Aktualności

0 0
Kłosuj Komentuj Ulubione

Zapraszamy na wystawę malarstwa Janusza Reszki "Zawsze miłość" w AncyMonce w Łodzi!

Poniżej na Państwa życzenie kolejny raz publikujemy wywiad, który przeprowadziliśmy z Januszem Reszką – artystą malarz, który po 30 latach życia we Francji, powrócił do rodzimej Łodzi oraz Katarzyną Nowak-Reszką – aktorką, kompozytorką, projektantką strojów i muzą swojego męża, która po 30 latach wróciła do realizacji największych pasji. Inspirująca rozmowa z parą artystów, którzy przypominają o tym, co jest w życiu ważne…

A Państwa zapraszamy na kolejny wernisaż dzieł Janusza Reszki, który właśnie trwa w AnyMoce w Łodzi! 

Zdjęcia z ostatniej wystawy

******

- Cieszę się, że udało nam się spotkać w restauracji ,,Len i Bawełna’’ w Łodzi, ponieważ 2 października odbył się tutaj Pański wernisaż. Korzystając z okazji zapytam, czy są tu jakieś szczególne dla Państwa prace?

Janusz Reszka: To był pierwszy obraz, który namalowałem na wystawę w Alliance Française. Od niego wszystko się zaczęło. To był 2018 rok, czyli 4 już lata temu.

- To była pierwsza wystawa w Polsce po Pana powrocie do kraju?

JR: Pierwsza wystawa w Polsce po 30 latach pobytu we Francji.

- No właśnie, mieszkał Pan we Francji przez 30 lat. Czy Łódź jest pasjonująca w porównaniu z Paryżem?

JR: Bardzo! Bo Łódź, z którą jestem związany z powodu mojego urodzenia, zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie. Po latach jest zupełnie inna - piękną kobietą się stała, ze szarej i smutnej babci. Do Polski przyjeżdżałem na chwilę, często odwiedzałem rodziców. Niestety po śmierci mamy przyjechałem zająć się mieszkaniem i wtedy właśnie powstała pierwsza moja wystawa. Właśnie wtedy poznałem Kasię…

- Czy wg Pani Łódź też rozwinęła się w piękną kobietę? Jest Pani łodzianką, więc perspektywa może być trochę inna.

Katarzyna Nowak-Reszka: Rzeczywiście nasza Łódź się rozwija od wielu lat w bardzo pozytywnym kierunku. Ja obserwuję również powrót Łodzi filmowej. Od 2014, kiedy zaczęłam się tą branżą zajmować aż do dzisiaj - to wszystko bardzo cieszy, bo dużo koprodukcji wróciło na nasze ulice. Z urodzenia jestem łodzianką, chociaż mieszkam od 20 lat pod Łodzią.

- Dzięki obrazom Pana, Łódź nabrała kolorów.

KR: Ale to chyba we wszystkich miastach w Polsce następują takie pozytywne procesy.

JR: Po powrocie, zauważyłem, że ludzie w Polsce się zmienili. Nie są tacy ponurzy, smutni, są weselsi. Łódź stała się bardzo kolorowa. I mnóstwo pozytywnych zmian.

- Wspomniała Pani, że od 2014 roku jest związana z branżą filmową. Chciałam poprosić, żeby przybliżyli Państwo swoje historie związane ze sztuką. Jak to się potoczyło, że są Państwo artystami?

JR: Można powiedzieć, że jestem napiętnowany przez rodzinę, bo mój dziadek był architektem, rzeźbiarzem i też „podmalowywał”. Mój ojciec - rysownik i litograf - skończył szkołę litograficzną i poligraficzną u Władysława Strzemińskiego. Moja mama była akwarelistką, więc jakoś to wpłynęło na mnie. W przedszkolu, wziąłem udział w konkursie plastycznym i zająłem pierwsze miejsce, o czym poinformował łodzian Express Ilustrowany. Podczas wywiadu z dziennikarzem, musiałem się zadeklarować, co ja będę chciał w życiu robić. Oczywiście powiedziałem, że będę malarzem, no i słowo się rzekło… W trakcie liceum jeździłem na plenery do Kazimierza, gdzie poznałem starszych ode mnie kolegów malarzy i potem zamieszkałem tam na stałe, na 10 lat. Kazimierz miał na mnie ogromny wpływ, bo wychodziłem w plenery i miałem ciągle kontakt z materią malarską.

