Talenty i pasje

3 2
Kłosuj Komentuj Ulubione

Kuchnia wywodząca się z miejscowych tradycji

Kuchnia, której źródłem są autentyczne miejscowe tradycje jest dziś jednym z najważniejszych elementów budowania marki miejscowości. Marki, bez której zwyczajnie ginie się w gąszczu bijących się o uwagę społeczeństw.

Region Medyni, jakże doświadczony przez historyczne wydarzenia, jak całe Podkarpacie cierpiał niedostatek, zachwiania tradycji, rozbicie jedności. Dziś, mimo to stara się zachować swoją autentyczność, właśnie dzięki świadomości tego, co było. A było dużo! Najbardziej charakterystyczne dla Medyni było garncarstwo, które mieszkańcom wytyczało styl życia, miejscowym tradycjom nadawało kierunek, a kuchni niepowtarzalny charakter.

Jak wspominają żony garncarzy, które najczęściej wykorzystywały w kuchni wytworzone przez mężów naczynia, pieczone w nich potrawy miały niepowtarzalny smak. Wspomina się kapustę na zasmażce z dodatkiem powidła śliwkowego pieczoną pod blachą pieca: rozgarniało się żar i w glinianym garnku z pokrywką wstawiało ugotowaną wcześniej kapustę. Ten smak, jak mówią nie ma nic wspólnego z dzisiejszymi daniami z kapusty. W ten sam sposób pieczone były także ziemniaki, na których robiła się, będąca rarytasem łupka. Wspomina się babki pieczone na święta w glinianych formach, czy kaszę ze śliwkami lub grzybami zapiekaną w piecyku, również w glinianych misach. Najczęściej w kuchni używało się właśnie kaszy, głównie jaglanej z racji, że popularne było sianie prosa, być może ze względu na specyficzną glebę. Stąd dziś jest tu wiele przepisów na zdrowe „kaszowe” dania. 

Bezpośrednio związaną z miejscowym garncarstwem potrawą była kaczka, czy kurczak pieczone w glinianym naczyniu pod glinianą pokrywką. Piekło się je przeważnie na wesela w piecu razem z chlebem. Jednak piekło się je też na ogniu - obklejone gliną, jak również oblepione w glinie jajka. To pamiętają już nieliczni, a jednak to charakterystyczne danie świadczy o wyjątkowości medyńskiej kuchni. Do dziś wspomina się też powidło zapiekane w glinianym naczyniu, jak mówią - miało nawet dwuletni termin ważności, dzięki zapiekaniu w glinianej bez przykrycia miseczce - zastygało pod grubą skorupką, choć jak wiadomo cukier nie był ich głównym konserwantem. Jak wspominają starsi: kupowany za jajka tylko, kiedy była ku temu wielka okoliczność.

Popularne były naczynia zwane „barszczownikami” – naczynia do zakwasu, które do dziś cieszą się powodzeniem, także wśród młodych gospodyń – mówią, że przygotowany w tym naczyniu zakwas daje niepowtarzalny smak, barszczu, czy chleba. Często młode kobiety wspominając smak żurku przygotowywanego przez ich babcie kupują to naczynie, by obudzić wspomnienia, mieć namiastkę świata pachnącego dzieciństwem. Wspomina się też chleb „z łopaty” formowany w koszykach słomianych: podkładało się kapuściane lub chrzanu liście. Jak wspominają starsze gospodynie – smak przesiąkniętego chlebem i żarem liścia był prawdziwym rarytasem, który dziś już wiemy, że obrazuje nam tamten prosty świat trudnego, aczkolwiek pełnego smaku życia. Jak mówią: drożdżowe placki z niemielonym serem, ocukrzone z nieubijanymi jajkami, czy bułka drożdżowa z kruszonką, choć są obecne także dziś – nie smakują jak wówczas. Wkładane do pieca były po chlebie, oczywiście żeby nie zmarnować temperatury. Natomiast przed chlebem na posypanym mąką palenisku pieca obowiązkowo piekło się podpłomyki - wyskrobki ciasta chlebowego lub drożdżowej bułki posypane makiem i cukrem lub borówkami. Te, szczególnie wyczekiwane były przez dzieci i do dziś wspominane są chyba z największym sentymentem.

