Aktualności

0 0
Kłosuj Komentuj Ulubione

Siostry od piersi

Każdego dnia z powodu raka piersi umiera w Polsce około 16 kobiet. O tym jak ważna jestświadomość i profilaktyka w przypadku tej choroby rozmawiamy z Violettą Pabisiak prezez Stowarzyszenia Amazonek „Kamilki” z Piotrkowa Trybunalskiego.
Wsparcie i pomoc dają nadzieję. Szybka diagnoza ratuje życie. Pani Violetta zanim podjęła rękawice i wyzwanie w postaci niesienia pomocy dotkniętym przez raka piersi kobietom sama przeszła bolesną drogę. Gdy dostała druzgoczącą diagnozę była w 7 miesiącu ciąży. Wkrótce na świat miało przyjść jej pierwsze dziecko.
- To odległa historia, bo minęło już prawie 20 lat – opowiada. - Miałam zaledwie 34 lata i byłam po ślubie. Czekaliśmy z mężem na narodziny syna. To była zagrożona ciąża, dlatego przede wszystkim dbałam o bezpieczeństwo dziecka. W pieszej chwili zignorowałam nawet guzka w piersi, którego u siebie wyczułam.

Przy kolejnej wizycie pani Violetta o zgrubieniu w piersi poinformowała już lekarza. Ten
uspokoił pacjentką tłumacząc, że być może przyczyną są zmiany w piersiach wynikające z ciąży.
Dał jednak skierowanie na usg.
- Lekarka, którą wykonywała badanie była zaniepokojona obrazem na ekranie – opowiada nasza
pani. - Powiedziała, że powinnam zrobić biopsję.
Tak też się stało. Na wyniki badania 34-latka czekała około dwóch tygodni. Po ich odbiór i na wizytę u lekarza przyjechała z mężem.
- Na szczęście trafiłam na fantastycznego specjalistę, który przekazał mi diagnozę z ogromnym wyczuciem – wspomina. - Powiedział wprost, że nie ma dobrych wiadomości, że przed nami trudny czas, ale da się wszystko poukładać, załagodzić tak, żeby było dobrze.
Pani Violetta została w szpitalu, mąż dowiózł jej tylko rzeczy. A już na drugi dzień miała
cięcie cesarskie.
- Byłam w 32 tygodniu ciąży. Syn miał kłopoty po zabiegu. Urodził się z zapaleniem płuc, musiał być zaintubowany i odżywiany dożylnie – wspomina amazonka z Piotrkowa. - Nie o wszystkim od razu wiedziałam. Mąż starał się ukryć jak poważny był stan syna w pierwszych dniach.
Nie było też na to czasu. Już 10 dnia po cięciu cesarskim pani Violetta została poddana operacji usunięcia piersi. Przed nią była chemioterapia, 6 sesji w trzytygodniowych odstępach. Po zakończeniu wszystkich nie było wskazań do innego leczenia. Tylko kontrola.
-Mój guz miał już ponad 2 centymetry, troszkę go wyhodowałam, ale nie było za późno – opowiada . - Dlatego warto się badać. Co dwa lata zgłaszać się na mammografię, co roku wykonywać usg piersi a pomiędzy badaniami samemu się kontrolować. Tutaj ważny jest czas a
guzek może pojawić się nawet w ciągu kilku tygodni (6 miesięcy) i zaatakować ze spora siłą.

