Nasze Sukcesy

1 4
Kłosuj Komentuj Ulubione

Jubileusz 80 – lecia KGW w Krzemienicy

               18 października 2014 roku w Krzemienicy odbył się Jubileusz 80 – lecia Koła Gospodyń Wiejskich w Krzemienicy. Uroczystość zgromadziła wszystkie członkinie koła, w tym najradośniej witane Seniorki oraz władze samorządowe. Obecny był Wójt Gminy Czarna pan Edward Do-brzański z żoną Anną, sekretarz gminy pani Ewa Panek oraz dyrektor Gminnego Ośrodka Kultu-ry i Rekreacji w Czarnej pani Małgorzata Wisz, sołtys Krzemienicy pan Zenon Buk oraz nasi rad-ni w gminie oraz w powiecie. Były przedstawicielki wojewódzkich i powiatowych władz KGW, prezesi organizacji rolniczych oraz reprezentantki KGW z całego powiatu łańcuckiego.
Koło Gospodyń Wiejskich w Krzemienicy wesoło witało przybyłych Gości piosenką, spe-cjalnie na tę okazję napisaną przez Józefa Pelca i wykonaną przy jego akompaniamencie przez ze-spół śpiewających członkiń koła. Przybyłych przywitała przewodnicząca Krystyna Guzek, po czym oddano głos Zdzisławie Liebchen, która zaprosiła zebranych w historyczną podróż, dzięki prezentacji multimedialnej, w której wykorzystała archiwalne zdjęcia od czasów zaborów, okresu międzywojennego aż do dnia dzisiejszego. Prezentacja, a w tym zamieszczone zdjęcia, zwróciły uwagę, na fakt, iż impulsem pracy społecznej krzemienieckich kobiet, była aktywność mężczyzn, którym wiernie towarzyszyły w codziennym i społecznym wymiarze życia. Założenie Kółka Rolni-czego w 1889 roku otworzyło drogę do powstania kobiecej organizacji w 1934 roku. 
Kobiety w okresie międzywojennym wyjeżdżają do Szkoły Gospodarstwa w Wieliczce, by uczyć się prowadzenia domu, gospodarstwa, szydełkowania, szycia, gotowania. Wśród nich są Ma-ria Bieniasz i Maria Baran. Biorą udział w działalności gospodarczej Kółka Rolniczego. 21 kwietnia 1934 roku na zebranie kółka mężczyźni zaprosili krzemienieckie kobiety i instruktorkę z Albigowej, by założyć tutaj kobiecą organizację. Przewodniczącą została Aniela z Barnatów Baranowa. Od tego momentu rozpoczyna się oficjalna działalność KGW i to ta data wyznaczyła Jubileusz 80 le-cia.
Przez wszystkie lata działalność KGW, uwarunkowana politycznie, miała charakter kultural-ny i społeczny, podejmowano działania charytatywne, edukacyjne z zakresu prowadzenia gospodar-stwa domowego. Po zawierusze II wojny światowej, nim do lokalnej świadomości dotarła idea ko-munistycznych dyrektyw, koło początkowo bardzo prężnie działało pod kierunkiem Zofii Kuźnia-rowej. Niestety odżegnywanie władz PRL od tradycji i myśli politycznej II Rzeczpospolitej prze-rwało oficjalną działalność KGW w Krzemienicy. Dopiero rok 1958, związany z obchodami 600-lecia istnienia Krzemienicy, był czasem kolejnego zrywu, który poruszył ogromne pokłady aktywno-ści mieszkańców Krzemienicy. Wówczas podjęto wiele inicjatyw społecznych, gospodarczych i kul-turalnych, a na prośbę Antoniego Frączka przyjechała do Krzemienicy pani Maria Lorenc, która w jego domu, w obecności kilkunastu kobiet reaktywowała Organizację, powierzając funkcję prezeski KGW w Krzemienicy - pani Jadwidze Frączek. Ta data w czasie komunistycznego ustroju wyzna-czała kolejne jubileusze KGW w Krzemienicy. My jednak swoimi obchodami zaznaczamy łączność krzemienickiej kobiety – członkini koła - z tradycjami przedwojennymi, stąd obchodzony Jubileusz 80 – lecia organizacji. Wszystkie lata pracy społecznej, były ostoją kultywowania tradycji, pielę-gnowania więzi rodzinnych oraz podtrzymywania życia religijnego w społeczności. Stąd też częsty wkład członkiń w przygotowania wielu uroczystości i imprez innych organizacji, organizowanie wieńców dożynkowych, a przede wszystkim włączanie się w wydarzenia religijne. 
