łopatki. 

- Przygodę na tym stanowisku rozpoczęłam w 2015 roku – dodaje. - W tym czasie założyłam też koło gospodyń wiejskich, a nie było wtedy jeszcze mowy o żadnych dofinansowaniach. Chciałam, żeby kobiety działały, ale nie tylko przy garnkach i gotowaniu na różnych uroczystościach. Tym kobietom należy się coś więcej. To była taka moja misja.

Po zakończeniu kadencji sołtysa pani Monika została wybrana do rady gminy.  Wtedy też pojawiły się pierwsze głosy zachęcające do wystartowania w wyborach na burmistrza. 

- Sporo w tym czasie udało się zrobić, szkoła zaczynała działać z coraz większym rozmachem, wyremontowaliśmy dom ludowy, powstała droga, na którą mieszkańcy długo czekali – wylicza pani Monika. - Spotykałam się z kołem, które zresztą prężnie działa do dzisiaj.

Pojawiły się kolejne cele. Zbliżały się wybory na stanowisko burmistrza. 

- Mąż raczej nie namawiał mnie do wzięcia w nich udziału – dodaje z uśmiechem działaczka – Ale dzieci już tak. Mam dorosłych dwóch synów i córkę. Zgodziłam się z myślą, że we władzach potrzebnych jest więcej kobiet, żeby były dostrzegane i zauważane.

Wysokie stanowiska są z reguły obsadzane przez mężczyzn. 

- Ze szkodą dla wielu projektów. Kobiety są bardzo konkretne, sprawcze  i pracowite – dodaje pani burmistrz. - Ja jestem bardzo szczera, nie umiem grać i kombinować. Jak pracuje i idę do przodu.

W pani Monice jest potężna siła i chęć do działania. To wulkan energii z pozytywnym nastawieniem do ludzi. Jest pełna wiary, że świat można zmienić na lepsze. 

- Od zawsze mam w sobie taką potrzebę spełnienia jakiejś misji,  inaczej nie będę w życiu do końca szczęśliwa – dodaje. 

A łatwo nie jest, bo polityka to „ciężki kawałek chleba”.  Na urzędowych stanowiskach często trzeba mierzyć się z ograniczeniami, politycznymi gierkami i układami. 

- Zdaję sobie z tego sprawę i nie raz otarłam się o takie sytuacje w minionej kadencji – zapewnia pani Monika. - Widziałam jak  burmistrz nie otrzymywał dotacji, bo należał do innej niż rządząca opcji politycznej. Mam  nadzieję, że to jednak się zmieni, wierzę, że niemożliwe rzeczy są możliwe.

Decyzja o starcie w wyborach nie była łatwą i naraziła nasza bohaterkę na hejt, kłamstwa a nawet obelgi.  

- Gdzie one nie miały żadnych podstaw – wspomina pani burmistrz. - Ale przeżyłam to, umocniłam się i myślę, że  jestem dużo silniejszym człowiekiem niż byłam.  Przechodząc przez kampanie stałam  się silniejsza i umocniona w tych swoich postanowieniach, że ja muszę tą swoją misję spełnić. Negatywne  głowy nie podcięły mi skrzydeł, wręcz dodały siły.  Gdy ktoś rzuca mi kłody pod nogi jeszcze bardziej mobilizuje mnie do pracy. 

Pani Monika w wyborach nie startowała z żadnej partii, miało wsparcie Trzeciej Drogi.

- Ale moi radni pochodzą z różnych ugrupować – dodaje. - Ja chcę żeby moje burmistrzowanie było ponad podziałami.  W wyborach lokalnych polityka i przynależność do partii nie powinno mieć znaczenia.  Potem jedna gmina dostaje pieniądze i dotacje a druga nie, bo jest ze złej  opcji. Tak nie powinno być, bo wszyscy płacimy takie same podatki.

W kobietach jest siła. 

- Panie zarządzają swoimi rodzinami domami, jesteśmy bardzo zorganizowane. Co mogę potwierdzić na swoim przykładzie. Prowadziłam gospodarstwo ekologiczne, procowałam na pół etatu w izbie rolniczej, udzielałam się społecznie i wychowywałam trójkę dzieci – wylicza pani burmistrz. - Mąż jest  nauczyciel wychowania fizycznego i  trenerem piłki nożnej. Poświęcił się pracy i pasji. On bez tego żyć nie może. Teraz, gdy dzieci dorosły przyszedł czas na mnie. W tym  roku kończę 54 lata i mam dużo energii. Nie planuję też starości w domu przed telewizorem. Chcę być jak najdłużej aktywna.