Koniec leczenia, to nie koniec chorowania Gdy kończy się chemioterapia czy radioterapia zamykają się drzwi gabinetu a kobiety muszą mierzyć się z wieloma kłopotami natury fizycznej i emocjonalnej.
- Cały czas się martwimy, jesteśmy obciążone tym, co się zdarzyło i co może się wydarzyć – wyjaśnia pani Violetta - Cały czas z tyłu głowy mamy, że ta choroba może wrócić. Niejedna z nas potrzebuje wsparcia psychologicznego, zwłaszcza na początku leczenia i chorowania. Pojawiają się również dolegliwości fizyczne, zwłaszcza, gdy pierś jest usunięta, nawet jak posiadamy protezy Dokucza nam często ból kręgosłupa. Cały czas coś się dzieje. Uczymy się z tym żyć, ciesząc się
każdym dniem. To jest nasze drugie życie.
Nikt nie zrozumie kobiety po takich przejściach i chorowaniu, zderzeniu się z diagnozą raka jak nie druga kobieta po podobnych doświadczeniach.
- Taka świadomość, że nawet w trakcie leczenie jest obok ktoś, kto przez to przeszedł jest sporym wsparcie – dodaje pani Violetta. - Bo każda z nas zderzyła się na początku z myślą, że to wyrok, że umrze. A tu na naszych spotkaniach amazonek jedna siedzi uśmiechnięta, druga, trzecia. Jest zatem nadzieja. I taką nadzieję dostaje się w stowarzyszeniu. Ważne, żeby mieć też wokół siebie bliskich, wsparcie lekarza.
- Ja, gdy usłyszałam diagnozę zadałam doktorowi dwa pytania – opowiada pani Violetta. - Czy rak nie zagraża dziecku i czy kiedykolwiek będę mogła jeszcze mieć dzieci. A dlaczego nie? - usłyszała. Nie od razu, najpierw trzeba wyleczyć, odzyskać siły.
Tak pacjentka dostała dodatkową nadzieję. Żyła też dla syna, który potrzebował mamy. Ale już po 5 latach na świat przyszła dziewczynka.
- Jeżeli człowiek chce żyć medycyna jest bezradna, dobre nastawienie to połowa sukcesu – zapewnia pani Violetta. - Dlatego warto wspierać i pomagać. Jak widzę kobiety, które przychodzą do nas z opuszczonymi głowami a potem zmieniają się nabierają siły i zaczynają się uśmiechać wiem, że to ma sens.

W grupie raźniej, odważniej
A cały proces leczenia i dochodzenia do siebie nie jest łatwy. W Stowarzyszeniu Amazonek nikt nikogo nie klepie po plecach zapewniając, że wszystko będzie dobrze.
- Trzeba umieć rozmawiając z takimi kobietami – zapewnia szefowa piotrkowskiego stowarzyszenia.

Kobiety prowadzące stowarzyszenie są w tym temacie szkolone. Gruba z Piotrkowa jest częścią ogólnopolskiej federacji amazonek. Wszystkich takich klubów jest 220 w Polsce. Panie uczą się jak rozmawiać z pacjentką onkologiczną, zdobywają certyfikaty
- Nas to doświadczenie połączyło. Musimy tylko dbać o to, żeby choroba drugiej osoby nas nie przytłoczyła – dodaje pani Violetta. - Musimy mieć w sobie tyle siły, żeby pomóc i sobie, i innym.
Amazonki nie udzielają też porad medycznych, nie mówią jak się leczyć. Organizują wyjazdy, warsztaty spotkania z psychologiem. Jako stowarzyszenie utrzymują się z własnych składek, wpłat na cele statutowe i pozyskanych, dotacji.
- Dużo ze sobą jesteśmy – dodaje szefowa piotrkowskich Amazonek- Otwieramy się na siebie, dzielimy trudnymi emocjami. Razem robimy też mnóstwo innych rzeczy, które nas cieszą. Wyjeżdżamy czasem tak po prostu, dla siebie. Jesteśmy też w tej chorobie zdrowymi egoistkami, potrafimy to swoje „ja” zaznaczyć. To pomaga w całym procesie leczenia.

Profilaktyka to podstawa
Dlatego warto się spotykać ostrzegać i uświadamiać. Wbrew pozorom świadomość odnośnie raka piersi nie jest na właściwym poziomie. Nadal wiele kobiet zwleka z wizytą u lekarza. Odkłada swoje sprawy na potem...bo dom, dzieci, zakupy, rodzina.
- Jak słyszę takie argumenty to zawsze pytam, a kto się wami zaopiekuje jak zachorujecie – dodaje pani Violetta. - Brak świadomości z powagi sytuacji może mieć w tym przypadku ogromne konsekwencje. Mówienie, że i tak wszyscy umrzemy – co zdarza mi się usłyszeć, niestety nie zmienia faktu, że w obliczu śmierci nikt umierać nie chce. Chęć życia jest ogromna. Trzeba zawalczyć o siebie, czeto pokonać słabości i wstyd, bo utrata piersi jest dla kobiety potężnym ciosem.
- Dla wielu to pożegnanie z kobiecością. Na szczęście my już tak nie myślimy – zapewnia Amazonka. - Chociaż pamiętam, że długo nawet nie mogłam spojrzeć na swoją bliznę. Ważna jest tutaj akceptacja męża, partnera i świadomość, że ja dla tej drugiej osoby jestem cenna taka jaka jestem, że ceni mnie za osobowość, za to kim jestem. My nie tracimy kobiecość, my rozkwitamy jak to do nas dociera.