Wszystkie wystąpienia podkreślały ewolucję życia społecznego Krzemienicy, jednak naj-mocniej niezmienność pragnień i działań organizacji, które dążyły do umacniania więzi rodzinnych, do kultywowania tradycji, zwyczajów i obrzędów które są naszymi, mocnymi korzeniami oraz do nauki szacunku i miłości wobec ziemi ojczystej, Polski.
Łączność z tradycją podkreślały stroje ludowe, w które ubrany był występujący zespół wo-kalny, swoim śpiewem ubarwiający prezentację. Ten strój przez wszystkie lata towarzyszy wystę-pom kobiet KGW na scenie, podczas dożynek czy na różnych konkursach, w których członkinie biorą udział. Na scenie wystąpiła też trupa aktorów działająca od lat przy KGW w Krzemienicy oraz pani Zofia Sierżęga z okolicznościowym wierszem, który humorystycznie i wiernie oddał pracę członkiń koła w obecnych czasach.
Uroczystości uświetniła pięknym śpiewem uczennica Nikola Kramarz przy akompaniamen-cie dyrektora szkoły pana Jacka Lalickiego. Wystąpił też muzyczny zespół „Pętelki”, który swoje pierwsze sceniczne kroki stawiał wiele lat temu przy wsparciu KGW w Krzemienicy.
Jubileusz był okazją do odznaczeń za ciężką pracę rolnika na ziemi, a także za zaangażowa-nie społeczne wielu kobiet. Członkinie KGW w Krzemienicy: Zofia Sierżęga, Janina Krauz i Hele-na Wełnic otrzymały Order Serca Matki Wsi, które wręczyła przewodnicząca Wojewódzkiej Rady KGW - pani Janina Kuźniar w obecności prezesa Wojewódzkiego Związku Rolników, Kółek i Or-ganizacji Rolniczych w Rzeszowie pana Mieczysława Bochenka.
Odznakę Zasłużony dla Kółek Rolniczych z rąk w-ce prezesa WZR oraz KiOR 
pani Stefanii Michałek i wójta gminy Czarna pana Edwarda Dobrzańskiego otrzymały: Helena Kon-tek, Anna Nowak i Maria Pondel.
Odznaki im. Św. Izydora Oracza z rąk prezesa Podkarpackiej Izby Rolniczej w Boguchwa-le pana Stanisława Bartmana i gospodarza gminy pana Edwarda Dobrzańskiego otrzymali: Zofia Welc, Barbara Walawender oraz Bożena Cwynar, Wojciech Szubart, Jan Buk i Janusz Cisek.
Odznaczono panie, które w przeszłości pełniły funkcję przewodniczącej KGW w Krzemieni-cy. Są to: Helena Kruczek, Maria Szczęch, Alicja Gwizdak, Anna Drabicka, Elżbieta Paczo-cha, Maria Brodziak i Zofia Cisek. Odznaczono też obecną przewodniczącą koła Krystynę Gu-zek doceniając jej pracę. Dla nas najcenniejsza jest jej osobowość pełna dobra, tworząca miłą atmos-ferę, potrzebną do wzajemnej współpracy. Wyróżniono też Teresę Dziedzic za bardzo szczegółowe i rzetelne dokumentowanie w kronikach działalności społecznej KGW w Krzemienicy.
         Jubileusz był okazją składania życzeń od wszystkich lokalnych organizacji społecznych, władz, radnych oraz od przedstawicielek KGW z całego powiatu łańcuckiego. Płynęły życzenia przepełnione ciepłem i życzliwością. 
Dziękujemy za możliwość dzielenia się dobrem, radością i zgromadzonym dorobkiem.