- A jak ta droga wyglądała u Pani?

KR: Już jako sześciolatka chodziłam na lekcje baletu. W kierunku tańca, akrobatyki i baletu ciągnęło mnie od małego. Niestety miałam operację jako dziecko i musiałam zakończyć treningi. Wtedy rozpoczęła się moja przygoda z muzyką, z grą na fortepianie. Nigdy nie myślałam, że szkoła filmowa stanie się po 30 latach z powrotem moją szkołą, o której myślałam kończąc liceum. Projektuję też ubrania, ponieważ nic mi się nigdy w sklepach nie podoba. Na Janusza wernisaże zawsze coś szyję. Bardzo ważne jest, aby swoje pasje realizować. U mnie powróciły pasje z dzieciństwa, z którymi nie miałam kontaktu przez 26 lat.

- To bardzo ciekawe i być może inspirujące dla kogoś, kto porzucił nadzieję, że można wrócić do czegoś, co sprawiało nam radość w dzieciństwie.

JR: Niestety jest tak, że wiele dzieciaków interesuje się śpiewem, muzyką, czy świetnie maluje. Ale szkoła, a czasem też i rodzice po prostu tłamszą ten talent. Wszystkie dzieci są zdolne, tylko potem, bez wsparcia, one już nie chcą się tym zajmować. W podstawówce miałem w 6 klasie trójki z rysunku, dlatego, że pani kazała mi przy linijce rysować. Pomyślałem wtedy, że przecież ja potrafię rysować proste kreski bez linijki… (śmiech)

KR: Tak, w szkole często próbuje się zaszufladkować nas i uporządkować każdego w jakimś kierunku. Wiadomo, że nauczyciel chce dobrze, ale jednak na indywidualizm trzeba pozwolić, bo każde dziecko jest inne i rozwijając swoje pasje, rozwija się najlepiej. Zaszufladkowanie ludzi nie rodzi niczego dobrego, tylko hamuje rozwój emocjonalny, artystyczny, czy właśnie rozwój pasji u każdego z nas.

- Wyobrażają sobie państwo swoje życie bez sztuki?

KR: No nie… Bardzo ciężko by było…

JR: Ze sztuką byłem związany przez całe życie, bo po liceum zacząłem pracować w filmie, jako asystent kostiumologa a później kostiumograf. Parę lat później pracowałem w teatrze Jaracza, robiłem scenografię i w pewnym momencie, kiedy osiągnąłem już można powiedzieć wszystko w teatrze, to wyjechałem do Kazimierza, żeby kontynuować moją własną pracę twórczą.

- Zainteresowały mnie tytuły obrazów. Kto je wymyśla?

JR: Generalnie Kasia wymyśla tytuły. Gdy ja wymyślam jakiś tytuł, Kasia mówi: ,,nie, to za bardzo banalne, za bardzo wprost’’.

KR: Tak, te tytuły często się biorą w związku z różnymi skojarzeniami czy też wydarzeniami w naszym życiu. Ja cenię sobie tytuły, które są zagadką dla widza, które go motywują do tego, żeby poznawać obraz z bardzo różnych stron i dociekać, dlaczego tam jest właśnie taki tytuł.

JR: Na przykład ten obraz nosi tytuł ,,Opal’’. Dlaczego Opal ? Od wisiorka, który Kasia nosi.

- W tym przypadku jest to osobista historia w obrazie i w tytule...

JR: Kiedyś przypadkowo, chociaż uważam, że nie ma przypadków, wyczytałem, że opale są bardzo zdrowe na serce. Kasia ma słabe serduszko, więc natychmiast kupiliśmy opal i od tej pory nosi go cały czas.

KR: No tak, jako taki talizman. Na pewno nastawienie psychiczne pomaga, że wady, które mam od urodzenia, troszeczkę się niwelują i to pozytywne nastawienie sprawia, że jest lepiej.

- Większość tytułów Pańskich wernisaży jest bardzo optymistyczna. Niektóre z nich to: Wiosenna miłość, Imiona miłości, Miłość w Łodzi. Czy zawsze był Pan optymistą? Skąd ten optymizm brać?