Redakcja mojaWieś ..

Udostępnij na facebook!

Przeczytaj również wszystkie artykuły z kategorii >

Runy: Szept pradawnej magii

Ludzka fascynacja magicznymi symbolami sięga najdawniejszych czasów i jest głęboko zakorzeniona w naszej kulturze, religii i mitologii. Symbole takie jak pentagram, oko Horusa czy runy nordyckie były postrzegane jako nośniki tajemnej wiedzy, ochrony lub mocy. Ich siła tkwiła nie tylko w znaczeniu, ale także w aurze tajemnicy, która je otaczała. Dla wielu ludzi magiczne znaki stanowiły pomost między światem materialnym a duchowym, dając poczucie wpływu na los czy naturę. Do dziś pozostają one źródłem inspiracji i intrygi, zarówno w ezoteryce, jak i w popkulturze. Mistyka run: Jak korzystać z symboliki nordyckich run i ich znaczenia. Runy fascynują ludzi od wieków. Te tajemnicze znaki to starożytny alfabet, który z czasem zyskał również znaczenie magiczne i wróżebne. Dziś powracają do łask nie tylko wśród ezoteryków, ale i w codziennym stylu – od tatuaży po biżuterię z przesłaniem. Runy – od pisma do magii Na początku runy pełniły funkcję komunikacyjną – służyły ludom germańskim (w tym nordyckim) do zapisywania krótkich wiadomości na drewnie, kościach, metalu, a najczęściej na kamieniu. To właśnie od tej praktyki pochodzi określenie „kamienie runiczne”. Najstarsze znaleziska pochodzą z II wieku n.e., a ślady runicznych inskrypcji odnaleziono również w Polsce – w Rozwadowie nad Sanem. Jednak ich znaczenie szybko wykroczyło poza zwykłą komunikację. Według nordyckiej mitologii, runy zostały podarowane ludziom przez samego Odyna – boga mądrości, który zawisł na dziewięć dni na Yggdrasilu, Drzewie Świata, by zdobyć ich tajemną wiedzę. Z czasem Wikingowie zaczęli wierzyć, że znaki te mają magiczną moc. Wierzyli, że kryje się za nimi sekretna siła, dlatego używali ich do ochrony, rzucania zaklęć czy odczyniania uroków. Umieszczali je na biżuterii, broni, budynkach, dziobach statków, czy sztyletach. Nieprzypadkowo staronordyckie słowo „run” oznacza „szept”, „tajemnicę” lub „sekret”. Co kryje się w runie? Runy to nie tylko znaki – każda z nich ma własną nazwę, dźwięk oraz symboliczne znaczenie. Najstarszy i najbardziej znany typ pisma runicznego to Futhark, którego nazwa pochodzi od pierwszych sześciu run: Fehu, Uruz, Thurisaz, Ansuz, Raidho, Kenaz. Alfabet ten obejmuje 24 symbole (choć istnieją również warianty z 28 lub 31 znakami). Każda runa ma przypisane określone znaczenie, a także odpowiadający jej kolor, żywioł, drzewo czy zwierzę. Runy odwołują się do emocji, natury i sił boskich. Na przykład: Fehu to runa bogactwa, dobrobytu, ale i przestroga przed chciwością; Uruz symbolizuje siłę, zdrowie i energię seksualną; Thurisaz niesie ochronę, ogromną moc i ostrzega przed przeciwnościami losu; Ansuz łączy się z mądrością przodków, inspiracją i komunikacją duchową; Raidho oznacza podróż – zarówno fizyczną, jak i duchową; Kenaz to światło i ogień, kreatywność oraz seksualne pożądanie. Tak wygląda pełny Futhark Starszy: ᚠ – Fehu ᚢ – Uruz ᚦ – Thurisaz ᚨ – Ansuz ᚱ – Raidho ᚲ – Kenaz ᚷ – Gebo ᚹ – Wunjo ᚺ – Hagalaz ᚾ – Nauthiz ᛁ – Isa ᛃ – Jera ᛇ – Eihwaz ᛈ – Perthro ᛉ – Algiz ᛋ – Sowilo ᛏ – Tiwaz ᛒ – Berkano ᛖ – Ehwaz ᛗ – Mannaz ᛚ – Laguz ᛜ – Ingwaz ᛞ – Dagaz ᛟ – Othala Runy w praktyce Choć runy zniknęły z powszechnego użycia około roku 1000, w Skandynawii stosowano je aż do XV wieku. Dziś ich symbolika przeżywa prawdziwy renesans. Pojawiają się w ezoteryce, modzie, sztuce i popkulturze – od Tolkiena po biżuterię. Obecnie runy wykorzystywane są także w praktykach wróżebnych, do tworzenia tzw. skryptów runicznych – czyli kombinacji kilku znaków wspierających określone intencje: miłość, zdrowie, ochronę czy sukces. Takie skrypty można wykonać samodzielnie; podobnie jak runy – ważne jednak, aby odpowiednio oczyścić runy przed użyciem. Wystarczy pozostawić je na całą noc w blasku pełni księżyca, następnie umyć wodą ze studni, a potem zakopać w ziemi na dziewięć dni, by napełniły się energią. Runy można zapisywać na papierze, ryć w drewnie, metalu, kamieniu czy skórze. Coraz popularniejsze staje się zapisywanie swojego imienia za pomocą run – taki „runiczny podpis „działa jak talizman i przyciąga szczęście. Ważne jednak, by nosić go zawsze przy sobie. A czy runy naprawdę działają? Sprawdźmy to samodzielnie – oto kilka popularnych skryptów: • Na znalezienie pracy: Jera – Othala – Berkano • Na przyciągnięcie pieniędzy: Fehu – Ehwaz – Hagalaz – Uruz • Na poprawę zdrowia: Perthro – Raidho – Uruz – Algiz • Na szczęście w związku: Tiwaz – Ehwaz – Berkano – Ehwaz – Othala • Na spełnienie marzeń: Ansuz – Jera – Fehu Zarówno jako estetyczne symbole, jak i duchowe narzędzia, runy idealnie wpisują się w nowoczesny trend poszukiwania głębszego znaczenia i kontaktu z intuicją. Może dlatego tak często pojawiają się na naszych palcach, w kieszeniach, tatuażach czy w mieszkaniach. Aleksandra Koronna Czytaj dalej