Są marzenia, kolejne plany i cele. 

- W lipcu będę broniła pracę magisterską z politologii – zdradza pani Monika. - I  na tym raczej nie skończę, planuje kolejne studia i kto wie, może pracę wykładowcy na wyższej uczelni.

Nigdy nie jest za późno. 

- Teraz, gdy studiuję i się uczę jestem bardziej świadoma niż wtedy, gdy miałam 19 lat. Ta nauka przynosi mi satysfakcję i radość. Oczywiście bywam bardzo zmęczona, ale gdy siadam wieczorami do książek lub pisania pracy jestem szczęśliwa. Ludzie powinni się uczyć i rozwijać a nie spędzać czas na hejtowaniu, obrażaniu się i plotkowaniu. Powinni pożytkować czas mądrze.

Pani Monika jest niepoprawna idealistką. Marzy, stawia sobie cele i je osiąga. Od kilku lat niczym drogowskazy prowadzą ją idee, które wyczytała w książkach Napoleona Hilla. 

- On przekonuje, że warto iść pod prąd, że cele zostają osiągane, gdy nie idziemy z tłumem i nie powtarzamy tego wszyscy mówią – opowiada. - Ważne, żeby rozwijać to, co się kocha.

Niedaleko pada jabłko od jabłoni. 

Świętej pamięci tata pani Moniki był dla niej wsparciem i wzorem do naśladowania. Był bardzo pozytywnym człowiekiem  pełnym szacunku do innych. W wieku 60 lat kończył swoje kolejne dwuletnie studia. Potem pilnie studiował na Uniwersytecie trzeciego wieku, zaczął pisać wiersze w wieku 80. lat. Śpiewał w chórze. 

- Mam po nim geny – dodaje z uśmiechem pani Monika. - On był pozytywny i szanował ludzi, czego mi w dzisiejszym świecie brak. I nie umiem  tego pojąć, dlaczego  ludzie niszczą ludzi. Próbuję swoją postawą pokazywać, że  można inaczej. Szkoda też mi pokolenia naszych dzieci, którym często pokazujemy taki paskudny świat.
A czas płynie, dzieci dorastają… opuszczają dom. Ważne, żeby odnaleźć się w takiej rzeczywistości.
- Rolą kobiety w dojrzałym wieku nie jest czekanie na wnuki, albo oczekiwanie stałej uwagi i opieki od dzieci – zapewnia pani Monika. - Pytania typu, kiedy się ożenisz czy wyjdziesz za mąż, kiedy znajdziesz lepszą pracę po prostu są nie na miejscu. To wszystko nie ma znaczenia. Każdy z nas obiera swoją drogę, nikogo nie uszczęśliwiajmy na siłę związkiem czy wymyśloną karierą. My też musimy dać dzieciom przestrzeń. Niech to wszystko będzie oparte na zdrowych zasadach i chęci spędzania ze sobą.

Najważniejsza jest pasja i cel.

- Często przy okazji wielu zajęć rozmyślam o swoich celach, marzę o nich. I to działa. Rzeczy się dzieję. Pojawiają się tez kolejne plany. 

Nie można osiąść na laurach.

- Ja czuję, że właśnie teraz zaczynam żyć, że mam swoją przestrzeń, kolejne pomysły na siebie. Chciałabym też więcej podróżować… w przyszłości być wykładowcą – wylicza pani Monika. 


 

Redakcja mojaWieś ..

Udostępnij na facebook!

Przeczytaj również wszystkie artykuły z kategorii >

JEŚLI NIE TERAZ, TO KIEDY? POLEDANCE, moja miłość i pasja...