JR: Urodziłem się z „bananem w górę”. Już jako niemowlę, byłem uśmiechnięty i stąd może ten mój optymizm. Zawsze byłem nastawiony pozytywnie. Wszystkie trudności łatwiej się pokonuje, jeżeli się podchodzi optymistycznie do problemu. A jeszcze jak człowiek jest zakochany, to dopiero ma dodatkowy motor do życia, do realizacji i do tworzenia.

- Czy mąż zaraża optymizmem? Czy Pani też jest z natury optymistką?

KR: Rzeczywiście tak się zdarzyło, że się spotkały pokrewne dusze, bo i ja mam mocno pozytywne nastawienie do życia. Mimo różnych trudności przez które przechodziłam (zdrowie), to zawsze, nawet z najtrudniejszych opresji, udawało się wychodzić pozytywnie. Myślę, że to jest tak, że jeżeli się już dużo przeżyje w swoim życiu, to zaczyna się patrzeć zupełnie inaczej i nawet najdrobniejsze rzeczy sprawiają nam radość i potrafimy się z nich cieszyć.

- Tak Państwo pięknie i naturalnie o tym mówią. Trudno spotkać dziś podobną postawę u ludzi. Mam wrażenie, że nie cieszymy się z małych rzeczy.

KR: Tak, tego się chyba trzeba nauczyć. Takie trudne doświadczenia uczą nas tego, żeby się cieszyć, czerpać z życia, a poza tym też zarażać innych tą pozytywną energią. To też dobrze robi dla wszystkich, nie tylko dla nas. Ważne, żeby dzielić się swoim szczęściem, pozytywną energią, bo wtedy inni też zaczynają inaczej patrzeć na świat i na życie. Choćby nawet przez chwilę się uśmiechnęli, to już dużo znaczy..

- Kolejny z tytułów obrazu to ,,Miłość jest najważniejsza’’. Czy według Państwa ludzie o tym zapominają?

JR: Miłość jest w każdym człowieku, ale ludzie się zatracają. Gonią za pieniędzmi, za karierą i zapominają, że właśnie miłość, nawet miłość własna jest ważna. Sami się katują. Powiem banalnie, że kochać świat należy zacząć od siebie samego, bo jeśli siebie ktoś nie lubi, to trudno mu lubić innych… Dlatego kochajmy siebie i spróbujmy tak samo kochać innych.

KR: Czasami ludzie pewnie boją się miłości. Mają już jakieś doświadczenia na tym tle i boją się jeszcze raz spróbować. Ale warto i to niezależnie, czy jest to dziecko, osoba starsza, czy naprawdę już dojrzała. Miłość daje radość w każdym wieku. I czy to miłość do drugiego człowieka, czy do zwierząt, muzyki, malarstwa, sztuki - miłość w różnym wymiarze. Ważne jest, żeby ludzie realizowali swoje pasje, bo to też im dostarcza wiele radości. Czyli i miłość, i pasje. To wszystko powinno być w naszym życiu.

- Zapytam artystów, czy w takim razie powinniśmy kierować się częściej sercem niż rozumem?

KR: Artyści najczęściej kierują się sercem, dlatego może łatwiej im ustrzec się przed zupełnie ślepą pogonią za pieniądzem. Często jest tak, że osoby wtopią się w pewien wir pracy. Budzą się w pewnym momencie i widzą, że tak naprawdę same te pieniądze i praca nie dają im już aż takiej radości, jaką wydawałoby się że osiągną. Czasami jakieś wydarzenie, nawet zdrowotne, może spowodować taką refleksję w życiu. To jest na pewno bardzo ważne, żeby osoby dojrzałe nie obawiały się realizować pasji nawet w późniejszym wieku.

JR: I jeszcze ci, co są tak zagonieni, mają dzieci i widują dzieci rano jak dziecko jeszcze śpi. Wracają do domu i dziecko już śpi. Drogimi gadżetami próbują zastąpić miłość i to jest błąd. Miłości nie można kupić, bo to już nie jest miłość..

- Niestety ludzie cierpią na brak czasu. Niektórzy są do takiego życia z różnych przyczyn zmuszeni. Jak możemy pielęgnować miłość na co dzień, w pośpiechu?

KR: Myślę, że uśmiech, uśmiech i jeszcze raz uśmiech dla drugiej osoby. Na pewno nawet najdrobniejszymi gestami jesteśmy w stanie cały czas to swoje pozytywne nastawienie dla drugiej osoby okazywać. Musimy znaleźć też wspólną drogę spędzania choć odrobiny czasu wolnego. Dlatego dobrze jest, jeżeli osoby mają te same pasje.