„Szlakiem Płonących Zniczy Pamięci”

To był wyjątkowy dzień na naszej narodowej mapie pamięci. Powspominajmy. Obchodzimy wówczas zarówno Święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, czyli tradycyjne święto Matki Bożej Zielnej, jak i Święto Wojska Polskiego, które przypomina nam o zwycięstwie w Bitwie Warszawskiej — tzw. „Cudzie nad Wisłą”. W tym roku minęła już 105. rocznica tego wydarzenia.  W Pisarzowicach, jak co roku, ten dzień (15 sierpnia) miał szczególny wymiar. Po Mszy Świętej mieszkańcy, członkinie KGW „Strażniczki Tradycji”, rodziny poległych żołnierzy, goście z okolicy oraz zespół „Pisarzowianki” zgromadzili się pod Pomnikiem Pamięci, by oddać hołd bohaterom naszej miejscowości. Wspólną modlitwę poprowadzili ks. proboszcz Janusz Gacek oraz ks. Marian. Po jej zakończeniu poświęcono nowe tablice pamiątkowe, na których umieszczono kolejne 19 nazwisk mieszkańców Pisarzowic poległych w I wojnie światowej. Wśród nich znalazło się dwóch synów Jerzego II Andrzeja Bulowskiego, dziedzica Górnego Dworu: • Stanisław Leon Bulowski – kapral, urodzony 11.04.1896 r., poległ 7.10.1915 r. jako żołnierz V Dywizji Strzelców Polskich. • Józef Bulowski – urodzony 8.01.1895 r., zginął w 1920 r. pod Ufą na Kaukazie jako pułkownik V Dywizji Strzelców Polskich (tzw. Dywizji Syberyjskiej). Pośmiertnie odznaczony Orderem Virtuti Militari. Z ustaleń pasjonatów lokalnej historii wynika, że w I wojnie światowej zginęło 77 mieszkańców Pisarzowic, a w II wojnie – 29 osób, w tym trzy kobiety, które poniosły śmierć w obozie koncentracyjnym, oraz Jerzy Krzemień, dziedzic Dolnego Dworu. Nazwiska poległych zostały odnalezione dzięki rodzinom, proboszczowi i mieszkańcom. Dziś, po latach, znów można je przeczytać i przywołać w pamięci. Bo choć odeszli młodo, w tragicznych okolicznościach – walcząc daleko od rodzinnego domu – to ich ofiara nigdy nie powinna zostać zapomniana. Cześć ich pamięci. Warto przypomnieć, że Pomnik Pamięci w Pisarzowicach powstał w 1989 roku z inicjatywy Rady Sołeckiej, sołtysa Stanisława Peszela oraz burmistrza Mariana Treli. Od kilku lat 15 sierpnia mieszkańcy spotykają się tutaj dzięki inicjatywie KGW „Strażniczki Tradycji” w ramach wydarzenia „Szlakiem Płonących Zniczy Pamięci”. W tym roku swoją obecnością uroczystość uświetnili m.in. Bartłomiej Bulowski z rodziną – potomek rodu Bulowskich – a także rodziny pani Jadwigi Pawlusiak i innych pisarzowian. To budujące, że z roku na rok coraz więcej osób – także dzieci – bierze udział w tych chwilach zadumy i pamięci. Bo przecież, jak mówi znane przysłowie: „Naród, który nie zna swojej przeszłości, nie ma przyszłości.” Foto: Beata G., Tomasz Tobiasz Tekst: C. Puzoń   Czytaj dalej

