Rozrywka

1 3
Kłosuj Komentuj Ulubione

Śpiewajcie głosem - warsztaty muzyczne

"Śpiewajcie głosem,
śpiewajcie sercem,
śpiewajcie ustami,
śpiewajcie swoim życiem"

św. Augustyn

 

Muzyka łączy pokolenia...

tak brzmi tytuł jednego z programów telewizyjnych. Te słowa doskonale pasują też do Grupy  Śpiewaczej Koła Gospodyń Wiejskich w Krzemienicy. Dlaczego? Otóż, w Zespole śpiewają oraz muzykują starsi i młodzi.

Zespół powstał w lutym 2013 r. z inicjatywy Marii Brodziak. Do współpracy bardzo chętnie  przyjął zaproszenie Józef Pelc, jako akompaniator na akordeonie. Głównym celem chóru było ocalić od zapomnienia stare piosenki, śpiewane przez nasze Babcie i Mamy. Na początku grupa liczyła 15 osób, pierwszy występ odbył się w lipcu 2013 roku na Pikniku Rodzinnym  w Czarnej. Później śpiewacy z sukcesem  występowali na wielu uroczystościach w naszej miejscowości i gminie.

Od 1 kwietnia  do 27 września 2016 roku z inicjatywy: Marii Brodziak, Heleny Wełnic, Grażyny Haładyj, Janiny Haładyj-Różak  realizowano projekt: "Podtrzymać tradycję - działanie na rzecz Grupy Śpiewaczej i edukacji muzycznej młodzieży w Krzemienicy", dofinansowany z programu Fundusz Inicjatyw Obywatelskich. Zespół poszerzył skład o grupę młodych śpiewaków z Zespołu Szkół w Krzemienicy oraz ze szkoły średniej. Zajęcia systematycznie prowadzili  instruktorzy muzyczni - Józef Pelc  i Andrzej Sierżęga.  Obecnie chór liczy 25 osób, najstarsza artystka ma 80 lat, najmłodsza - 10. W wyniku projektu Zespół uzyskał charakter inicjatywy międzypokoleniowej. Zyskał na atrakcyjności inwestując w stroje, członkinie chóru noszą ubiory wzorowane na dawnym odświętnym stroju kobiet wiejskich w Krzemienicy. Odnowiona Grupa Śpiewacza jest unikalna w skali Podkarpacia ze względu na ludowo-patriotyczny repertuar i samorzutne pielęgnowanie dziedzictwa narodowego. Chór śpiewa także pieśni religijne, biesiadne i inne.

Zespół działa bardzo aktywnie. Debiut Zespołu  w poszerzonym składzie miał miejsce na Dzień Dziecka, w czasie uroczystości „Dorośli – Dzieciom, która odbyła się w Domu Kultury w Krzemienicy. Najpierw wystąpiły absolwentki Zespołu Szkół w Krzemienicy, które pod kierunkiem Andrzeja Sierżęgi zaśpiewały  piosenki: „Baju, baj” z repertuaru Anny Jantar oraz ”My Cyganie” – utwór wykonuje m.in. Krzysztof  Krawczyk. Dziewczyny przedstawiły publiczności nie tylko talent wokalny, ale także umiejętność gry na różnych instrumentach.  Później Zespół zaprezentował się w całej okazałości, scena z trudem pomieściła wszystkich występujących. Artyści popisali się bogatym repertuarem.  Wykonali  pieśni  ludowe, takie jak:   „W moim ogródeczku”, „Gąski”, „Z tamtej strony jeziora”, „Pasała Kasieńka” oraz utwory: „Uśmiechaj się”, „Raduje się serce, raduje się dusza”. Premierowy występ okazał się bardzo udany.  Młodzi śpiewacy w nagrodę za zaangażowanie się w działalność chóru otrzymali artystyczne poduszki, które uszyła przewodnicząca KGW – Krystyna Guzek.

W czasie wakacji Zespół prezentował głównie pieśni religijne. Przygotował oprawę Mszy Św. odpustowych w Krzemienicy, poświęconych św. Jakubowi – Patronowi starego kościoła oraz Matce Bożej Pocieszenia – Patronce nowej świątyni. Wyróżnił się na Koncercie Maryjnym w Dąbrówkach przede wszystkim tym, że  jako jedyna Grupa Śpiewacza ma w swym składzie tak wielu młodych wykonawców.