Autor: Zdzisława Liebchen

Krzysztof S. z Koło Gospodyń Wiejskich w Krzemienicy-"Krzemieniczanki"

Udostępnij na facebook!

Dariusz T. z KGW Wiadrów - Koło Gospodyń Wiejskich w Wiadrowie

Piękny Jubileusz ;)

0

1 sie 2016, 16:42:58

Przeczytaj również wszystkie artykuły z kategorii >

Dołubowo na Ludowo

W niedzielę 27 lipca 2025 r. przy świetlicy wiejskiej w Dołubowie odbył się piknik pod Hasłem "Dołubowo na ludowo" zorganizowany przez Stowarzyszenie Gospodyń Wiejskich w Dołubowie i współfinansowany przez Starostwo Powiatowe w Siemiatyczach. Celem imprezy była integracja lokalnej społeczności oraz promocja kultury ludowej i kuchni regionalnej. Tradycje kulinarne zaprezentowały panie z Koła Gospodyń Wiejskich w Chojewie, które przygotowały degustację pierogów, gołąbków, bigosu i innych smakołyków. Członkinie SGW w Dołubowie częstowały gości zagubami i babką ziemniaczaną. Kulturalną stronę wydarzenia uświetniły występy zespołów ludowych Polne Maki z Dołubowa, Wrzosy z Wilanowa i Zespołu Wokalno-Recytatorskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku z Siemiatycz. Nowoczesnego brzmienia dodał występ Zespołu The Rebels z Zespołu szkół Ogólnokształcących w Ciechanowcu. Nie lada atrakcją był występ taneczny dzieci przedszkolnych z grupy Pszczółki ze szkoły im. Jana Pawła II w Dziadkowicach. Pokaz jazdy konnej w wykonaniu Szwadronu Kawalerii Ochotniczej z Siemiatycz zachwycił wszystkich uczestników wydarzenia i przybliżył historyczne tradycje wojska polskiego. Po pokazie można było pod kierunkiem Kawalerzysty dosiąść rumaka i poczuć się jak prawdziwy jeździec. Dla kochających motoryzację zaproponowaliśmy jazdę quadem. Można też było wsiąść do policyjnego radiowozu i obejrzeć motocykle Stowarzyszenia Motocyklistów Goodboys z Bielska Podlaskiego. Atrakcjami adresowanymi do dzieci były: dmuchana zjeżdżalnia, booble futbol, loteria fantowa, plac zabaw przy świetlicy oraz goście specjalni – postacie z popularnych kreskówek. Nie zabrakło również smakołyków, takich jak wata cukrowa, lody, gofry, napoje. Na starszych uczestników czekały występy zespołów disco polo. Grali nam: Cassel, Zespół Fest & DJ Niunio, Mirage & Yoko oraz zaprzyjaźniony i niezawodny Megas. I chociaż pogoda nas nie rozpieszczała, wszyscy mieliśmy wspaniałe humory i dużo słońca na twarzach. Czytaj dalej