Na pewno można powiedzieć, że w Medyni czerpie się z osiągnięć poprzednich pokoleń, co więcej udoskonala się je i rozwija. Wiara, że mądrości praojców są warte pamiętania uskutecznia pieczołowite ich podtrzymywanie i celebrowanie. To świadomość tożsamości budowanej na tym, co medyńska ziemia od pokoleń daje w darze. To tożsamość budowana, także na lokalnej kuchni, na kuchni „z rodzinnych stron”. Rodzinne strony, to ile razy nie spytać „najlepsze lata naszego życia”, gdzie na podwórku pachniało trawą, a w kuchni długo gotowanym i długo ciepłym jedzeniem. Dlatego też promowanie Medyni, jako miejscowości z pomysłem, wizją i potencjałem - opartymi na tradycjach, także tych kulinarnych jest działalnością uzasadnioną. Czuje się, że natura jest domem człowieka, a ten jej ostatnim, ale najszczęśliwszym ogniwem. Wszystko, czego nam trzeba, w niej znajdujemy. Pieniądze nigdy tu nie wygrywały głównej roli – bo nigdy ich nie było. Jednak zwyczajne zwyczaje jedzenia wspólnie, jedzenia zdrowo pozostały. Pozostał zachwycający obcych zwyczaj wypiekania jedzenia w glinianych oryginalnie własnych naczyniach. Specjalnością są wspomniane dania z glinianej misy lub siwakowego garnka z pokrywą, w których w ognisku przyrządza się potrawy również z tego, co medyńska ziemia i miejscowe lasy mają dla człowieka teraz. Do potraw przyrządzanych „w glinie” nie trzeba koniecznie dużej ilości tłuszczu, ani wielu sztucznych przypraw, gdyż proces pieczenia koreluje z oddającym w tym czasie wodną parę naczyniem. Kiedyś głównymi przyprawami i dodatkami było to, co rosło w letnim ogródku. Teraz zmieniające się trendy nie omijają także Medyni, lecz gliniane naczynia pozwalają ograniczać dodatki i sprawiają, że mięso ma szansę mieć smak soczystego mięsa, a warzywa to wciąż tamte warzywa z letniego ogródka.

Dziś wciąż celebruje się przyrządzanie wielu tych dań, choćby pieczone na ogniu ziemniaki. To jedno z tych dań, które kochają mieszkańcy, a które zachwyca przyjezdnych. Jak i inne dania jest najlepsze, kiedy można się nim cieszyć wspólnie, ale ma tę zaletę, że wokół niego i wokół ogniska, na którym stoi gliniany z nimi garnek gromadzi wszystkich żądnych wrażeń miłośników sentymentalno kulinarnych przeżyć, którzy posiadają świadomość także wartości kulturowej tej potrawy.

Ziemniaki z cebulą i boczkiem pieczone w medyńskim glinianym garnku pod darnią na żywym ogniu. 
Są daniem typowo lokalnym, z racji długiej tradycji wytwarzania tu glinianych naczyń i stosunkowo niedrogich składników. Najczęściej pieczone były w okresie jesiennym, po wykopkach. Są chyba najpyszniejszym daniem z ziemniaków na świecie. Gliniane naczynie szczelnie przykryte wykopanym kawałkiem trawy wraz z ziemią sprawia, że wewnątrz w czasie pieczenia kumuluje się cały aromat przenikających się wzajemnie składników. Czy potrawa jest gotowa sprawdza się w rytualny wręcz sposób przebijania darni cienkim patykiem i wąchania, czy już pachnie wystarczająco przypieczonymi składnikami. Zwykle jest to bardzo emocjonujący moment, gdyż walory estetyczne palącego się ogniska i glinianego w ogniu naczynia bardzo wzmagają apetyt. Ziemniaczki podaje się ze zsiadłym mlekiem, twarożkiem lub śmietanką.

Degustacje dań tradycji lokalnej przygotowanych przy użyciu glinianych naczyń – jak to niegdyś bywało, pogawędki przy piecu chlebowym, w którym owe dania się właśnie pieką, są emocjonującym przeżyciem zarówno dla miejscowej społeczności, jak i dla przyjezdnych gości. Budzą się wspomnienia o dawnych czasach, kiedy sąsiadka odwiedzała sąsiadkę, a gdy na pogaduszki nie było za dużo czasu, zawsze zdążyły przynajmniej przysiąść, chociażby na progu, o czasach, kiedy przeżyć w dużym stopniu pozwalała pomoc sąsiedzka i kiedy zażyłość między ludźmi pozwalała dzieciom do sąsiadek mówić - ciociu.