We wrześniu śpiewacy wzięli udział w Przeglądzie Zespołów Artystycznych działających w naszej miejscowości, która odbyła się w Domu Kultury w Krzemienicy. Byli wielką atrakcją na  uroczystości otwarcia  Izby Pamięci Kobiety Wiejskiej w naszej wsi. Wykonali kilka pieśni ludowych, m.in. zaśpiewali utwór pt.”Wiejska dziewczyno” nawiązujący do tematyki spotkania. Warta podkreślenia jest też prezentacja  przez młodą artystkę wiersza Marii Konopnickiej pt.”Pieśń o domu”, na tle melodii wykonanej na skrzypcach. Kobiety i dziewczyny w swoich barwnych strojach pięknie prezentowały się na tle starych  wiejskich mebli i zgromadzonych eksponatów, dodały uroku temu małemu muzeum.

Zakończenie realizacji projektu odbyło się w czasie warsztatów wyjazdowych w Cierpiszu. Zespół przygotował oprawę muzyczną  Mszy Św. w kościele pw. św. Jana Chrzciciela, po południu wystąpił dla mieszkańców wsi prezentując Koncert Pieśni Ludowych. Wieczorem przy ognisku miało miejsce wspólne śpiewanie i muzykowanie chóru oraz zaproszonych gości. Artyści mogli się jeszcze lepiej poznać i zintegrować. Trzeba przyznać, że mimo  dużej różnicy wieku młodzi i starsi śpiewacy doskonale się dogadują i rozumieją. Kobiety z wielką serdecznością przyjęły dzieci i młodzież do Zespołu, otoczyły ich troskliwą opieką. Młodzi wykonawcy chętnie uczestniczą w zajęciach i występach. Dziewczyny z dumą prezentują ludowy strój, który podkreśla ich młodość i urodę.

Podsumowując, realizacja projektu powiodła się. Udało się "odmłodzić" Zespół Śpiewaczy KGW w naszej wsi, który powiększył się o 12 młodych śpiewaków. Dla wszystkich skompletowano śpiewniki. Uzupełniono stroje ludowe w haftowane fartuszki, spódnice, chusty i korale. Odbyły się liczne koncerty dla mieszkańców wsi i okolic, w czasie których występujący zaprezentowali swoje umiejętności wokalne i muzyczne, a także promowali Krzemienicę i gminę Czarna.

Istnienie Zespołu  możliwe jest dzięki umiłowaniu śpiewania i poczuciu tego, że jest on nośnikiem kultury ludowej i wartości narodowych.

Grażyna Haładyj 

Krzysztof S. z Koło Gospodyń Wiejskich w Krzemienicy-"Krzemieniczanki"

Udostępnij na facebook!

Redakcja mojeKGW.pl ..

Przepiękna inicjatywa! Miło słyszeć jak młode pokolenie aktywnie działa na rzecz kultywowania tradycji. Gratulujemy i życzymy licznych koncertów w całej Polsce!:-)