W październiku 2022 r. moja 12 letnia córka Jagna poprosiła mnie o możliwość spróbowania tańca na rurze, czyli POLEDANCE. W wolnej chwili przejrzałam co mamy w pobliżu. Trafiłyśmy do podwrocławskiej Trzebnicy, do Studia Pole Freak, prowadzonego przez Kingę Mamrot, właścicielkę oraz utalentowaną i profesjonalną instruktorkę.  Jagna dołączyła do grupy utworzonej we wrześniu. Grupa była mieszana, od nastolatek, po kobietki w wieku 30-40 lat. Czekając na córkę i nudząc się okrutnie, dyskretnie zaglądałam na salę. Przeszło mi przez myśl, że może także bym spróbowała. Niestety, w grupie nie było wolnego miejsca, a czas pracował na moją niekorzyść. W POLE DANCE podczas regularnych treningów, wprawdzie małymi kroczkami, ale stosunkowo szybko posuwamy się naprzód. Z zajęć na zajęcia grupa robiła progres, a ja siedziałam… W zasadzie już straciłam nadzieję, kiedy w styczniu 2023 r. zwolniło się miejsce.  Wiedziałam, że mam kilka miesięcy do nadrobienia, ale podjęłam rękawice. Rozpoczęłam regularne treningi z grupą córki pod okiem Kasi Orlińskiej.  Zwykła dbałość o kondycję fizyczną oraz dodatkowe zajęcia indywidualne z Kasią, pomogły mi  przetrwać pierwsze treningi i stopniowo nadrobić zaległości.  Niestety w niedługim czasie nasza grupa rozpadła się. Nieliczne osoby, które zostały musiały przenieść się do innych grup o zbliżonym poziomie. Nie poddałyśmy się. Zależało nam, aby zajęcia prowadziła Kasia. Po roku na poziomie podstawowym zdałyśmy egzamin na średniozaawansowany I. I tym oto sposobem minęły 2 lata. Nasza obecna regularna grupa jest na poziomie średniozaawansowanym II i składa się z dziewczyn w wieku od 14 do 18-20 lat oraz 2 „mamusiek”. Zaczynając nie przypuszczałam, że w ogóle dotrę do obecnego poziomu. POLE DANCE mnie zafascynował. W całym tym nieplanowanym zamieszaniu bardzo dużo zawdzięczam niezwykłej instruktorce Kasi Orlińskiej.  Kasia planuje treningi w taki sposób, aby każda z nas jak najlepiej przygotowana była do postawienia kolejnego kroku. Każdą nową figurę wykonuje przynajmniej dwukrotnie, po czym szczegółowo nam ją objaśnia. Naciska na aspekty prawidłowej techniki, co zdecydowanie poprawia nasze bezpieczeństwo i sprawia, że nie utrwalamy niepoprawnych nawyków, unikamy kontuzji. Asekuruje każdą z nas, jeżeli tego potrzebujemy. Nauka z nią to przyjemność. jest profesjonalistką.  Musimy mieć świadomość, że pomimo wielu miesięcy wspólnych treningów, każda z nas jest oddzielną jednostką i ma różne predyspozycje. To widać wyraźnie podczas zajęć. Wprawdzie trenujemy w grupie, jednakże POLE DANCE jest sportem indywidualnym. Moje młodsze koleżanki, z córką na czele, są bardziej odważne i szybciej się decydują na samodzielne wykonywanie figur lub złożonych z nich „combosów”, bez asysty Kasi. Ja zdecydowanie wolę figury oparte na sile, mniej dynamiczne i mniej akrobatyczne. Potrzebuję obecności instruktorki w pobliżu, co pomaga mi panować nad głową.  POLE DANCE bowiem to konieczność zachowania ciągłej współpracy głowy i ciała. To Twój umysł musi zapanować nad Twoim ciałem. Musisz się skoncentrować i włożyć w kolejny krok mnóstwo siły i energii. Nie możesz być zmęczona, czy rozkojarzona. Nie pospieszysz się. Lepiej zrobić 5 razy starannie jedną figurę, niż 5 figur jeden raz. To proste. Ważne jest także, aby instruktor powracał do tematów już przerobionych. Niezbędne jest powtarzanie znanych figur i łączenie ich z nowymi. Dzięki temu stopniowo osiągamy co raz wyższy poziom trudności i wykonania.   Zdarza się, że podczas treningu mamy problemy z wykonaniem nowej, nieznanej nam i stosunkowo trudnej figury. Danego dnia robimy tyle ile jesteśmy w stanie zrobić, biorąc pod uwagę własne możliwości i bezpieczeństwo, które jest fundamentalne. Zazwyczaj po kilku zajęciach powracamy do tego, co sprawiało nam większe lub mniejsze problemy i okazuje się, ze jest to do zrobienia. To daje każdej z nas ogromną satysfakcję, włącznie z instruktorką.  Oprócz regularnych treningów bardzo ważne jest dobre nastawienie, wzajemne wsparcie, serdeczne stosunki w grupie i tylko pozytywna rywalizacja, które naprawdę pomagają w osiąganiu kolejnych sukcesów. Dobrze jest wspomóc ciało np. regularnym stretchingiem.  Pomiędzy treningami potrzebna jest regeneracja. Czas na wyjście z KLUBU GOGO! POLE DANCE to godny polecenia, ogólnorozwojowy sport uprawiany przeważnie przez kobiety, ale także mężczyzn, który stopniowo zdobywa co raz większą popularność i uznanie. Na uznanie bowiem zasługuje, wbrew stereotypowym opiniom i kojarzeniem go ze striptizem w nocnym klubie GOGO. NIC PODOBNEGO! Jedyne, co może przyczyniać się do takiego podejścia, jest schematyczne myślenie oraz brak wiedzy na jego temat.  W Polsce POLE DANCE pojawił się stosunkowo niedawno. W uproszczeniu można go podzielić na POLE DANCE Sport, Choreo, Exotic iArt. Zajęcia odbywają się na rurce statycznej lub obrotowej. W zależności od własnych predyspozycji każdy może wybrać styl odpowiedni dla siebie. Mądrze poprowadzone treningi bywają wymagające, ale gwarantują postęp. Odczuwanie bólu oraz pojawianie się siniaków z czasem ustępują. Ciało się powoli przyzwyczaja.  Pokochałam POLE DANCE, podobnie jak moje koleżanki z grupy i Studia Pole Freak, za jego wszechstronność. Za to, że może go trenować osoba w każdym wieku i bez wcześniejszego doświadczenia. Za to, w jak piękny sposób zmienia nasze sylwetki, jak buduje naszą siłę fizyczną i psychiczną oraz elastyczność i gibkość. Za to, jak dodaje nam pewności siebie i powoduje wiarę, iż wszystko jest możliwe.  Satysfakcja jest ogromna.  Nigdy bym nie przypuszczała, że zaczynając przygodę z POLE DANCE w wieku 48 lat, uda mnie się osiągnąć to, co osiągnęłam. To mój osobisty sukces. Mam nadzieję, że przede mną jeszcze wiele lat bólu i potu z moim ukochanym sportem.  Kinga, Kasia, Marta, Maja, Jagoda, Oliwia, Gosia, Jagna, Hania oraz cała reszta... dobrze być częścią naszej poledance-owej społeczności! Dagmara Kołodziejczyk  Zdjęcia: Marta Korysławska-Sawarzyńska Więcej zdjęć: https://www.facebook.com/share/p/1ZM3iLRFwf/   Czytaj dalej