Doznać tego wszystkiego można podczas corocznie organizowanego Jarmarku Garncarskiego, odwiedzając Zagrodę Garncarską lub po prostu Medynię. Bogate w ekspresję emocjonalną opowieści o daniach zdrowych, pachnących lasem, czy łąką – daniach pochodzących z natury, która była szansą na przetrwanie, daniach jak nigdy już potem przynoszących ludziom radość. Przywoływanie legend, przysłów, piosenek ludowych budzi do refleksji nad zmieniającym się światem i człowiekiem. Kosztowanie dawnych, zapomnianych dań, powstałych z darów matki ziemi - jak niegdyś, daje możliwość przeniesienia się do tamtego czystego, mającego smak świata. Dzieciom zaś, opowiada się z westchnieniem, jakby rodziła się potrzeba budowania rodzinnych fundamentów dla tożsamości potomków.    

Nie można zapominać o przeszłości, bo właśnie dzięki niej wiemy, kim jesteśmy, a to, co robimy teraz, ma silne stabilne fundamenty w czasach naszych ojców. Dziś rzemiosło stanowi raczej wartość kulturową, jedzenie traktuje się podobnie, jak zjawisko społeczno kulturowe, które odgrywa ważną rolę w relacjach między ludźmi. Mówi o tym, kim są, co jest dla nich ważne, jakie mają priorytety. Dotychczasowa interpretacja powiedzenia: przez żołądek do serca wydaje się być zbyt banalna, ale na pewno przez żołądek, który jest drugim sercem człowieka można trafić do jego głowy. Połączenie tych dwóch dziedzin rzemiosła i kuchni stawia Medynię na ponadprzeciętnym miejscu w ofercie turystycznej Polski i Podkarpacia. Mieści się bowiem w pojęciach turystyki kulturowej, ekologicznej, kulinarnej, daje przestrzeń modnym ruchom jedzeniowym jak slow food, kulturze foodies itp., które stają się szansą rozwoju dla małych miejscowości, bo trafnie i prawdziwie odpowiadają na aktualne ludzkie potrzeby.

 W dobie postępującej w każdej dziedzinie życia globalizacji warto zdać sobie sprawę, co nas odróżnia od innych i to traktować, jako wartość najwyższą w ocenianiu tego, skąd jesteśmy. Przeobrażenie medyńskiego garncarstwa - ostatnio raczej pamiątkowego w garncarstwo użytkowe, czyli takie, które będzie szło przez życie wraz z człowiekiem i jemu będzie służyło jest sięganiem do czasów zaprzeszłych. Stąd służba ta, nie powinna być oparta jedynie na zwykłym użytkowaniu martwych rzeczy, lecz na codziennym przypominaniu skąd jesteśmy i dokąd może nas pamięć o tym lub nie zaprowadzić. Miłość do rodzimej ziemi, do możliwości korzystania z jej potencjału i pracy rąk ludzkich to idea, na bazie której powinna być odbierana i interpretowana Medynia.

BonAppetitMedynia.bloog.pl

Blog utworzony przez członkinię KGW Medynia Gł

Kazimiera O. z Koło Gospodyń Wiejskich Medynia Głogowska

Udostępnij na facebook!

Gall Anonim

Bardzo dobry tekst, będę polecać!

2

8 gru 2015, 09:50:34

Kazimiera O. z Koło Gospodyń Wiejskich Medynia Głogowska

To bardzo miłe dla amatora usłyszeć komplement od profesjonalisty. Dziękujemy!

1

7 gru 2015, 15:35:16

Magdalena S.

Pani Kazimiero, wielu profesjonalistów nie potrafi pisać tak wartościowo, jak robi to Pani!