0

1 lis 2016, 13:50:29

Przeczytaj również wszystkie artykuły z kategorii >

Dołubowo na Ludowo

W niedzielę 27 lipca 2025 r. przy świetlicy wiejskiej w Dołubowie odbył się piknik pod Hasłem "Dołubowo na ludowo" zorganizowany przez Stowarzyszenie Gospodyń Wiejskich w Dołubowie i współfinansowany przez Starostwo Powiatowe w Siemiatyczach. Celem imprezy była integracja lokalnej społeczności oraz promocja kultury ludowej i kuchni regionalnej. Tradycje kulinarne zaprezentowały panie z Koła Gospodyń Wiejskich w Chojewie, które przygotowały degustację pierogów, gołąbków, bigosu i innych smakołyków. Członkinie SGW w Dołubowie częstowały gości zagubami i babką ziemniaczaną. Kulturalną stronę wydarzenia uświetniły występy zespołów ludowych Polne Maki z Dołubowa, Wrzosy z Wilanowa i Zespołu Wokalno-Recytatorskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku z Siemiatycz. Nowoczesnego brzmienia dodał występ Zespołu The Rebels z Zespołu szkół Ogólnokształcących w Ciechanowcu. Nie lada atrakcją był występ taneczny dzieci przedszkolnych z grupy Pszczółki ze szkoły im. Jana Pawła II w Dziadkowicach. Pokaz jazdy konnej w wykonaniu Szwadronu Kawalerii Ochotniczej z Siemiatycz zachwycił wszystkich uczestników wydarzenia i przybliżył historyczne tradycje wojska polskiego. Po pokazie można było pod kierunkiem Kawalerzysty dosiąść rumaka i poczuć się jak prawdziwy jeździec. Dla kochających motoryzację zaproponowaliśmy jazdę quadem. Można też było wsiąść do policyjnego radiowozu i obejrzeć motocykle Stowarzyszenia Motocyklistów Goodboys z Bielska Podlaskiego. Atrakcjami adresowanymi do dzieci były: dmuchana zjeżdżalnia, booble futbol, loteria fantowa, plac zabaw przy świetlicy oraz goście specjalni – postacie z popularnych kreskówek. Nie zabrakło również smakołyków, takich jak wata cukrowa, lody, gofry, napoje. Na starszych uczestników czekały występy zespołów disco polo. Grali nam: Cassel, Zespół Fest & DJ Niunio, Mirage & Yoko oraz zaprzyjaźniony i niezawodny Megas. I chociaż pogoda nas nie rozpieszczała, wszyscy mieliśmy wspaniałe humory i dużo słońca na twarzach. Czytaj dalej