Makijaż, który przetrwa całą noc? Jak to robią najlepsi

Zastanawiasz się, jak to możliwe, że gwiazdy wyglądają nieskazitelnie przez całą noc – od pierwszego kroku na czerwonym dywanie aż po blady świt? Za ich perfekcyjnym wyglądem stoją profesjonalni makijażyści, którzy wiedzą, jak uzyskać efekt idealnej cery, zmysłowych ust czy magnetycznego spojrzenia. Chcesz, aby Twój makijaż przetrwał cały dzień lub intensywną noc? Sekret tkwi nie tylko w doborze odpowiednich, trwałych i wodoodpornych kosmetykach, ale także w kolejności i sposobie ich nakładania. Sprawdźmy zatem, jak makijaż wykonują profesjonaliści. Perfekcyjny początek Dzień wcześniej warto wykonać delikatny peeling lub nałożyć maseczkę nawilżającą, która pomoże uzyskać jedwabistą gładkość skóry, niezbędną pod perfekcyjny makijaż. Stosujmy wyłącznie kosmetyki, które znamy i wiemy, jaki efekt końcowy możemy uzyskać. W dniu wykonania makijażu dokładnie oczyszczamy twarz, aplikujemy sprawdzony krem i czekamy kwadrans, aż całkowicie się wchłonie. Tajemnica tkwi w cienkich warstwach Teraz nakładamy cieniutką warstwę bazy pod podkład, dopasowanej do skóry – silikonową dla wygładzenia, rozświetlającą dla blasku lub neutralizującą na zaczerwienienia. Bazę nanosimy gąbeczką, wklepując ją w skórę i omijając powieki. Następnie nakładamy korektor na wszelkie niedoskonałości, również cienką warstwą. Aplikacja wszystkich kosmetyków cieniuteńkimi warstwami to jeden z największych sekretów trwałego makijażu. Niektórzy makijażyści zalecają, aby teraz przejść do wykonania makijażu oka, ponieważ osypujące się cienie czy odbicia tuszu do rzęs łatwo usuniemy na tym etapie wacikiem, nie ścierając podkładu czy pudru. Według innych, to idealny czas na puder! Wciskamy zatem dokładnie w skórę (na bazę i korektor) transparentny sypki puder, puszkiem lub gąbeczką, jakby stemplując – to w efekcie zwiększy trwałość podkładu. Po kilku minutach nanosimy pędzlem do makijażu lub wilgotną gąbeczką cienką warstwę podkładu, wklepując go w skórę, a na cienie pod oczami nakładamy korektor w płynie. Teraz pora na trik, który zachwyca w Hollywood. „Baking” – czyli pieczenie Na podkład nakładamy sypki transparentny puder, gąbeczką, jakby wtłaczając go w skórę. Szczególnie grubą warstwę pudru nakładamy pod oczami, aż do linii nosa. Teraz czekamy 10-20 minut, aż puder się wchłonie i jakby „zapiecze”, scalając wszystkie warstwy. Czas na kolor Na powiekę nanosimy cieniutko specjalną bazę pod cienie, czekamy, aż się wchłonie, a następnie nakładamy wybrany cień, delikatnie wcierając go w skórę. Po nałożeniu cienia wszelkie osypane drobinki zmiatamy pędzlem razem z nadmiarem pudru. Aby dodać głębi spojrzeniu, warto dokleić sztuczne rzęsy lub użyć wodoodpornego tuszu. Nie zapominajmy o brwiach – ich ubytki uzupełniamy kredką i utrwalamy kształt żelem do brwi. Róż na policzkach ożywi cerę, nadając jej zdrowy blask. Makijażyści często stosują trik utrwalający: najpierw aplikują róż w kremie, a następnie utrwalają go produktem w tym samym odcieniu ale w kamieniu. Aby wysmuklić twarz, sięgnij po sypki bronzer. Usta jak marzenie Usta obrysowujemy i wypełniamy konturówką, która przedłuży trwałość pomadki i zapobiegnie jej rozmazywaniu. Następnie malujemy usta pomadką – najtrwalsze są matowe o zastygającej formule. Pamiętajmy tylko, że pomadkę nakładamy na gładkie, nie spierzchnięte wargi. Finalne utrwalenie Utrwalacz w sprayu – działa jak lakier do włosów i zapewni makijażowi odporność na wilgoć i rozmazanie. Gdyby jednak zdarzyło nam się spocić, to pamiętajmy, że nie dokładamy kosmetyków na spoconą skórę, tylko użyjmy bibułek matujących, które usuną pot i nie naruszą makijażu. Wybór optymalnej metody utrwalania makijażu jest indywidualny. To, co sprawdza się u innych, może nie pasować naszej skórze, dlatego warto przetestować różne kosmetyki i metody utrwalania, aby znaleźć najlepszą opcję dla siebie. Aleksandra Koronna   Czytaj dalej

Blaski i cienie życia na emigracji...