2

8 gru 2015, 09:10:26

Przeczytaj również wszystkie artykuły z kategorii >

25 lat na scenie - „Dankowianie” świętują jubileusz

Zespół Regionalny „Dankowianie” od 25 lat jest ambasadorem kultury ludowej, pisząc piękną historię i prezentując w śpiewie oraz tańcu tradycję swojej rodzinnej miejscowości – Dankowic. 28 czerwca w sali OSP w Dankowicach odbyło się uroczyste świętowanie jubileuszu zespołu. Było to wyjątkowe wydarzenie, które zgromadziło wielu miłośników folkloru pragnących wspólnie uczcić dorobek tego zasłużonego zespołu. Wśród zaproszonych gości znaleźli się m.in. przedstawiciele władz lokalnych oraz instytucji kultury: burmistrz Wilamowic Kazimierz Cebrat, prezes Lokalnej Grupy Działania „Ziemia Bielska” Marian Trela, prezes ABS Banku Spółdzielczego Tomasz Królicki, radny Powiatu Bielskiego Artur Beniowski, radni Dankowic, a także delegacje organizacji sołeckich oraz członkowie-seniorzy zespołu „Dankowianie”. Regionalny Związek Rolników, Kółek i Organizacji Rolniczych w Bielsku-Białej reprezentowała Cecylia Puzoń. Nie zabrakło również przedstawicielek byłej Rady Kobiet i przewodniczących Kół Gospodyń Wiejskich z Hecznarowic, Wilamowic, Zasola Bielańskiego i Starej Wsi, a także „Strażniczek Tradycji” z Pisarzowic, Stowarzyszenia Kobiet Dankowic, Stowarzyszenia Przyjaciół Kaniówka oraz delegacji zespołów z Góry („Górzanie”) i z terenu całej Gminy Wilamowice. Obecne były także zespoły: „Echo” z Hecznarowic, „Zasolanie” z Zasola Bielańskiego, „Wilamowice” z Wilamowic oraz „Pisarzowianki” z Pisarzowic. Podczas jubileuszu uczestnicy mogli wysłuchać wspomnień z działalności zespołu na przestrzeni 25 lat, przeplatanych występami artystycznymi, które spotykały się z gorącymi brawami. Historię zespołu przedstawiła pani Agata Wróblewska – przewodnicząca Stowarzyszenia Kobiet Dankowic. Nie zabrakło gratulacji, kwiatów i upominków – wszystkie składane były na ręce pani Anieli Stańko przez przedstawicieli instytucji oraz organizacji społeczno-kulturalnych obecnych na sali. Szczególne uznanie zdobyła młodzież ze Szkoły Podstawowej w Dankowicach, która – w pięknych krakowskich strojach – uświetniła wydarzenie występem tanecznym, składając w ten sposób symboliczny hołd starszemu pokoleniu artystów. Koncert jubileuszowy był nie tylko okazją do wspomnień, lecz także refleksją nad rolą kultury ludowej w kształtowaniu tożsamości regionalnej. Uroczystość ta pokazała, jak ważne jest pielęgnowanie tradycji i przekazywanie jej kolejnym pokoleniom. Tekst: C. Puzoń Zdjęcia: R. Prochowski, G. Ryszka Czytaj dalej

Życie pełne smaku!