Makijaż, który przetrwa całą noc? Jak to robią najlepsi

Zastanawiasz się, jak to możliwe, że gwiazdy wyglądają nieskazitelnie przez całą noc – od pierwszego kroku na czerwonym dywanie aż po blady świt? Za ich perfekcyjnym wyglądem stoją profesjonalni makijażyści, którzy wiedzą, jak uzyskać efekt idealnej cery, zmysłowych ust czy magnetycznego spojrzenia. Chcesz, aby Twój makijaż przetrwał cały dzień lub intensywną noc? Sekret tkwi nie tylko w doborze odpowiednich, trwałych i wodoodpornych kosmetykach, ale także w kolejności i sposobie ich nakładania. Sprawdźmy zatem, jak makijaż wykonują profesjonaliści. Perfekcyjny początek Dzień wcześniej warto wykonać delikatny peeling lub nałożyć maseczkę nawilżającą, która pomoże uzyskać jedwabistą gładkość skóry, niezbędną pod perfekcyjny makijaż. Stosujmy wyłącznie kosmetyki, które znamy i wiemy, jaki efekt końcowy możemy uzyskać. W dniu wykonania makijażu dokładnie oczyszczamy twarz, aplikujemy sprawdzony krem i czekamy kwadrans, aż całkowicie się wchłonie. Tajemnica tkwi w cienkich warstwach Teraz nakładamy cieniutką warstwę bazy pod podkład, dopasowanej do skóry – silikonową dla wygładzenia, rozświetlającą dla blasku lub neutralizującą na zaczerwienienia. Bazę nanosimy gąbeczką, wklepując ją w skórę i omijając powieki. Następnie nakładamy korektor na wszelkie niedoskonałości, również cienką warstwą. Aplikacja wszystkich kosmetyków cieniuteńkimi warstwami to jeden z największych sekretów trwałego makijażu. Niektórzy makijażyści zalecają, aby teraz przejść do wykonania makijażu oka, ponieważ osypujące się cienie czy odbicia tuszu do rzęs łatwo usuniemy na tym etapie wacikiem, nie ścierając podkładu czy pudru. Według innych, to idealny czas na puder! Wciskamy zatem dokładnie w skórę (na bazę i korektor) transparentny sypki puder, puszkiem lub gąbeczką, jakby stemplując – to w efekcie zwiększy trwałość podkładu. Po kilku minutach nanosimy pędzlem do makijażu lub wilgotną gąbeczką cienką warstwę podkładu, wklepując go w skórę, a na cienie pod oczami nakładamy korektor w płynie. Teraz pora na trik, który zachwyca w Hollywood. „Baking” – czyli pieczenie Na podkład nakładamy sypki transparentny puder, gąbeczką, jakby wtłaczając go w skórę. Szczególnie grubą warstwę pudru nakładamy pod oczami, aż do linii nosa. Teraz czekamy 10-20 minut, aż puder się wchłonie i jakby „zapiecze”, scalając wszystkie warstwy. Czas na kolor Na powiekę nanosimy cieniutko specjalną bazę pod cienie, czekamy, aż się wchłonie, a następnie nakładamy wybrany cień, delikatnie wcierając go w skórę. Po nałożeniu cienia wszelkie osypane drobinki zmiatamy pędzlem razem z nadmiarem pudru. Aby dodać głębi spojrzeniu, warto dokleić sztuczne rzęsy lub użyć wodoodpornego tuszu. Nie zapominajmy o brwiach – ich ubytki uzupełniamy kredką i utrwalamy kształt żelem do brwi. Róż na policzkach ożywi cerę, nadając jej zdrowy blask. Makijażyści często stosują trik utrwalający: najpierw aplikują róż w kremie, a następnie utrwalają go produktem w tym samym odcieniu ale w kamieniu. Aby wysmuklić twarz, sięgnij po sypki bronzer. Usta jak marzenie Usta obrysowujemy i wypełniamy konturówką, która przedłuży trwałość pomadki i zapobiegnie jej rozmazywaniu. Następnie malujemy usta pomadką – najtrwalsze są matowe o zastygającej formule. Pamiętajmy tylko, że pomadkę nakładamy na gładkie, nie spierzchnięte wargi. Finalne utrwalenie Utrwalacz w sprayu – działa jak lakier do włosów i zapewni makijażowi odporność na wilgoć i rozmazanie. Gdyby jednak zdarzyło nam się spocić, to pamiętajmy, że nie dokładamy kosmetyków na spoconą skórę, tylko użyjmy bibułek matujących, które usuną pot i nie naruszą makijażu. Wybór optymalnej metody utrwalania makijażu jest indywidualny. To, co sprawdza się u innych, może nie pasować naszej skórze, dlatego warto przetestować różne kosmetyki i metody utrwalania, aby znaleźć najlepszą opcję dla siebie. Aleksandra Koronna   Czytaj dalej

Blaski i cienie życia na emigracji...