Donald Edward Pienkos, emerytowany profesor Nauk Politycznych Uniwersytetu Wisconsin w Milwaukee. Jest polsko-amerykańskim historykiem specjalizującym się w naukach politycznych i historii środowiska polsko-amerykańskiego w USA.  Odznaczony został Krzyżem Oficerskim Zasługi przez Prezydenta RP w listopadzie 2010 roku. Został wybrany Honorowym Marszałkiem Parady Dnia Konstytucji 3 Maja w Chicago.  Urodził się Pan podczas II wojny światowej w polskiej rodzinie w Chicago. Jaki wpływ na Pana życie wywarło polskie pochodzenie? Urodziłem się w 1944 roku. Moi dziadkowie przybyli do Stanów Zjednoczonych z galicyjskich wiosek, które znajdowały się w monarchii austro-węgierskiej jeszcze przed I wojna światowa i osiedlili się w Chicago. Byli częścią tej wielkiej „fali” emigracji (1890-1914) z Polski podzielonej w rozbiorach. Wspólnie układali życie dla siebie i swoich dzieci, tworzyli pierwsze wielkie instytucje amerykańskiej Polonii, setki kościołów i parafii, wspaniale braterskie stowarzyszenia, a także polskojęzyczne pisma drukowane.   Moi dziadkowie, Józef Świerczek i Ewa Michalczewska pochodzili z regionu Tarnowa, ze wsi  Podlesie Dębowa i Gorzyce, pobrali się w Chicago w 1914 r. Moja mama, Stefania (Stella, 1918-2001) była druga z pięciorga dzieci. Moj dziadek, pracował w wielkiej fabryce dźwigów.  Należeli do parafii św. Pankracego. Dziadkowie ze strony ojca, Walenty Pienkos, kowal w Przybyszówce w okolicy Rzeszowa i Franciszka Surman, z Woli Ocieka koło Dębicy, pobrali się w 1914 w Chicago i też mieli pięcioro dzieci. Moj tata, Edward (1920-1999) był ich drugim dzieckiem. Początkowo mieszkali na północnej stronie miasta, po czym przenieśli się w okolice kościoła św. Jacka. Dziadek Walenty przybył do USA w 1912, by uniknąć poboru do armii austriackiej, gdyż zanosiło się na wojnę z Rosja, a kowale byli powoływani w pierwszej kolejności.  W 1958 roku odwiedził rodzinę w Polsce.  Stosunki z rodziną ożyły znacznie, w 1968, kiedy ja z żona studiowaliśmy w Polsce. Mamy kontakt do dzisiaj.  Dwóch moich braci, Edward i Marek oraz ja, wychowaliśmy się w dużej rodzinie, której spotkania rodzinne liczyły ponad pięćdziesiąt osób. W większości porozumiewaliśmy się w języku polskim. Było polskie, pyszne jedzenie, słodycze i tradycyjnie dominowała polka. Uwielbiałem muzykę „Małego Władzia – Lil’ Wally”, dlatego też nauczyłem się grać na akordeonie. Byliśmy otoczeni polskością, z czego wówczas nie zdawaliśmy sobie sprawy, to było naturalne. Nie mieszkaliśmy jednak w typowo polskiej dzielnicy, aczkolwiek miałem w szkole kolegów polskiego pochodzenia. W tamtych czasach, lata 40 i 50, w rodzinie nie mówiło się wiele o Polsce, nie uczyliśmy się o Polsce w szkole. Krótko mówiąc czasy, w jakich dorastałem zaznaczały się tym, że my byliśmy już „trzecią generacją emigrantów” i wszyscy byli jednakowi - Polacy i nie-Polacy. Byliśmy całkowicie zintegrowani z „głównym nurtem amerykańskiego życia”. Było to dla nas dobre, bo pozwoliło nam osiągnąć wiele i odnieść sukcesy zawodowe.  Studiował Pan w Polsce? Jaka była Pana percepcja kraju rodzinnego Pana dziadków? W październiku 1964 roku poznałem moją przyszłą żonę, Angele Mischke, która ukończyła historię Polski i Rosji. Pobraliśmy się w 1967 roku tuż przed wyjazdem do Polski na roczne studia. Pobyt w Polsce to wspaniale doświadczenie. Zajmowaliśmy się badaniami naukowymi, ale także podróżowaliśmy przez Polskę. Byliśmy też w Rosji, widzieliśmy Mur Berliński, poznaliśmy wspaniałych ludzi i nawiązaliśmy trwale przyjaźnie. To była moja pierwsza wizyta do Polski, a potem odbyliśmy ich jeszcze piętnaście.  Czy Pana rodzina była zaangażowana w działalność polonijna?  