Od pasji do sukcesu  Wszystko zaczęło się od prostego pomysłu – wprowadzenia do swojej diety tłuszczów wysokiej jakości – opowiada Gabriela Żurawska - pasjonatka zdrowej żywności i właścicielka rodzinnej olejarni Olejvita. - W Łodzi brakowało lokalnych olejów tłoczonych na zimno, więc postanowiliśmy działać. Założyliśmy małą rodzinną olejarnię, gdzie kontrolujemy cały proces produkcji, od wyboru ziaren po butelkowanie. Dzięki tłoczeniu w temperaturze poniżej 40 stopni nasze oleje zachowują pełnię właściwości zdrowotnych. Co było największym wyzwaniem? Początki były bardzo trudne. Oleje tłoczone na zimno były wtedy niszą. Był to czas, kiedy ludzie nie mieli wiedzy, w jaki sposób wykorzystywać oleje tłoczone na zimno i jaką wartość dodaną wniosą oleje w ich życie. Zaczęła się żmudna praca, która wywoływała frustrację i potworne zmęczenie. - Nie każdy wiedział, jak stosować oleje i jakie korzyści mogą przynieść zdrowiu. To była ciężka, niedochodowa praca, pochłaniająca oszczędności i ogromną ilość energii. Do tego dochodziły problemy techniczne – maszyny się psuły, a my uczyliśmy się wszystkiego na własnych błędach.  W pewnym momencie firmowe wyzwania zaczęły wpływać na jej życie osobiste. Przeżyła rozwód, który był dla niej ogromnym ciosem. Musiała na nowo poukładać zarówno swoje życie, jak i firmę.  Poddać się czy iść dalej?  - Wiele razy myślałam, że to wszystko mnie przerasta. Jednak po trudnych chwilach przyszła refleksja – rachunek sumienia. Zaczęłam inwestować nie tylko w firmę, ale i w siebie. Jogging stało się moim azylem. Bieganie to był czas tylko dla mnie, nikt i nic mi nie przeszkadzało. Startowałam nawet w kilku konkursach biegowych, dla własnej przyjemności, nie licząc na spektakularne sukcesy. Dzięki temu nabrałam sił i motywacji, by iść dalej. Małymi krokami firma stawała się coraz bardziej rozpoznawalna, a klienci, którzy zakupili u nich produkt, za jakiś czas wracali po kolejną butelkę oleju. I oto marka Olejvita zawitała na półki sklepów zielarskich, sklepów ze zdrową żywnością i na półki w aptekach. Największy sukces? Jednym z największych sukcesów było uczestnictwo w międzynarodowych targach w Paryżu. Olejvita pojawiła się na największej imprezie branżowej w Europie, gdzie spotkała się z niesamowicie pozytywnym odbiorem.  - To była dla mnie chwila, kiedy poczułam, że wszystkie trudności miały sens. I sensem był też nowy etap mojego życia. To właśnie mój narzeczony wniósł do mojego świata mnóstwo ciepła i radości. Co więcej, cały czas aktywnie wspiera mnie w prowadzeniu firmy. To właśnie z Paryża wróciliśmy zmotywowani i z optymizmem patrzymy w przyszłość.   Plany na przyszłość? - Chcę, żeby nasze oleje były jeszcze bardziej rozpoznawalne - nie tylko w Polsce, ale i za granicą. Myślę też o wprowadzeniu nowych produktów, takich jak ekologiczne oleje smakowe. Zamierzam dalej rozwijać naszą olejarnię, ale też zachować równowagę między pracą a życiem prywatnym. Pasja daje siłę, by przetrwać trudne chwile! Nie bój się zaczynać od małych kroków by zacząć własny biznes. Najważniejsze to znaleźć coś, co sprawia radość.   - Jeśli gotujesz, zacznij od serwowania swoich potraw rodzinie czy sąsiadom. Chwal się tym, w czym jesteś dobry, bo właśnie to może stać się fundamentem twojego sukcesu. Ważne też, by się nie poddawać – każda porażka może być cenną lekcją! Historia Gabrieli i jej wspaniałych olei to dowód na to, że pasja, wytrwałość i wiara w siebie mogą przekształcić marzenia w rzeczywistość!  Czytaj dalej