Donald Edward Pienkos, emerytowany profesor Nauk Politycznych Uniwersytetu Wisconsin w Milwaukee. Jest polsko-amerykańskim historykiem specjalizującym się w naukach politycznych i historii środowiska polsko-amerykańskiego w USA.  Odznaczony został Krzyżem Oficerskim Zasługi przez Prezydenta RP w listopadzie 2010 roku. Został wybrany Honorowym Marszałkiem Parady Dnia Konstytucji 3 Maja w Chicago.  Urodził się Pan podczas II wojny światowej w polskiej rodzinie w Chicago. Jaki wpływ na Pana życie wywarło polskie pochodzenie? Urodziłem się w 1944 roku. Moi dziadkowie przybyli do Stanów Zjednoczonych z galicyjskich wiosek, które znajdowały się w monarchii austro-węgierskiej jeszcze przed I wojna światowa i osiedlili się w Chicago. Byli częścią tej wielkiej „fali” emigracji (1890-1914) z Polski podzielonej w rozbiorach. Wspólnie układali życie dla siebie i swoich dzieci, tworzyli pierwsze wielkie instytucje amerykańskiej Polonii, setki kościołów i parafii, wspaniale braterskie stowarzyszenia, a także polskojęzyczne pisma drukowane.   Moi dziadkowie, Józef Świerczek i Ewa Michalczewska pochodzili z regionu Tarnowa, ze wsi  Podlesie Dębowa i Gorzyce, pobrali się w Chicago w 1914 r. Moja mama, Stefania (Stella, 1918-2001) była druga z pięciorga dzieci. Moj dziadek, pracował w wielkiej fabryce dźwigów.  Należeli do parafii św. Pankracego. Dziadkowie ze strony ojca, Walenty Pienkos, kowal w Przybyszówce w okolicy Rzeszowa i Franciszka Surman, z Woli Ocieka koło Dębicy, pobrali się w 1914 w Chicago i też mieli pięcioro dzieci. Moj tata, Edward (1920-1999) był ich drugim dzieckiem. Początkowo mieszkali na północnej stronie miasta, po czym przenieśli się w okolice kościoła św. Jacka. Dziadek Walenty przybył do USA w 1912, by uniknąć poboru do armii austriackiej, gdyż zanosiło się na wojnę z Rosja, a kowale byli powoływani w pierwszej kolejności.  W 1958 roku odwiedził rodzinę w Polsce.  Stosunki z rodziną ożyły znacznie, w 1968, kiedy ja z żona studiowaliśmy w Polsce. Mamy kontakt do dzisiaj.  Dwóch moich braci, Edward i Marek oraz ja, wychowaliśmy się w dużej rodzinie, której spotkania rodzinne liczyły ponad pięćdziesiąt osób. W większości porozumiewaliśmy się w języku polskim. Było polskie, pyszne jedzenie, słodycze i tradycyjnie dominowała polka. Uwielbiałem muzykę „Małego Władzia – Lil’ Wally”, dlatego też nauczyłem się grać na akordeonie. Byliśmy otoczeni polskością, z czego wówczas nie zdawaliśmy sobie sprawy, to było naturalne. Nie mieszkaliśmy jednak w typowo polskiej dzielnicy, aczkolwiek miałem w szkole kolegów polskiego pochodzenia. W tamtych czasach, lata 40 i 50, w rodzinie nie mówiło się wiele o Polsce, nie uczyliśmy się o Polsce w szkole. Krótko mówiąc czasy, w jakich dorastałem zaznaczały się tym, że my byliśmy już „trzecią generacją emigrantów” i wszyscy byli jednakowi - Polacy i nie-Polacy. Byliśmy całkowicie zintegrowani z „głównym nurtem amerykańskiego życia”. Było to dla nas dobre, bo pozwoliło nam osiągnąć wiele i odnieść sukcesy zawodowe.  Studiował Pan w Polsce? Jaka była Pana percepcja kraju rodzinnego Pana dziadków? W październiku 1964 roku poznałem moją przyszłą żonę, Angele Mischke, która ukończyła historię Polski i Rosji. Pobraliśmy się w 1967 roku tuż przed wyjazdem do Polski na roczne studia. Pobyt w Polsce to wspaniale doświadczenie. Zajmowaliśmy się badaniami naukowymi, ale także podróżowaliśmy przez Polskę. Byliśmy też w Rosji, widzieliśmy Mur Berliński, poznaliśmy wspaniałych ludzi i nawiązaliśmy trwale przyjaźnie. To była moja pierwsza wizyta do Polski, a potem odbyliśmy ich jeszcze piętnaście.  Czy Pana rodzina była zaangażowana w działalność polonijna?  