JR: Wystarczy ciepłe spojrzenie, dotyk ręki, czułe słowo. A jak budzą się ludzie i patrzą na siebie z wyrzutem: ,,jak ty wyglądasz, oczu nie umyłaś?’’ , a w odpowiedzi: ,,a ty co taki nieogolony od dwóch dni?’’ Zamiast tego powiedzieć: ,,ślicznie ci w tej brodzie’’, czy ,,jak śmiesznie wyglądasz z tymi rozmazanymi oczkami’’. (śmiech)

- Czuć od Państwa tę pozytywną energię i ogromne ciepło. Więc ta rada chyba się sprawdza..

KR: Tak, wiadomo, że na co dzień jest mnóstwo różnych obowiązków. Mamy w domu 3 dzieci, 6 zwierzaków, więc tych obowiązków jest naprawdę dużo, ale jak robimy to razem to jest łatwej. Czasami Janusz mnie zapyta coś na temat obrazu, który tworzy. Powiem, jak widzę pewne rzeczy. Ja też pytam Janusza o radę, gdy tworzę jakąś sukienkę. Zazwyczaj i tak zrobię po swojemu, ale często wysłucham jego zdania. (Śmiech).

JR: Ja często maluję i Kasia świeżym okiem spojrzy i powie: ,,a ta plama za bardzo nie pasuje’’. Ja to przemyślę i mówię: ,,rzeczywiście’’. Ale wy, kobiety, macie większą wrażliwość na kolor niż my, faceci.

- Czyli uwagi żony pomagają?

KR: Ale to naprawdę są drobnostki, bo ja często siadam przed obrazem, który Janusz maluje i wszystko mi idealnie do siebie pasuje, tylko jakaś jedna plama kolorystycznie wydaje mi się, że jest z innej planety. I Janusz to czasem sobie przemyśli i później robi po swojemu.

JR: Często masz rację.

- Wspomniał Pan przed chwilą, że nie ma czegoś takiego jak przypadek. Czy zawsze miał Pan takie przekonanie, czy to życie udowodniło, że nic nie dzieje się bez przyczyny?

JR: W moim dość długim życiu wiele przeżyłem i czasami człowiek postępuje wbrew sobie. Na przykład to, jak ja poznałem Kasię. Gdy dostałem zaproszenie na wystawę do Alliance Française, malowałem bardzo intensywnie obrazy. W międzyczasie byłem na wernisażu kolegi i tam poznałem jednego aktora, który mówi: ,,wiesz, będą kręcić w przyszłym tygodniu film, chciałbym, żebyś przyszedł’’. Zgodziłem się, ale o tym zapomniałem. To był piątek, a on we wtorek do mnie dzwoni i mówi: ,,miałeś przyjechać do szkoły filmowej, wszystko już ustawione, kamera, reżyser czeka’’. Ja na to, że mam wernisaż, maluję obrazy i nigdzie nie jadę. Rzucił słuchawką, ale za chwilę dzwoni znowu i mówi bym przyjechał. Ponownie odmówiłem. Zadzwonił trzeci raz i uległem, przyjechałem i kogo poznałem? Kasię. Wbrew sobie, człowiek coś robi i okazuje się, że to, co ma się stać i tak się stanie.

- Z tego co słyszę, to natura też jest dla Państwa ważna. Służy Państwu w życiu, jako inspiracja, ale też mieszkają Państwo na wsi…

JR: Tak, jesteśmy bardzo blisko natury. Zwierzęta, rośliny… Ja już 4 rok mieszkam poza miastem, ale we Francji też mieszkałem na wsi, wyprowadziłem się z Paryża, bo kupiłem dom i wyremontowałem go i tam mieszkałem, tam też miałem pracownię.

KR: Ja mieszkam 20 lat poza miastem i bardzo sobie to cenię. Wieś na pewno jest mocno inspirująca dla artystów. Nawet powiem historię jednego obrazu. Przez 1,5 roku kilka razy dziennie na nasz parapet kuchenny przychodziła myszka. Karmelek ją nazwaliśmy. Wystawialiśmy jej miski z jedzeniem i ona sobie wybierała i zjadała to, z tego co miało iść na kompost. I został Karmelek uwieczniony na obrazie, skradający się z kawałkiem sera żółtego z dziurami. Obraz został przekazany na dobry cel, na Hospicjum Łódzkie.