Dzieci tyją, szkoły odpuszczają ?

Mamy kryzys aktywności Coraz więcej dzieci boryka się z nadmierną masą ciała, a ich sprawność fizyczna pozostawia wiele do życzenia. Szkoły, zamiast motywować do ruchu, coraz częściej przymykają oko na absencję na WF-ie, a rodzice – zamiast wspierać aktywność – wręcz ją ograniczają. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu dzieciaki biegały po podwórkach, grały w piłkę, wspinały się na drzewa. Dziś trudno im wykonać prosty skłon czy przewrót w przód. Statystyki są bezlitosne: odsetek dzieci z nadwagą i otyłością wzrósł z około 10% w latach 90. do ponad 20% obecnie – a niektóre dane wskazują nawet na 30%. WF pod presją – nauczyciele łagodzą wymagania Z powodu pogarszającej się formy uczniów, nauczyciele wychowania fizycznego zmuszeni są do obniżania wymagań. Dzieci nie radzą sobie z ćwiczeniami, które jeszcze dekadę temu nie stanowiły problemu. Wielu nauczycieli przyznaje, że ocena z WF-u coraz częściej zależy bardziej od obecności niż od faktycznych umiejętności. Lawina zwolnień – astma, skrzywienia, "słaba kondycja" Zwolnienia lekarskie z WF-u stały się wręcz normą. Nauczyciele opowiadają o rosnącej liczbie zaświadczeń od pulmonologów (astma), ortopedów (problemy z kręgosłupem), a nawet okulistów i kardiologów. Choć wiele z tych schorzeń wcale nie wyklucza aktywności fizycznej, dzieci znikają z zajęć, zanim na dobre się one rozpoczną. Wielu uczniów otwarcie przyznaje, że... po prostu im się nie chce. Problemy nie tylko zdrowotne U dziewcząt niechęć do ruchu często nie wynika ze stanu zdrowia, a z dbałości o wygląd. Obawy przed rozmazanym makijażem, spoconą skórą czy zniszczonym manicure potrafią skutecznie zniechęcić do ćwiczeń. Kultura siedzenia Źródeł problemu należy szukać również w domach. Dzieci coraz częściej przejmują bierny styl życia swoich rodziców. Zamiast ruchu – ekran. Zamiast spaceru – kolejny odcinek serialu. Jeśli dorośli nie dają dobrego przykładu, trudno oczekiwać, że młodsze pokolenie będzie miało inne nawyki. Fałszywy obraz wyników Mimo wszystko, świadectwa pełne są wysokich ocen – także z WF-u. To jednak tylko iluzja. Po wejściu do szkół średnich, uczniowie nagle zderzają się z rzeczywistością, która brutalnie weryfikuje ich możliwości. Na papierze wszystko wygląda świetnie. W praktyce – dzieci nie potrafią wykonać podstawowych ćwiczeń – mówią nauczyciele. – Zamiast motywować do ruchu, system oświaty niechcący cementuje bierność.   Czytaj dalej

Festiwal „A kto nam zabroni” w Wiśle – muzyka, pasja i srebrna energia!