W 1970 roku zostałem członkiem Związku Narodowego Polskiego, braterskiej firmy ubezpieczeniowej. Cała moja rodzina ma członkostwo w ZNP. W 1978 roku poznałem Alojzego Mazewskiego, prezesa ZNP i Kongresu Polsko-Amerykańskiego. Był to wspaniały człowiek i wyjątkowy lider polonijny. Poprosił mnie o napisanie historii ZNP w związku z nadchodzącą 100. rocznica istnienia organizacji, w 1980 roku. Książkę ukończyłem w 1984 roku. Była to pierwsza praca naukowa w języku angielskim na temat jednej z głównych polonijnych organizacji. Praca została nagrodzona państwową nagroda. Prezes Mazewski zachęcił mnie także do kandydowania na pozycje w zarządzie ZNP i do napisania historii Kongresu Polonii Amerykańskiej. Zostałem wybrany do zarządu Związku w 1987 roku i pełniłem funkcję przez osiem lat. Napisałem także historię innej organizacji polonijnej - Sokolstwo Polskie w Ameryce. W 1995 roku wraz z małżonką rozpocząłem pisać pracę o historii Związku Polek w Ameryce, dziś niestety nieistniejącej organizacji. Wszystkie te organizacje były wspaniałe i miały na celu polepszanie sytuacji Polski i Polonii. Uważam, że każdy kto jest polskiego pochodzenia powinien należeć do którejś z polonijnych organizacji.  Dlaczego został Pan historykiem?  Kiedy rozpocząłem naukę w niższym Seminarium Quigley, szkole średniej pod patronatem Archidiecezji Chicagowskiej, zacząłem być świadomy swojej etniczności. W tej ogromnej szkole było 1200 uczniów. To to mój nauczyciel angielskiego polecił mi przeczytać „Ogniem i mieczem” Henryka Sienkiewicza. Choć nie miałem pojęcia ani o powieści, ani o jej autorze, byłem urzeczony tą lekturą i natychmiast sięgnąłem po pozostałe części Trylogii, które były jeszcze bardziej fascynujące. W trzeciej klasie wraz z kolegami polskiego pochodzenia zostaliśmy umieszczeni w jednej klasie i uczyliśmy się języka polskiego pod kierunkiem księdza Tadeusza Jakubowskiego, późniejszego biskupa Archidiecezji Chicagowskiej.   Później, w 1964 roku rozpocząłem studia na Uniwersytecie Wisconsin w Madison i studiowałem Historie Związku Sowieckiego i Wschodniej Europy. Prace magisterską napisałem na temat niepowodzenia kolektywizacji rolnictwa w Polsce - rządzonej przez komunistów, do której używałem materiałów w języku polskim. Pod okiem profesora Edmunda Zawackiego z Wydziału Języków Słowiańskich nie tylko pogłębiłem znajomość języka polskiego, ale także otrzymałem stypendium Fundacji Kościuszkowskiej do zrobienia badań do pracy doktorskiej w Polsce, która robiłem pod kierunkiem wspaniałego naukowca prof. Johna Armstronga.   Dzięki wsparciu prof. Armstronga otrzymałem pozycję wykładowcy na Uniwersytecie Wisconsin w Milwaukee w 1969 roku, gdzie pracowałem do 2013 roku. Był Pan zaangażowany w Kongresie Polsko-Amerykańskim, a poprzez to odegrał Pan ważną role we wstąpieniu Polski do NATO. Po śmierci prezesa Mazewskiego, w 1988 roku, jego następcą został prezes Moskal. Pod jego dyrekcją aktywnie działałem nad wejściem Polski do NATO. Było to bardzo ważne dla Polski po 1989 roku, wolnej już od komunistów. Dzisiaj Polska nie tylko dobrze funkcjonuje, ale także ma zapewnione bezpieczeństwo przez NATO i przynależność do Unii Europejskiej. A tak nawiasem mówiąc, jestem jedynym autorem, którego prace oddały kredyt Polonii Amerykańskiej i Kongresowi Polonii Amerykańskiej za jego wkład w wejście Polski do NATO. Aż trudno w to uwierzyć!  Przez wszystkie lata pracy na uniwersytecie uczyłem o Rosji, Polsce, Wschodniej Europie i Polonii Amerykańskiej. Byłem dumny z tego, że byliśmy w stanie otworzyć Wydziały Studiów Rosyjskich, Europy Wschodniej i Polski, a także organizowaliśmy wyjazdy dla studentów do Polski i Rosji. Jestem także zaangażowany w dwóch naukowych organizacjach dedykowanych studiom o Polsce: Polski Instytut Naukowy w Ameryce i Polsko-Amerykańskie Stowarzyszenie Historyczne oraz wspieram prace Fundacji Kościuszkowskiej w Nowym Yorku.  