- Czy są jakieś specjalne przygotowania do wernisaży? Jak to wygląda od kuchni?

JR: Staram się, żeby obrazy były spójne tematycznie, albo formatowo.

KR: Często obrazy powstają na konkretną wystawę już w konkretnym kierunku. W Monopolis była tematyka miłości pod różną postacią, m.in. miłości do zwierząt. Każdy obraz to jest osobna historia i często powstawanie jakiegoś obrazu wiąże się z silnymi emocjami czy z jakimś wydarzeniem w życiu artysty. Np. na jednym obrazie pokazane jest, jak zawiązuje się przyjaźń pomiędzy osobami różnych ras, czy z różnych części świata – manifest, że ważna jest współpraca pomiędzy ludźmi niezależnie od statusu społecznego, koloru skóry, od ich pochodzenia.

JR: W Monopolis tytuł wernisażu to Oblicza miłości, więc poza portretami Kasi pokazaliśmy obrazy, gdzie przedstawione były przeróżne jej formy. Uważam, że tolerancja jest bardzo ważna. Nie musimy rozumieć wszystkich ludzi, żeby ich tolerować. Myślę, że miłość i tolerancja to są 2 najistotniejsze w życiu cechy.

- Miłość, tolerancja i pasja. Z naszej dzisiejszej rozmowy wychodzi, że te 3 składniki mogą sumować ciekawe życie..

JR: Tak, ale jeżeli np. dziecko ma pasje, a rodzice zabraniają realizacji, to brakuje tolerancji… Myślę, że życie ludzi, którzy nigdy nie byli w filharmonii, w teatrze, czy na wystawie jest uboższe. No i miłość do samego siebie, też jest bardzo ważna.

KR: Tak, trzeba pamiętać, że zabijanie pasji w drugim człowieku powoduje niechęć do świata i do ludzi. Duszenie pasji nic nie przyniesie i nie ma się co przed nimi bronić, tylko trzeba je realizować, niezależnie od wieku.

- Proszę jeszcze zdradzić, gdzie odbędzie się następny wernisaż.

JR: 3 grudnia w Kazimierzu Dolnym, a potem na przełomie grudnia i stycznia będzie wystawa dwóch dużych obrazów, jeszcze niegotowych. Ale dobry tydzień i będą skończone.

- Patrząc na Państwa odnosi się wrażenie, że wszystko Państwo mają: pasję, tolerancję i miłość, prawda?

KR: Tylko zdrowia można nam życzyć, tak jak wszystkim.

JR: Ale jeżeli człowiek jest szczęśliwy, to zdrowie też jest lepsze.

- W takim razie życzę Państwu mnóstwo zdrowia! Dziękuję za piękną rozmowę.

Kasia Nowak-Reszka i Janusz Reszka: Dziękujemy.

Joanna Kruz

Redakcja mojaWieś ..

Udostępnij na facebook!

Przeczytaj również wszystkie artykuły z kategorii >

Koniec roku – czas zatrzymania i nowych początków

Ostatnie dni roku sprzyjają refleksji. To moment podsumowań, drobnych rozliczeń z samym sobą i spojrzenia na postanowienia, które towarzyszyły nam przez minione miesiące. Bez presji i ocen, za to z dystansem, wdzięcznością i gotowością na nowy start. Koniec roku to ten szczególny moment, kiedy czas na chwilę zwalnia. Między ostatnimi kartkami kalendarza a zapachem zimowej herbaty pojawia się naturalna potrzeba podsumowań. Sprawdzamy listy planów, do których wracaliśmy z różnym entuzjazmem, i zadajemy sobie pytanie: czy udało się zrealizować to, co obiecywaliśmy sobie na początku roku? To czas małych i dużych rozliczeń, nie tylko z celów zapisanych w notesie, ale też z codziennych wyborów. Jedne postanowienia spełniły się szybciej, inne po drodze zmieniły kierunek, a jeszcze inne… cierpliwie czekają na swój moment. I to też jest w porządku. Koniec roku nie jest przecież egzaminem, a raczej przystankiem, na którym możemy złapać oddech i spojrzeć na minione miesiące z dystansem. Warto docenić to, co się udało, nawet jeśli na początku wydawało się drobiazgiem. Nowe nawyki, odważne decyzje, wytrwałość w trudniejszych momentach, to one najczęściej składają się na praw-dziwy bilans roku. A to, co się nie udało? Cóż, bywa najlepszą lekcją na przyszłość. Z końcem roku przychodzi też świeża energia. Nowe plany, nowe pomysły i ta przyjemna myśl, że wszystko może zacząć się od nowa. Bez presji idealnych postanowień, za to z większą uważnością na siebie i swoje potrzeby. Bo najważniejsze podsumowanie roku to nie liczby i checklisty, ale po-czucie, że idziemy w dobrą stronę. Czytaj dalej

Kolejne piękne wyróżnienie!