To było cudowne wydarzenie. W Wiśle nie dało się nie zauważyć radości – ze sceny Amfiteatru im. Stanisława Hadyny rozbrzmiewały muzyka, śpiew i śmiech, które wypełniły cały park i jego okolice. Wszystko za sprawą Festiwalu „A kto nam zabroni” – wyjątkowego wydarzenia odbywającego się w ramach projektu Silver Silesia. Festiwal to przede wszystkim święto aktywności i talentu seniorów. Jego głównym celem jest pokazanie, że emerytura to nie koniec przygód, a dopiero początek nowych pasji! Do Wisły zjechało aż 38 wykonawców: zespoły regionalne, wokalne, taneczne, soliści oraz recytatorzy – wszyscy pełni zapału i gotowi do zaprezentowania swoich artystycznych umiejętności. Konkurs odbywał się w czterech kategoriach: taniec, muzyka, słowo i rękodzieło. Był to już trzeci i finałowy przystanek festiwalowej trasy (po Dąbrowie Górniczej i Częstochowie). Gminę Wilamowice godnie reprezentowały dwa zespoły: Zespół Śpiewaczy „Echo” z Hecznarowic oraz Zespół Regionalny „Pisarzowianki”. Na scenie dali z siebie wszystko – zarażali energią, uśmiechem i piękną muzyką. W trakcie wydarzenia można było również podziwiać wyjątkowe prace rękodzielnicze, które rywalizowały w konkursie. Pojawił się także znany i lubiany kucharz, restaurator oraz osobowość telewizyjna – Remigiusz Rączka, który przyciągnął tłumy fanów. Wieczór zakończył się koncertem gwiazdy – Damiana Holeckiego. Występ porwał wszystkich – parkiet pod sceną był pełen tańczących i śpiewających uczestników. Nikt nie myślał o powrocie do domu, tym bardziej, że pogoda dopisała, a atmosfera była po prostu magiczna. Wracając do autobusu, każdy miał w sobie niezmierzone pokłady pozytywnej „srebrnej” energii i poczucie, że tego dnia wszyscy byli zwycięzcami. Organizatorzy wydarzenia: Wojciech Saługa – Marszałek Województwa Śląskiego, Śląskie. Pozytywna Energia, Regionalny Ośrodek Polityki Społecznej Województwa Śląskiego. Partnerzy: Wiślańskie Centrum Kultury, Uniwersytet Jana Długosza w Częstochowie, Pałac Kultury Zagłębia, Muzeum – Górnośląski Park Etnograficzny w Chorzowie, Wodociągi Ziemi Cieszyńskiej. Tekst: C. Puzoń Zdjęcia: Martyna   Czytaj dalej