Moje zaangażowanie w propagowaniu dziedzictwa polskiego jest zakorzenione w wielu rzeczach – pochodzeniu mojej rodziny, mojemu życiu z ukochaną żoną Angelą, mojej nauce w szkole średniej i na studiach, czasowi spędzonemu w Polsce oraz zaangażowaniu w organizacjach polonijnych i naukowych.  Jak wyglądała Polonia w latach 40, 50, 60? Od lat 50-tych znaczenie Polonii – osób, które miały polskie pochodzenie, ulegało zasadniczym zmianom. Prze rokiem 1950 słowo „Polonia” zasadniczo znaczyło „emigranci i ich urodzone w Ameryce dzieci,” w większości emigranci pierwszej generacji to ci, którzy przybywali do Ameryki na początku XX. wieku. Byli oni zatrudnieni w fabrykach i w przedsiębiorstwach miejskich, relatywnie mało pracowało się na roli. Niewielu miało ukończoną szkole średnią. Większość zamieszkiwała dzielnice zaludnione przez Polaków w Chicago, Detroit, Milwaukee, Nowym Yorku, czy Buffalo. Język polski był ważnym faktorem zarówno wśród społeczności, jak i w wielu organizacjach i blisko w 1000 kościołach oraz parafiach, a także w publikacjach. Polacy głównie popierali partię demokratyczna i jej ruch robotniczy. W latach 60-tych Polonia ulega zasadniczej zmianie. Coraz więcej młodych Polonusów kształciło się na wyższych uczelniach, a także podejmowało prace w lepiej wykwalifikowanych zawodach: nauczycieli, służby społecznej, policjantów, strażaków, a także zajmowali kierownicze stanowiska. Widać było coraz więcej osób polskiego pochodzenia w życiu politycznym Ameryki. W 1959 i 1960 czterech Polaków zostało kongresmanami. To był Edward Derwiński, John Kluczyński, Roman Puciński i Dan Rostenkowski. W 1968 Senator Edmund Muskie z Maine był nominowany na wiceprezydenta. Prof. Zbigniew Brzeziński miał ogromne wpływy w Washingtonie, będąc doradcą politycznym prezydenta. Wtedy także wzrosło uprzedzenie antypolskie, ku zaskoczeniu społeczności polskiego pochodzenia, która uważała się za jednakowo dobrych, tak jak Amerykanie.  Polonusi wyprowadzają się więc z typowo polskich dzielnic, opuszczają polskie kościoły, a także organizacje. Był to także początek końca języka polskiego wśród tzw. Starej Polonii.  Oczywiście Polacy przybywali nadal do Ameryki. Największe fale przypadły na lata 80, niektórzy wstępowali do organizacji polonijnych.  Aktualnie szacuje się, że w USA mieszka 10 milionów Amerykanów polskiego pochodzenia, z czego zaledwie 4% urodziło się w Polsce. Znajomość języka polskiego słabnie, a małżeństwa międzyetniczne są bardzo popularne. Być może milion Amerykanów polskiego pochodzenia ma solidne więzi z Polska poprzez język, czy rodzinę w Polsce. Praktycznie wszyscy są ścisłe zintegrowani w życiu amerykańskim. Krótko mówiąc reprezentują historie wielkiego amerykańskiego sukcesu. Politycznie Polonusi, którzy jeszcze w 1960 roku głosowali na demokratów (80% do 20% na Johna Kennedy’ego), dzisiaj są równo podzieleni pomiędzy dwie partie demokratów i republikanów. Częściowo dzięki identyfikowaniu się z religią katolicką i spadkiem przynależności do związków zawodowych.  Dzisiaj wyzwaniem dla polonijnych organizacji jest znalezienie programów, które dotarłyby do Polonii, by zainteresować je związkiem z nimi poprzez uznanie dla dziedzictwa, wspomnień rodzinnych, przyjemność z polskiego jedzenia, a także związku z kościołem. Przykładami takich działań jest Polski Festiwal w Milwaukee, w którym uczestniczy na przestrzeni trzech dni ponad 40,000 ludzi czy Parada Dnia Konstytucji 3 Maja w Chicago – cóż za wspaniale wydarzenie! Innym świetnym sposobem jest promowanie podroży do Polski, kraju naszych przodków. Zobaczyć to uwierzyć! Polska jest piękna, a jej obywatele tacy przyjaźni.  