Za mało ruchu... dzieci tyją. Dietetycy łapią się za głowę

"Z roku na rok jest coraz gorzej" – alarmują nauczyciele, a dietetycy łapią się za głowę. Nadwaga, brak kondycji i niska wydolność fizyczna to efekt współczesnego stylu życia dzieci i młodzieży. Nauczyciele wychowania fizycznego coraz częściej zmuszeni są obniżać wymagania, a rodzice chętniej usprawiedliwiają nieobecności niż zachęcają swoje dzieci do aktywności. To widać gołym okiem. Z roku na rok przybywa uczniów z nadwagą i otyłością. Problem nie dotyczy już tylko nastolatków – pojawia się w każdej grupie wiekowej i coraz bardziej się pogłębia. Według dietetyków już co piąte dziecko w Polsce ma nadwagę. Statystyki są niepokojące: 30 lat temu z nadmierną masą ciała zmagało się około 9–10% dzieci. Dziś ten odsetek przekracza 20%, a niektóre badania wskazują nawet na 25–30%. „Dwója z fikołka” Efektem tych zmian jest systematyczne obniżanie wymagań na lekcjach WF-u – dzieci nie są w stanie sprostać zadaniom, które jeszcze kilka lat temu były standardem. Winni są także dorośli. – Rodzice coraz częściej ingerują w pracę szkoły, nie zawsze w konstruktywny sposób – mówi nauczyciel wychowania fizycznego. – Gdy widzą w e-dzienniku, że dziecko opuszcza WF, zamiast reagować, usprawiedliwiają nieobecności. A powody? Ból głowy, brzucha, złe samopoczucie – to klasyka. Później pytam ucznia w cztery oczy, co się dzieje, a on odpowiada: „bo mi się nie chce”. Co się dzieje z naszą młodzieżą? Dzieci ruszają się coraz mniej, a kilogramów przybywa. – Kiedyś, gdy ktoś powiedział „ten gruby”, wszyscy wiedzieli, o kogo chodzi – wspomina pedagog. – Dziś trzeba się zastanowić: który gruby i z której klasy? W każdej grupie są dzieci z nadwagą. Nie chodzi tu o wytykanie palcami, ale o realny problem. Za dużo kilogramów i za mało ruchu – to błędne koło. Wysokie oceny kontra brutalna rzeczywistość Na świadectwach same piątki i szóstki, ale prawdziwa weryfikacja przychodzi już w pierwszym semestrze szkoły średniej. Trzeba wtedy stanąć twarzą w twarz z rzeczywistością, która nie pozostawia złudzeń. Dzieci trzeba oceniać, ale tak, by ich nie zniechęcić. „Chorzy” na WF Uczniowie zaczynają semestr zdrowi, ale po pierwszych lekcjach WF-u pojawiają się zwolnienia – od pulmonologów (astma, która wcale nie musi wykluczać aktywności), ortopedów (skolioza), a nawet okulistów i kardiologów. Szkoda fryzury Nie tylko zdrowie staje na przeszkodzie. Dziewczęta częściej niż chłopcy unikają ćwiczeń – bo paznokcie się złamią, włosy się skręcą, a makijaż spłynie. Czasem powód jest banalny: „bo się spocę” albo „bo się zmęczę”. W wielu szkołach podstawowych WF traktowany jest jako sposób na łatwe podniesienie średniej. Niestety, w rzeczywistości dzieci nie potrafią wykonać podstawowych ćwiczeń – prostych skłonów, przewrotów czy nawet poprawnie przebiec kilku metrów. Jakie dzieci, tacy rodzice Styl życia dzieci najczęściej odzwierciedla to, co widzą w domu. Jeśli rodzice unikają ruchu, dzieci przejmują te nawyki. Komputer, telefon, kanapa – to codzienność. – Ostatnie pięć lat to katastrofa – alarmują nauczyciele. – Sprawność fizyczna dzieci dramatycznie spada. Dziś najbardziej cieszymy się, gdy uczeń po prostu przychodzi na lekcje i stara się ćwiczyć. Z tym też jest jednak coraz gorzej. Każda drobna dolegliwość to dziś pretekst do zwolnienia z zajęć. A koło się zamyka. Czytaj dalej