Kiedy podczas III Beskidzko-Gorczańskiego Kongresu Turystyki wyczytano Młodzieżowy Ośrodek Rekolekcyjny i Schronisko na Śnieżnicy w Kasinie Wielkiej jako laureata wyróżnienia „Zasłużeni dla turystyki w powiecie limanowskim” po naszych, zagórzańskich sercach rozlało się ciepło. Wszak usytuowany malowniczo, w środku lasu, Ośrodek, to jedno z tych miejsc, które tworzą klimat Zagórzańskich Dziedzin, budują tożsamość regionu, a przy tym, po prostu, z sercem przyjmują każdego wędrowca. To właśnie Mirosław Cichorz, Wójt Gmina Mszana Dolna i koordynator Zagórzańskich Dziedzin, dostrzegł i zgłosił do nagrody działania Ośrodka, który od lat:  popularyzuje turystykę w Beskidzie Wyspowym, wspiera rozwój i promocję naszej lokalnej marki, współtworzy ofertę, z której wszyscy jesteśmy dumni. To ogromna radość móc ogłosić, że Młodzieżowy Ośrodek Rekolekcyjno - Rekreacyjny na Śnieżnicy dołącza do grona osób wyróżnionych za działania przyrodniczo - turystyczne. Nieskromnie dodamy, że my te działania dostrzegliśmy wcześniej, przyznając temu podmiotowi, certyfikat Znaku Promocyjnego Zagórzańskie Dziedziny! Korzystając z tej sposobności naszym wyróżnionym wraz z gratulacjami przekazujemy wyrazy wdzięczności za tę wspólną drogę, za inspirację, pasję i codzienny trud. To wyróżnienie nie tylko honoruje Waszą dotychczasową pracę - ono podkreśla, że w sercu gór bije miejsce, które realnie współtworzy jakość zagórzańskiej marki. Podczas kongresu uhonorowano także wiele pięknych osobowości i instytucji działających na rzecz turystyki, m.in. z Miasta Mszana Dolna i Gminy Niedźwiedź. Im wszystkim również serdecznie gratulujemy. Fot. Lokalna Organizacja Turystyczna Powiatu Limanowskiego, dziękujemy za udostępnienie. Magda Polańska   Czytaj dalej

Zapachniało Świętami!

Przed Świętami Bożego Narodzenia większość z nas zaczyna małe kuchenne szaleństwo. Wertujemy przepisy, planujemy menu, kombinujemy jak ulepszyć tradycyjne potrawy albo zrobić coś zupełnie nowego. I właśnie wtedy najlepiej zajrzeć do miejsca, gdzie inspiracje same wpadają do głowy. Szczególnie polecamy stronę naszej kulinarnej ekspertki Elżbiety Ślązak. Ela to skarbnica wiedzy, smaku i domowego ciepła, jej przepisy zawsze wychodzą, a sposób, w jaki o nich pisze, sprawia, że aż chce się biec do kuchni. Jeśli szukacie pomysłów, sprawdzonych rad i świątecznej motywacji, koniecznie odwiedźcie jej bloga na Facebooku. Zajrzyjcie, poczytajcie, podpatrzcie!  Oto test nowego przepisu naszej ekspertki i pomysł na danie wigilijne lub świąteczne.  Inne przepisy znajdziecie TUTAJ Paszteciki z grzybami. Składniki : ciasto: 250 ml mleka 500 g mąki łyżeczka soli łyżeczka cukru 20 g drożdży 100 ml oleju łyżka śmietany jajko Farsz: 0,5 kg pieczarek 1 cebula szklanka suszonych grzybów sól pieprz 2 łyżki masła 1 jajko łyżka sezamu Wykonanie: Mleko podgrzać, wlać ok 1/4 szklanki do kubka, wkruszyć do tego drożdże, dodać cukier i łyżkę mąki. Wymieszać i odstawić do wyrośnięcia. Kiedy zaczyn będzie gotowy, do misy miksera dodać mąkę, pozostałe mleko, sól, olej, śmietanę, jajko i zaczyn. Wyrabiać końcówką z hakiem ok. 15 minut. Misę przykryć i odstawić do wyrośnięcia na ok. godzinę. Grzyby suszone ugotować i zmielić na drobnych oczkach. Pieczarki zetrzeć na tarce, cebulę pokroić w drobną kostkę. Na patelni rozgrzać masło, zeszklić cebulę i dodać grzyby. Chwilę smażyć, doprawić solą i pieprzem. Ciasto rozwałkować na kwadrat, posmarować farszem, zwinąć jak roladę. Następnie pokroić na mniejsze kawałki, ułożyć w blaszce, posmarować jajkiem i posypać sezamem. Odstawić ponownie do wyrośnięcia. Ciasto wstawić do piekarnika nagrzanego do 180 st. C i piec ok. 25 minut.   Czytaj dalej