Tu jest świetne miejsce do działania dla władz polskich. Do tej pory organizacje polonijne fantastycznie prezentowały sprawę polską wśród Amerykanów. Teraz kolej na Polskę, by przejęła tę rolę.  Musze wspomnieć, że w 2001 roku byłem zaangażowany w sprowadzenie wystawy "Leonardo da Vinci and the Splendor of Poland" do Milwaukee, Huston i San Francisco. Obejrzało ją ponad 400,000 osób. My, naukowcy, możemy prowadzić wykłady o kulturze, ale większe znaczenie odegrałyby wydarzenia takie jak ta wystawa, które przyciągnęłyby wielu widzów z różnych środowisk. A więc, Polsko, teraz Twoja kolej! Pana książka “For Your Freedom Through Ours: Polish American Efforts on Poland's Behalf 1863-1991” (1991) to historia zorganizowanego wysiłku Amerykanów polskiego pochodzenia i ich aspiracje do niepodległości politycznej Polaków.  Jak to się stało, że zainteresował Pana ten temat? Skąd czerpał Pan materiały? Zajęło mi trzy lata, by napisać historię Kongresu Polsko-Amerykańskiego. Ucieszyłem się bardzo, że ukończyłem ją właśnie, gdy rozpadł się Związek Radziecki. Był to rezultat wysiłków Polaków: Jana Pawła II, ruchu Solidarności, a także Polonii. Szczęśliwie miałem ogrom materiałów, a także wywiadów ze wspaniałymi ludźmi, co ułatwiło moją pracę. Ale wiesz co? Ta historia jest ignorowana i niedoceniona przez wielu Amerykanów polskiego pochodzenia, przez wielu Amerykanów i zbyt wielu amerykańskich naukowców. Oprócz mojej publikacji, nie istnieje żadna inna na temat roli i znaczenia Kongresu Polsko-Amerykańskiego i Polonii w nie siłowym wyzwoleniu Polski spod jarzma Sowietów.  To okropne, że te fakty historyczne i troska Polonii o losy Polski jest nieznana i lekceważona. To bardzo przykre! W tym roku otrzymał Pan tytuł Honorowego Marszałka Parady Dnia Konstytucji 3 Maja w Chicago, największej parady polskiej. Jak Pan odebrał te nominacje? Co czuł Pan podczas tej uroczystości? Będąc Honorowym Marszałkiem tegorocznej Parady Dania Konstytucji 3 Maja było wspaniałym przeżyciem i doświadczeniem. Sama parada była tak okazała, że zapierało dech obserwując wszystkie grupy maszerujące przed trybuną. Tylu uczestników, tylu obserwujących! Biel i czerwień w całym mieście. To był dla mnie ogromny honor, być wyróżnionym obok Wielkiego Marszalka, Jego Ekscelencji Biskupa Andrzeja Wypycha, Profesora Zbigniewa Kruszewskiego oraz wszystkich innych wspaniałych osób. Na zakończenie, co chciałby Pan powiedzieć czytelnikom kwartalnika “mojaWieś mojeMiasto”?  W 2012 roku celebrowaliśmy z naszymi krewnymi podczas dwudniowych obchodów setną rocznice emigracji naszego dziadka Walentego z Polski do Ameryki. Udział w tym wydarzeniu wzięło 18 członków naszej rodziny z USA i 70 osób z Polski. Nasz obiad w Rzeszowie trwał 9 godzin. Obejrzeliśmy wspólnie film o naszej rodzinie. Teraz jest na YouTube, polecam. Następnego dnia mieliśmy specjalną mszę świętą w pięknym kościele św. Mikołaja w Przybyszówce, która była celebrowana przez 4 księży. Jesteśmy takimi szczęśliwcami, że mamy ścisłe więzy rodzinne w Polsce.  Wywiad i tłumaczenie  Lucja Mirowska-Kopec   Czytaj dalej

Trwa przekierowywanie...

Trwa przetwarzanie ...

Twój kłos został poprawnie oddany!

Twój kłos został usunięty!

Wystąpił błąd podczas kłosowania. Twój kłos nie został oddany!

Plik jest zbyt duży, dozwolona wielkośc to max 10MB.

Aktualnie trwa modernizacja sklepu.
Zapraszamy już wkrótce!

Korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies użytkownik może kontrolować za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Dalsze korzystanie z naszego serwisu internetowego, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje stosowanie plików cookies.

Zamknij