Gdy komercja wyprzedza święta

Choć listopad kojarzy się z ciszą, refleksją i długimi wieczorami, rzeczywistość wygląda dziś inaczej: centra handlowe już błyszczą jak wigilijna noc, a bożonarodzeniowe kampanie ruszają, zanim opadną znicze na cmentarzach. Czy komercja całkowicie przejęła kontrolę nad świąteczną atmosferą? Wystarczy przekroczyć próg jakiegokolwiek sklepu, by przekonać się, że w świecie handlu święta zaczynają się nie w grudniu, a… wczesną jesienią. Świąteczne piosenki, błyszczące dekoracje i półki uginające się pod ciężarem ozdób pojawiają się często już na początku listopada. To, co kiedyś stanowiło subtelne wprowadzenie do grudnia, dziś przypomina pełnowymiarową ofensywę marketingową. Producenci i sprzedawcy nie kryją, że wcześniejsze starty sezonu to sposób na wydłużenie okresu zakupowego. Granica między codziennością a świątecznym szaleństwem została zatarte — i to nieuchronnie wpływa na sposób, w jaki postrzegamy tradycję. Adwent traci swój rytm Dawny adwent, czas wyciszenia i duchowego przygotowania, zdaje się znikać w natłoku promocji, wyprzedaży i rzekomych „ostatnich okazji”. Kalendarze adwentowe coraz częściej są luksusowymi zestawami kosmetyków lub gadżetów, a nie symbolem powolnego odliczania dni do Wigilii. Zamiast skupienia, mamy zakupowy maraton. W efekcie świąteczny klimat przestaje być czymś wyjątkowym. Gdy trwa zbyt długo i zaczyna się zbyt wcześnie, wiele osób czuje przesyt jeszcze zanim nadejdzie właściwy czas celebracji. Magia pod presją promocji Nawet ci, którzy uwielbiają świąteczną atmosferę, coraz częściej narzekają na jej „wymuszoną” formę. Gdy kolędy stają się tłem codziennych zakupów, a iluminacje mają przede wszystkim przyciągać klientów, trudno mówić o spontanicznej magii. Wrażenie, że święta stają się bardziej produktem niż tradycją, pogłębia się z każdym sezonem. Czy możemy to zatrzymać? Zjawisko wydaje się nie do zatrzymania — bo za wczesnym otwieraniem sezonu świątecznego stoją ogromne zyski. Jednak coraz więcej osób próbuje odzyskać utracony spokój, świadomie odkładając dekoracje, rezygnując z przedwczesnych zakupów i celebrując tradycję w swoim tempie. Być może to właśnie te indywidualne wybory zadecydują o tym, czy święta pozostaną autentycznym czasem bliskości, czy ostatecznie staną się kolejnym marketingowym projektem rozciągniętym na pół roku. (foto: pixabay) Czytaj dalej