Było pięknie i uroczyście

W naszej miejscowości uroczystości przypadające na dzień Świętego Marcina połączono z inauguracją Jubileuszu 700-lecia Pisarzowic oraz obchodami Narodowego Święta Niepodległości. Przed wyruszeniem Jubileuszowego Orszaku do kościoła złożono kwiaty i zapalono znicze pod tablicą upamiętniającą siedmiu ochotników, którzy w 1914 roku wyruszyli z Pisarzowic do Legionów Polskich. Tablica ta znajduje się na ścianie budynku GCDT, skąd wyruszyli młodzi mieszkańcy. Orszak, w którego bezpieczeństwo czuwali strażacy OSP, wyruszył spod Szkoły Podstawowej im. św. Jana Pawła II. Na czele jechał na białym koniu pan Łukasz w roli św. Marcina, obok niego szła Weronika z ZR „Pisarzowianki”. Za nimi podążała młodzieżowa orkiestra OSP, poczty sztandarowe druhów, górników, pszczelarzy oraz szkoły, a także dzieci w strojach świętych, przedstawiciele organizacji, nauczyciele, rodziny i mieszkańcy. Na placu kościelnym orszak powitali kapłani naszej parafii. Zastępca burmistrza Rafał Rogala oraz Radni Rady Sołeckiej złożyli kwiaty i znicze pod tablicą płk. Mariana Pilarskiego, umieszczoną na fasadzie kościoła. Następnie ks. proboszcz Janusz Gacek wręczył dzieciom relikwie świętych, a przewodniczącej KGW przekazano relikwię w krzyżu. Przy śpiewie chóru „Villa Scriptoris” orszak wszedł do świątyni, gdzie Mszę św. odpustową odprawił ks. dr Tomasz Chrzan z udziałem ks. Stanisława Olejaka i proboszcza. Zwieńczeniem była procesja wokół kościoła z udziałem służby liturgicznej, pocztów sztandarowych, strażaków, pań z KGW niosących feretrony, orkiestry oraz licznie zgromadzonych parafian i gości. Po zakończeniu uczestnicy ustawili się do wspólnej fotografii i odśpiewali hymn państwowy przy akompaniamencie młodzieżowej orkiestry. Nie zabrakło tradycyjnych „Marcinków pisarzowickich” – pierniczków w kształcie serca, którymi częstowały najmłodsze członkinie zespołu „Pisarzowianki”. Następnie orszak udał się na cmentarz pod Pomnik Poległych w obu wojnach światowych. Apel Poległych poprowadził pan Gabryś, po czym przedstawiciele władz i organizacji złożyli kwiaty i znicze. C. Puzoń foto: Kaja i T. Tobiasz Czytaj dalej

Trwa przekierowywanie...

Trwa przetwarzanie ...

Twój kłos został poprawnie oddany!

Twój kłos został usunięty!

Wystąpił błąd podczas kłosowania. Twój kłos nie został oddany!

Plik jest zbyt duży, dozwolona wielkośc to max 10MB.

Aktualnie trwa modernizacja sklepu.
Zapraszamy już wkrótce!

Korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies użytkownik może kontrolować za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Dalsze korzystanie z naszego serwisu internetowego, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje stosowanie plików cookies.

Zamknij