W 1970 roku zostałem członkiem Związku Narodowego Polskiego, braterskiej firmy ubezpieczeniowej. Cała moja rodzina ma członkostwo w ZNP. W 1978 roku poznałem Alojzego Mazewskiego, prezesa ZNP i Kongresu Polsko-Amerykańskiego. Był to wspaniały człowiek i wyjątkowy lider polonijny. Poprosił mnie o napisanie historii ZNP w związku z nadchodzącą 100. rocznica istnienia organizacji, w 1980 roku. Książkę ukończyłem w 1984 roku. Była to pierwsza praca naukowa w języku angielskim na temat jednej z głównych polonijnych organizacji. Praca została nagrodzona państwową nagroda. Prezes Mazewski zachęcił mnie także do kandydowania na pozycje w zarządzie ZNP i do napisania historii Kongresu Polonii Amerykańskiej. Zostałem wybrany do zarządu Związku w 1987 roku i pełniłem funkcję przez osiem lat. Napisałem także historię innej organizacji polonijnej - Sokolstwo Polskie w Ameryce. W 1995 roku wraz z małżonką rozpocząłem pisać pracę o historii Związku Polek w Ameryce, dziś niestety nieistniejącej organizacji. Wszystkie te organizacje były wspaniałe i miały na celu polepszanie sytuacji Polski i Polonii. Uważam, że każdy kto jest polskiego pochodzenia powinien należeć do którejś z polonijnych organizacji.  Dlaczego został Pan historykiem?  Kiedy rozpocząłem naukę w niższym Seminarium Quigley, szkole średniej pod patronatem Archidiecezji Chicagowskiej, zacząłem być świadomy swojej etniczności. W tej ogromnej szkole było 1200 uczniów. To to mój nauczyciel angielskiego polecił mi przeczytać „Ogniem i mieczem” Henryka Sienkiewicza. Choć nie miałem pojęcia ani o powieści, ani o jej autorze, byłem urzeczony tą lekturą i natychmiast sięgnąłem po pozostałe części Trylogii, które były jeszcze bardziej fascynujące. W trzeciej klasie wraz z kolegami polskiego pochodzenia zostaliśmy umieszczeni w jednej klasie i uczyliśmy się języka polskiego pod kierunkiem księdza Tadeusza Jakubowskiego, późniejszego biskupa Archidiecezji Chicagowskiej.   Później, w 1964 roku rozpocząłem studia na Uniwersytecie Wisconsin w Madison i studiowałem Historie Związku Sowieckiego i Wschodniej Europy. Prace magisterską napisałem na temat niepowodzenia kolektywizacji rolnictwa w Polsce - rządzonej przez komunistów, do której używałem materiałów w języku polskim. Pod okiem profesora Edmunda Zawackiego z Wydziału Języków Słowiańskich nie tylko pogłębiłem znajomość języka polskiego, ale także otrzymałem stypendium Fundacji Kościuszkowskiej do zrobienia badań do pracy doktorskiej w Polsce, która robiłem pod kierunkiem wspaniałego naukowca prof. Johna Armstronga.   Dzięki wsparciu prof. Armstronga otrzymałem pozycję wykładowcy na Uniwersytecie Wisconsin w Milwaukee w 1969 roku, gdzie pracowałem do 2013 roku. Był Pan zaangażowany w Kongresie Polsko-Amerykańskim, a poprzez to odegrał Pan ważną role we wstąpieniu Polski do NATO. Po śmierci prezesa Mazewskiego, w 1988 roku, jego następcą został prezes Moskal. Pod jego dyrekcją aktywnie działałem nad wejściem Polski do NATO. Było to bardzo ważne dla Polski po 1989 roku, wolnej już od komunistów. Dzisiaj Polska nie tylko dobrze funkcjonuje, ale także ma zapewnione bezpieczeństwo przez NATO i przynależność do Unii Europejskiej. A tak nawiasem mówiąc, jestem jedynym autorem, którego prace oddały kredyt Polonii Amerykańskiej i Kongresowi Polonii Amerykańskiej za jego wkład w wejście Polski do NATO. Aż trudno w to uwierzyć!  Przez wszystkie lata pracy na uniwersytecie uczyłem o Rosji, Polsce, Wschodniej Europie i Polonii Amerykańskiej. Byłem dumny z tego, że byliśmy w stanie otworzyć Wydziały Studiów Rosyjskich, Europy Wschodniej i Polski, a także organizowaliśmy wyjazdy dla studentów do Polski i Rosji. Jestem także zaangażowany w dwóch naukowych organizacjach dedykowanych studiom o Polsce: Polski Instytut Naukowy w Ameryce i Polsko-Amerykańskie Stowarzyszenie Historyczne oraz wspieram prace Fundacji Kościuszkowskiej w Nowym Yorku.  