Wieś z chłopa nie wyjdzie…

Znają Państwo powiedzenie: „Chłop ze wsi wyjdzie, ale wieś z chłopa nigdy”. Niektórzy takim określeniem czują się obrażeni, inni poniżeni, aczkolwiek taki odruch ostatnio, jakby zanikał. W moim przypadku, jak w tytule – wieś ze mnie nie wyszła, a to chyba dlatego, że w mieście spędzałem mniej czasu niż na wsi.             Miasto było dla mnie sypialnią, bo w okresie pracy zawodowej większość dnia spędzałem na wsi z młodzieżą, kobietami i „chłopami” na terenie kilku gmin w powiecie.   Jak mało kto poznałem ich mentalność, a niektórzy sami obnażyli swe oblicze i dlatego pozwalam sobie co nieco pochwalić i niestety co trzeba skrytykować.     Nie akceptuję chamstwa, obłudy i hipokryzji, a wobec osób nadużywających takie cechy czuje wręcz obrzydzenie, szczególnie wobec tzw. „chorągiewek”.     To tacy, którzy zmieniają swe upodobania niemalże wrodzone poglądy i charakter, jak chorągiewki na wietrze. Dla mnie człowiek powinien mieć wartość jak moneta, bez względu czy widzimy jej rewers, czy awers.    Niestety, ja zauważam coś innego…Czy Państwo widzą to samo, co ja – czy podzielają Państwo moją opinię?     Nie tak dawno, niemal w każdym gospodarstwie były krowy, trzoda, drób… była sieć sklepów i punkty skupu produktów rolnych, gwarantujących zbyt mleka, mięsa, zbóż, ziemniaków. Jak szybko zmienił się krajobraz wsi, infrastruktura, estetyka podwórek i tzw. „chłoporobotnika” wizerunek.    Nie tak dawno słyszało się na wiejskich zebraniach pytania wyrażające krytykę: „Jak to jest, żeby litr mleka kosztował mniej, niż litr gazowanej wody”? Żeby kupić litr „ropy” paliwa do ciągnika, trzeba sprzedać dwa litry mleka…to absurd wykrzykiwano !   Jaka jest dziś relacja cen w porównaniu do cen sprzed kilkudziesięciu lat?  To wiedzą hodowcy, dziś właściciele farm, których jest średnio jeden w gminie, a statystycznie jeden na 11-14 tys. mieszkańców wsi.    A co my – mieszkańcy wsi? Mamy wszelkie produkty, jakie chcemy, także mleko w kartonach przydatne do spożycia przez 21 dni. Nie jest problemem, że z tego mleka nie uzyskamy kwaśnego, bo w sklepach kefiru pod dostatkiem. Jest maślanka i śmietany o zróżnicowanym procencie oraz wszelkie twarożki. Biorąc pod uwagę częste promocje, no to pozostaje współczuć babciom ich trudu i znoju.    Czy na pewno wszyscy współczują, czy może czegoś żałują?  Wiarygodną odpowiedzią może być opinia o dawnym przetwórstwie mięsa w postaci kiełbas, salcesonów, wędzonych boczków i szynek. Dzisiejsze wypełnione w pełni wędlinami, niemal pękające w szwach gabloty chłodziarek w marketach, to jakby jednolity wyrób, a może smak nam się zmienił?      Niewiele zmieniły się pola i lasy, ale „od oka”. Pola w znacznym stopniu są dzierżawione i tylko kwestia czasu, aby znikły miedze, na których trzymane na postronkach krówki ponad pół wieku temu pasały osoby starsze.    Dziś kobiety mieszkające na wsi, to nie „kobity ze wsi”, nie „wiejskie baby”, to Panie w swej aparycji nieróżniące się od mieszkanek miast, niekiedy lepiej się prezentujące stylem ubioru i makijażu. Dziś mieszkanki wsi postrzegamy, jako Panie zorganizowane w Stowarzyszeniach, Kołach Gospodyń Wiejskich.   Mimo, że w czasach PRL organizacje KGW istniały ( ich rodowód to 1866 r.) to te dzisiejsze są finansowo bardzo dowartościowane. Te dawniejsze organizacje, które znam, z którymi w pewnym sensie współpracowałem, były ideologicznie bliskie swej statutowej roli. Bardzo dużo inicjatyw i działań podyktowanych było potrzebami lokalnych mieszkańców, szczególnie nakierowanych na potrzeby gospodyń i wiejskich dzieci. Kobiety uaktywniały swe środowiska poprzez kursy, szkolenia, poprzez konkursy gospodynie (mieszkanki wsi) ze sobą rywalizowały, poprzez prenumeratę czasopism dla kobiet realizowano zagadnienia oświatowe, organizowano wakacyjną opiekę nad dziećmi tzw. dziecińce, prowadzono wypożyczalnie naczyń oraz rozprowadzano wśród rolników kurczęta, nasiona, paszę.      Tych działań nie dofinansowywało Państwo, jak dzieje się to obecnie. Stroje ludowe w duchu patriotyzmu wyrażały region, a dzisiejsze stroje są wyrazem własnych gustów, pomysłów i tzw. „widzimisię” ( gdy wśród 12-ki, 11 ma spódnice do pół łydki, a jedna mini, to jak to rozumieć )      Dziś trendem w działalności KGW są kulinaria, bo sprzyja temu polityczny klimat. Nie rozumiem, dlaczego od kilku dekad rządzący, nie dopatrują się potrzeby troski o zachowanie lokalnych pamiątek.       