Szare niebo, słabszy nastrój. Dlaczego jesienna pogoda tak nas męczy?

Krótkie dni, niskie temperatury i słońce chowane za chmurami – to scenariusz, który powraca co roku. Wraz z nim wielu z nas odczuwa spadek energii, motywacji i ogólnego wigoru. Czy to tylko jesienna chandra, czy coś więcej? Kiedy brakuje światła, brakuje… chęci Jesień i zima nie są łatwe dla naszego organizmu. Po letnich miesiącach pełnych słońca nagle trafiamy w okres, w którym dostęp do naturalnego światła staje się luksusem. A to właśnie światło odpowiada m.in. za produkcję serotoniny, czyli hormonu dobrego nastroju. Nic dziwnego, że gdy przez kilka dni z rzędu niebo jest stalowe, wielu z nas czuje się ospale, ma mniej energii i trudniej zabrać się do codziennych obowiązków. Zegar biologiczny się buntuje Światło pomaga regulować nasz wewnętrzny rytm dnia. Gdy o 16:00 zaczyna się robić ciemno, organizm błyskawicznie przechodzi w tryb „chcę spać”. Z kolei poranne wstawanie, kiedy za oknem wciąż noc, staje się małą walką. Nic dziwnego, że zimą częściej narzekamy na problemy z koncentracją i sennością w ciągu dnia. Chandra, która przychodzi nieproszona Wiele osób określa to po prostu jako „jesienny dół”. Niektórzy jednak odczuwają te zmiany dotkliwiej – pojawia się przygnębienie, brak motywacji, niechęć do kontaktu z ludźmi, a nawet większa ochota na słodycze i kaloryczne przekąski. To typowe objawy sezonowego spadku nastroju, który ma związek właśnie z brakiem światła i mniejszą aktywnością. Zimno sprzyja infekcjom Jesień i zima to także sezon przeziębień. Kiedy większość czasu spędzamy w zamkniętych pomieszczeniach, a nasze ciała są mniej dotlenione i bardziej zmęczone, łatwiej o infekcje. Dodatkowo obniżony nastrój może odbijać się na odporności. Jak sobie pomóc, gdy za oknem szaro? Choć pogody nie zmienimy, możemy zrobić wiele, by poczuć się lepiej: Łap światło, kiedy tylko możesz – nawet krótki spacer w ciągu dnia działa jak naturalny zastrzyk energii. Ruszaj się – aktywność fizyczna podnosi poziom endorfin. Dbaj o dietę, zwłaszcza o witaminę D, której zimą szczególnie nam brakuje. Spotykaj się z ludźmi – rozmowa potrafi zdziałać cuda. Sięgnij po światłoterapię, jeśli spadek nastroju staje się uciążliwy. Krótko mówiąc: szaruga za oknem może przygasić nasz nastrój, ale nie musi odbierać nam dobrego samopoczucia na całą zimę. Wystarczy kilka prostych nawyków, by przetrwać ten czas z większą lekkością – nawet jeśli słońce chwilowo wzięło urlop. Czytaj dalej