Moje zaangażowanie w propagowaniu dziedzictwa polskiego jest zakorzenione w wielu rzeczach – pochodzeniu mojej rodziny, mojemu życiu z ukochaną żoną Angelą, mojej nauce w szkole średniej i na studiach, czasowi spędzonemu w Polsce oraz zaangażowaniu w organizacjach polonijnych i naukowych.  Jak wyglądała Polonia w latach 40, 50, 60? Od lat 50-tych znaczenie Polonii – osób, które miały polskie pochodzenie, ulegało zasadniczym zmianom. Prze rokiem 1950 słowo „Polonia” zasadniczo znaczyło „emigranci i ich urodzone w Ameryce dzieci,” w większości emigranci pierwszej generacji to ci, którzy przybywali do Ameryki na początku XX. wieku. Byli oni zatrudnieni w fabrykach i w przedsiębiorstwach miejskich, relatywnie mało pracowało się na roli. Niewielu miało ukończoną szkole średnią. Większość zamieszkiwała dzielnice zaludnione przez Polaków w Chicago, Detroit, Milwaukee, Nowym Yorku, czy Buffalo. Język polski był ważnym faktorem zarówno wśród społeczności, jak i w wielu organizacjach i blisko w 1000 kościołach oraz parafiach, a także w publikacjach. Polacy głównie popierali partię demokratyczna i jej ruch robotniczy. W latach 60-tych Polonia ulega zasadniczej zmianie. Coraz więcej młodych Polonusów kształciło się na wyższych uczelniach, a także podejmowało prace w lepiej wykwalifikowanych zawodach: nauczycieli, służby społecznej, policjantów, strażaków, a także zajmowali kierownicze stanowiska. Widać było coraz więcej osób polskiego pochodzenia w życiu politycznym Ameryki. W 1959 i 1960 czterech Polaków zostało kongresmanami. To był Edward Derwiński, John Kluczyński, Roman Puciński i Dan Rostenkowski. W 1968 Senator Edmund Muskie z Maine był nominowany na wiceprezydenta. Prof. Zbigniew Brzeziński miał ogromne wpływy w Washingtonie, będąc doradcą politycznym prezydenta. Wtedy także wzrosło uprzedzenie antypolskie, ku zaskoczeniu społeczności polskiego pochodzenia, która uważała się za jednakowo dobrych, tak jak Amerykanie.  Polonusi wyprowadzają się więc z typowo polskich dzielnic, opuszczają polskie kościoły, a także organizacje. Był to także początek końca języka polskiego wśród tzw. Starej Polonii.  Oczywiście Polacy przybywali nadal do Ameryki. Największe fale przypadły na lata 80, niektórzy wstępowali do organizacji polonijnych.  Aktualnie szacuje się, że w USA mieszka 10 milionów Amerykanów polskiego pochodzenia, z czego zaledwie 4% urodziło się w Polsce. Znajomość języka polskiego słabnie, a małżeństwa międzyetniczne są bardzo popularne. Być może milion Amerykanów polskiego pochodzenia ma solidne więzi z Polska poprzez język, czy rodzinę w Polsce. Praktycznie wszyscy są ścisłe zintegrowani w życiu amerykańskim. Krótko mówiąc reprezentują historie wielkiego amerykańskiego sukcesu. Politycznie Polonusi, którzy jeszcze w 1960 roku głosowali na demokratów (80% do 20% na Johna Kennedy’ego), dzisiaj są równo podzieleni pomiędzy dwie partie demokratów i republikanów. Częściowo dzięki identyfikowaniu się z religią katolicką i spadkiem przynależności do związków zawodowych.  Dzisiaj wyzwaniem dla polonijnych organizacji jest znalezienie programów, które dotarłyby do Polonii, by zainteresować je związkiem z nimi poprzez uznanie dla dziedzictwa, wspomnień rodzinnych, przyjemność z polskiego jedzenia, a także związku z kościołem. Przykładami takich działań jest Polski Festiwal w Milwaukee, w którym uczestniczy na przestrzeni trzech dni ponad 40,000 ludzi czy Parada Dnia Konstytucji 3 Maja w Chicago – cóż za wspaniale wydarzenie! Innym świetnym sposobem jest promowanie podroży do Polski, kraju naszych przodków. Zobaczyć to uwierzyć! Polska jest piękna, a jej obywatele tacy przyjaźni.  