Zastanawiam się, czy od wielu lat zmasowane działania z ogromnym dofinansowaniem organizacji kobiecych na rzez rzekomej ludowej tradycji ukierunkowanej wyłącznie na zagadnienia kulinarne, nie są działaniami dywersyjnymi obcych służb.        Znamy z historii, jak jedli pili i popuszczali pasa ( początek XVIII wieku ). Wiemy, że w 1772 r. skończyło się to rozbiorem Polski. Czy nie grozi nam to kolejny raz, gdy dzisiejsze polityczne spory poddamy głębszej analizie?        Zamiast zadbać i zabezpieczyć pozostające w wielu domach, rodzinach pamiątki w postaci dokumentów, zdjęć- nikt nie dostrzega zagrożenia ich utraty?  W czym tkwi problem, aby poprzez działające organizacje, powstające świetlice tworzyć kroniki, biografie miejscowości z zachowaniem pamięci o osobach szczególnych uzdolnień, kwalifikacji lub twórczego dorobku ująć w wybranej formie?  Może wystarczyło by wygospodarować szufladę, półkę w szafie, by przechować pamiątki minionych czasów, jeżeli tak dużo słyszymy o tym, że mamy szacunek do naszych babć – czy tylko w obszarze kulinarnym?      Szanowne Panie – czy nie ośmieszacie się swymi wypowiedziami o rzekomych produktach tworzonych na bazie notatek babć? Kiedykolwiek jestem na festynie gdzie rywalizują w konkursach kulinarnych „gosposie” i podkreślają, iż produkt jest tradycją, to pytam: która z członkiń może sprzedać jajka od własnych kurek? Pytaniem takim wzbudzam zaskoczenie i słyszę odpowiedź, że one jajka kupują.  Kupują także mleko, śmietanę, makaron, smalec, wszelkie wyroby wędliniarskie i oczywiście chleb, aby serwować pajdy chleba ze smalcem i plasterkiem ogórka – nie kiszonego we własnym gospodarstwie i nie ze sklepu – kupują, jak mówią w marketach  ( pomijam nazwę ).     Pamiętam, jak pół wieku temu podczas dożynek, gdy cenzurowano to i owo, zespoły śpiewacze nie szczędziły krytyki wobec lokalnych włodarzy. Krytyki nie szczędziły kabarety, a dziś gdy mamy demokrację i ogrom politycznych sporów, ludowe zespoły nie podejmują krytyki żadnej partii od kilkunastu lat. Mimo, że politycznych dyskusji  z jaskrawymi i zróżnicowanymi opiniami w rodzinach jest „pod sufit”, to ludzie zachowują się, jak wspomniane wcześniej chorągiewki.         Czy członkinie organizacji kobiet wdzięczne za finansowe wsparcie robią to co robią, bo taka koniunktura, taka moda i zapotrzebowanie, a przy tym jest wesoło,  bo „pijmy żywcem, aż się okocim”, ma swój sens.     Zastanawiam się, o co w tym wszystkim chodzi i dlaczego jest tak głęboki upadek kulturowych wartości, szacunku do autentycznej ludowej tradycji.     Szacunek do wartości patriotycznych jest zauważalny, ale wskazane kwestie w obszarze ludowej kultury, są moim zdaniem zaniedbaniem resortu rolnictwa.    Moja wieś i moje miasto, niczym jak tytuł kwartalnika są nierozdzielne. Choć mieszkam w mieście, to pochodzenia ze wsi nie da się pominąć, bynajmniej mnie.    Dostrzegam plusy i minus i co gorsze wiele znaków zapytania, wiele niewiadomych, które pozornie łatwe do rozwiązania, rozwiązywane nie są – i dylemat – dlaczego?  Może czytelnicy mają własne przemyślenia, sugestie. Jeśli tak - podzielcie się Państwo poprzez Redakcję nie tylko ze mną.     Niech piszą Ci, co ze wsi nie wyjdą oraz Ci, którzy ze wsi wyszli, ale wieś jest w nich nadal dosłownie i przenośni.                                                                            Marian Kwiecień     Czytaj dalej

Trwa przekierowywanie...

Trwa przetwarzanie ...

Twój kłos został poprawnie oddany!

Twój kłos został usunięty!

Wystąpił błąd podczas kłosowania. Twój kłos nie został oddany!

Plik jest zbyt duży, dozwolona wielkośc to max 10MB.

Aktualnie trwa modernizacja sklepu.
Zapraszamy już wkrótce!

Korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies użytkownik może kontrolować za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Dalsze korzystanie z naszego serwisu internetowego, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje stosowanie plików cookies.

Zamknij