Moje granice, mój komfort

Jak komunikować potrzeby w rodzinie i relacjach ? Wyznaczanie granic w relacjach to fundament równowagi między potrzebami naszymi, a potrzebami innych. Prawidłowo postawione granice chronią nas przed przeciążeniem obowiązkami, stresem i zaniedbywaniem własnych pragnień, jednak sam proces ich wprowadzania często jest źródłem wielu nieporozumień i pretensji. Granice to nie mury, które nas izolują, ale mosty, które umożliwiają prawdziwe połączenie – oparte na szacunku, autentyczności i równowadze. Pracując nad nimi, odkrywamy, że wyznaczanie granic to nie tylko akt ochrony, ale także troski i miłości – do siebie i do świata, który nas otacza.  Czym są  nasze granice w relacjach? Granice w relacjach można porównać do tych na mapie. Tylko w przypadku granic interpersonalnych linie te wyznaczamy my sami. Granice wyznaczają emocjonalną, fizyczną i duchową przestrzeń, której potrzebujemy, by żyć w zgodzie ze swoimi wartościami, nie utracić swojej tożsamości i nie stać się zależnym od innych. Gdy utrzymujemy zdrowe granice w naszych relacjach, postępujemy w zgodzie ze swoimi pragnieniami i potrzebami, z jednoczesnym poszanowaniem granic i uczuć innych.   Jak komunikować  potrzeby w rodzinie i  relacjach  Wyznaczanie i szanowanie granic zaczyna się od świadomości własnych potrzeb, wartości i ograniczeń. Kluczem jest otwarta i jasna komunikacja – wyrażanie swoich oczekiwań w sposób spokojny, ale stanowczy, na przykład: „Potrzebuję czasu dla siebie” lub „Nie czuję się komfortowo, gdy tak do mnie mówisz”. Ważne jest, by unikać nadmiernego tłumaczenia się – wystarczy proste „nie”, które nie wymaga usprawiedliwień. Szanowanie granic innych polega na uważnym słuchaniu, akceptowaniu ich odmowy bez presji oraz respektowaniu ich przestrzeni. Warto także pamiętać, że asertywność to umiejętność, którą można rozwijać. Każda sytuacja, w której wyrażamy swoje granice lub je respektujemy, to krok w kierunku zdrowszych relacji. Wyznaczanie granic przynosi wiele korzyści, które znacząco wpływają na jakość naszego życia i relacji. Przede wszystkim, granice pomagają budować zdrowe, autentyczne relacje oparte na wzajemnym szacunku, co sprzyja ich trwałości i jakości. Jasne komunikowanie swoich potrzeb wzmacnia poczucie własnej wartości i daje nam pewność, że mamy prawo do swojej przestrzeni. Dzięki granicom możemy lepiej zarządzać swoim czasem i energią, unikając przeciążenia obowiązkami i znajdując przestrzeń na odpoczynek oraz regenerację. Chronią nas one także przed wykorzystywaniem, zapewniając bezpieczeństwo emocjonalne i fizyczne, a jednocześnie wzmacniają naszą autonomię, pozwalając podejmować decyzje zgodne z własnymi wartościami i priorytetami. Jednak proces wyznaczania granic wiąże się również z pewnymi trudnościami. Możemy napotkać ryzyko odrzucenia przez osoby, które nie akceptują nowych zasad, zwłaszcza jeśli wcześniej nasze granice były słabo określone. Często pojawia się poczucie winy lub dyskomfort, szczególnie jeśli dopiero uczymy się asertywności. Granice mogą prowadzić do konfliktów lub nieporozumień, a czasem nawet do konieczności zakończenia relacji, które są toksyczne lub nie respektują naszych potrzeb. Dodatkowo, ich utrzymanie wymaga konsekwencji i pracy nad sobą, co może być wyzwaniem. Mimo tych trudności, korzyści z wyznaczania granic znacznie przewyższają potencjalne straty. Granice pozwalają nam żyć w sposób bardziej zrównoważony, zgodny z naszymi wartościami, zapewniając poczucie bezpieczeństwa i harmonii w relacjach z innymi oraz z samym sobą. Komunikacja potrzeb to jedno z najważniejszych narzędzi, które pozwalają na zrozumienie naszych wymagań i oczekiwań. Warto przy tym pamiętać, że komunikacja ta musi być skuteczna, czyli jasna, precyzyjna i zrozumiała dla rozmówcy. Ważne jest, aby przedstawiać swoje potrzeby w sposób spokojny i konkretny, unikając jednocześnie oceniania, krytyki i wyrzutów. Magdalena Studzińska  Czytaj dalej

Trwa przekierowywanie...

Trwa przetwarzanie ...

Twój kłos został poprawnie oddany!

Twój kłos został usunięty!

Wystąpił błąd podczas kłosowania. Twój kłos nie został oddany!

Plik jest zbyt duży, dozwolona wielkośc to max 10MB.

Aktualnie trwa modernizacja sklepu.
Zapraszamy już wkrótce!

Korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies użytkownik może kontrolować za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Dalsze korzystanie z naszego serwisu internetowego, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje stosowanie plików cookies.

Zamknij