Tu jest świetne miejsce do działania dla władz polskich. Do tej pory organizacje polonijne fantastycznie prezentowały sprawę polską wśród Amerykanów. Teraz kolej na Polskę, by przejęła tę rolę.  Musze wspomnieć, że w 2001 roku byłem zaangażowany w sprowadzenie wystawy "Leonardo da Vinci and the Splendor of Poland" do Milwaukee, Huston i San Francisco. Obejrzało ją ponad 400,000 osób. My, naukowcy, możemy prowadzić wykłady o kulturze, ale większe znaczenie odegrałyby wydarzenia takie jak ta wystawa, które przyciągnęłyby wielu widzów z różnych środowisk. A więc, Polsko, teraz Twoja kolej! Pana książka “For Your Freedom Through Ours: Polish American Efforts on Poland's Behalf 1863-1991” (1991) to historia zorganizowanego wysiłku Amerykanów polskiego pochodzenia i ich aspiracje do niepodległości politycznej Polaków.  Jak to się stało, że zainteresował Pana ten temat? Skąd czerpał Pan materiały? Zajęło mi trzy lata, by napisać historię Kongresu Polsko-Amerykańskiego. Ucieszyłem się bardzo, że ukończyłem ją właśnie, gdy rozpadł się Związek Radziecki. Był to rezultat wysiłków Polaków: Jana Pawła II, ruchu Solidarności, a także Polonii. Szczęśliwie miałem ogrom materiałów, a także wywiadów ze wspaniałymi ludźmi, co ułatwiło moją pracę. Ale wiesz co? Ta historia jest ignorowana i niedoceniona przez wielu Amerykanów polskiego pochodzenia, przez wielu Amerykanów i zbyt wielu amerykańskich naukowców. Oprócz mojej publikacji, nie istnieje żadna inna na temat roli i znaczenia Kongresu Polsko-Amerykańskiego i Polonii w nie siłowym wyzwoleniu Polski spod jarzma Sowietów.  To okropne, że te fakty historyczne i troska Polonii o losy Polski jest nieznana i lekceważona. To bardzo przykre! W tym roku otrzymał Pan tytuł Honorowego Marszałka Parady Dnia Konstytucji 3 Maja w Chicago, największej parady polskiej. Jak Pan odebrał te nominacje? Co czuł Pan podczas tej uroczystości? Będąc Honorowym Marszałkiem tegorocznej Parady Dania Konstytucji 3 Maja było wspaniałym przeżyciem i doświadczeniem. Sama parada była tak okazała, że zapierało dech obserwując wszystkie grupy maszerujące przed trybuną. Tylu uczestników, tylu obserwujących! Biel i czerwień w całym mieście. To był dla mnie ogromny honor, być wyróżnionym obok Wielkiego Marszalka, Jego Ekscelencji Biskupa Andrzeja Wypycha, Profesora Zbigniewa Kruszewskiego oraz wszystkich innych wspaniałych osób. Na zakończenie, co chciałby Pan powiedzieć czytelnikom kwartalnika “mojaWieś mojeMiasto”?  W 2012 roku celebrowaliśmy z naszymi krewnymi podczas dwudniowych obchodów setną rocznice emigracji naszego dziadka Walentego z Polski do Ameryki. Udział w tym wydarzeniu wzięło 18 członków naszej rodziny z USA i 70 osób z Polski. Nasz obiad w Rzeszowie trwał 9 godzin. Obejrzeliśmy wspólnie film o naszej rodzinie. Teraz jest na YouTube, polecam. Następnego dnia mieliśmy specjalną mszę świętą w pięknym kościele św. Mikołaja w Przybyszówce, która była celebrowana przez 4 księży. Jesteśmy takimi szczęśliwcami, że mamy ścisłe więzy rodzinne w Polsce.  Wywiad i tłumaczenie  Lucja Mirowska-Kopec   Czytaj dalej

Trwa przekierowywanie...

Trwa przetwarzanie ...

Twój kłos został poprawnie oddany!

Twój kłos został usunięty!

Wystąpił błąd podczas kłosowania. Twój kłos nie został oddany!

Plik jest zbyt duży, dozwolona wielkośc to max 10MB.

Aktualnie trwa modernizacja sklepu.
Zapraszamy już wkrótce!

Korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies użytkownik może kontrolować za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Dalsze korzystanie z naszego serwisu internetowego, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje stosowanie plików cookies.

Zamknij