Z ekologią im po drodze

Zarząd Koła Gospodyń Wiejskich „Strażniczki Tradycji” z Pisarzowic, we współpracy z Rejonowym Związkiem Rolników, Kółek i Organizacji Rolniczych w Bielsku-Białej, opracował zadania do konkursu na realizację przedsięwzięć informacyjno-edukacyjnych w ramach programu EKO-Wydarzenia. Działania te odbywać się będą na terenie Pisarzowic oraz Gminy Wilamowice. W realizację projektu zaangażowane zostało również Gminne Centrum Działań Twórczych w Pisarzowicach – filia MGOK w Wilamowicach. Organizatorem konkursu jest Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach. Planowane działania ekologiczne w ramach programu: Warsztaty "Bioróżnorodność w ogrodzie" – ogród i ścieżka edukacyjna w Hecznarowicach Warsztaty "Łąka kwietna – źródło życia" – ogród i ścieżka edukacyjna w Hecznarowicach Szkolenie proekologiczne dla dzieci "Segregacja ma sens" – sala widowiskowa GCDT w Pisarzowicach Warsztaty oraz zwiedzanie pasieki "Życie pszczół nas ratuje" – pasieka w Pisarzowicach Warsztaty artystyczne "Jestem eko, jestem sigma" – sala widowiskowa GCDT w Pisarzowicach Spotkanie podsumowujące – wykład o historii i tradycji ogrodów oraz wspólne zasadzenie "Lipy Jubilatki" – sala widowiskowa GCDT oraz Park Tradycji w Pisarzowicach Cele przedsięwzięcia: Aktywizacja dzieci i młodzieży w zakresie działań proekologicznych Podnoszenie poziomu świadomości ekologicznej poprzez świadome uczestnictwo Integracja społeczna wokół edukacji ekologicznej Kształtowanie postaw proekologicznych, szczególnie wśród młodego pokolenia Uświadamianie wartości natury i terapeutycznej roli kontaktu z przyrodą Zrealizowane działania (stan na czerwiec 2025): I. Warsztaty "Bioróżnorodność w ogrodzie" – 13 maja 2025 r. Młodzież z klas V wraz z opiekunkami: wicedyrektor Sandrą Słowik, Anną Smółką oraz przewodniczącą KGW „Strażniczki Tradycji” Cecylią Puzoń, wzięła udział w warsztatach w „Zielonej Zagrodzie” w Hecznarowicach. Zajęcia prowadził właściciel gospodarstwa – pan Marek Kwiczala. Uczniowie mieli okazję zwiedzić ogród i zagajniki, poznając tajemnice bioróżnorodności oraz znaczenie zachowania różnorodności biologicznej w ogrodzie. Odwiedzili również zagrodę kóz. II. Warsztaty "Łąka kwietna – źródło życia" – 14 maja 2025 r. Kolejny dzień warsztatów również odbył się w „Zielonej Zagrodzie” u państwa Katarzyny i Marka Kwiczala. Uczestnicy poznawali walory łąk kwietnych oraz wykonali piękne bukiety z polnych kwiatów. Warsztaty zakończyły się wspólnym zdjęciem. III. Warsztaty "Życie pszczół nas ratuje" Warsztaty poświęcone były pszczołom miodnym. Wzięli w nich udział zarówno młodzież, jak i dorośli. Zajęcia odbyły się w pasiekach pani Elżbiety Bury w Pisarzowicach i Starej Wsi. Uczestnicy zobaczyli m.in. rój pszczeli, wnętrze ula, narzędzia pszczelarskie oraz poznali proces pozyskiwania miodu. Prelegenci: pani Elżbieta Bury oraz pan Jan Handzlik – prezes Koła Pszczelarskiego „Bartnik”, przybliżyli historię bartnictwa i rolę pszczół w ekosystemie. Pszczoły od wieków fascynowały ludzi – zarówno ze względu na swoją organizację społeczną, jak i cenne produkty. W mitologii egipskiej uważano je za łzy boga Ra, w Koranie uznawane są za święte owady, a grecka królewna Melisa (czyli „pszczoła”) według legendy karmiła Zeusa miodem. Przewodnicząca KGW, Cecylia Puzoń, przedstawiła również lokalną historię bartnictwa. W Pisarzowicach, szczególnie w dzielnicy Czernichowa, zachowały się ślady bartników z XIV–XVI wieku. Miejsce, gdzie dziś znajduje się pasieka pani Elżbiety Bury, niegdyś było znane jako grunt Kyezarowski. Pierwszy zapis o „Kiezarowiczach” pochodzi z 1481 roku. W 1559 roku osada ta została sprzedana jako opuszczona, a jej granice wytyczali m.in. Stanisław Myszkowski z Bestwiny, Piotr Pisarzowski i Piotr Starowiejski. Program EKO-Wydarzenia potrwa do października 2025 roku. Tekst i zdjęcia: Cecylia Puzoń Czytaj dalej

Trwa przekierowywanie...

Trwa przetwarzanie ...

Twój kłos został poprawnie oddany!

Twój kłos został usunięty!

Wystąpił błąd podczas kłosowania. Twój kłos nie został oddany!

Plik jest zbyt duży, dozwolona wielkośc to max 10MB.

Aktualnie trwa modernizacja sklepu.
Zapraszamy już wkrótce!

Korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies użytkownik może kontrolować za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Dalsze korzystanie z naszego serwisu internetowego, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje stosowanie plików cookies.

Zamknij